Cud i "józefowe" zbiegi okoliczności. Personel szpitala twierdził, że czegoś takiego jeszcze u nich nie było
"Mieliśmy wszyscy łzy w oczach, kapłan i osoby z personelu medycznego, które twierdziły, że czegoś takiego jeszcze u nich nie było". Przeczytaj wzruszające świadectwo cudu nawrócenia za wstawiennictwem świętego Józefa.
Niesakramentalny związek i ciężka choroba
Zdarzenie, które opiszę, miało miejsce 17 lat temu, kiedy to za przyczyną św. Józefa wyprosiłam w ostatnich chwilach życia ciężko chorej osoby pojednanie z Bogiem. Była to moja sąsiadka Ewa, ciężko chora na raka płuc. W wieku 45 lat przyjęła Chrystusa, przystępując do Pierwszej Komunii Świętej, być może i sakramentu bierzmowania. Kobieta ta związała się z mężczyzną tylko przez zawarcie związku w Urzędzie Stanu Cywilnego. W żadne święta kościelne, niedziele i dni powszednie nie uczestniczyła w Eucharystii, jej "mąż" także. Niejeden raz prosiłam, aby zawarli związek małżeński przed Bogiem, ale gdy ten temat poruszałam, Ewa twierdziła, że to niepotrzebne, nieważne; wyraźnie unikała rozmowy na ten temat. Gdy po latach przyszła ciężka choroba, która wyniszczała ją z dnia na dzień (wcześniej paliła trzy paczki papierosów dziennie) mimo wysiłków lekarzy jej stan się pogarszał. Osłabiona chemioterapią straciła równowagę, mowę, nie poznawała osób. Potrzebowała opieki innych, leżąc w szpitalu na oddziale "R" bez świadomości, gdzie jest i co się dzieje.
Zaczęłam wątpić, czy nie jest za późno. Wtedy "wpadł" mi w ręce Telegram do św. Józefa
Wtedy to zdałam sobie sprawę, że muszę pomóc jej pojednać się z Bogiem, choć zaczęłam wątpić, czy nie jest za późno. Zadawałam sobie pytanie, jak oraz kogo mam w tak trudnej sytuacji, przy ciężko chorej, nieświadomej, powoli umierającej osobie, prosić o pomoc i wstawiennictwo. Kiedy szukałam stosownej modlitwy, "wpadł" mi w ręce Telegram do św. Józefa. Serce podpowiadało mi: "Módl się do tego świętego, a uprosisz". Czas naglił, odsunęłam swoje codzienne obowiązki na drugi plan i z pokorą oraz wiarą modliłam się i błagałam św. Józefa o wstawiennictwo. Prosiłam o łaskę pojednania dla chorej, aby nie została potępiona oraz aby Bóg miłosierny ulitował się nad nią.
Pewnego dnia niespodziewanie przyszedł do mnie jej "mąż", prosząc o pomoc, bo nie wiedział, jak to załatwić: "Ewa prosi o kapłana, chce się pojednać z Bogiem i zawrzeć sakrament małżeństwa. Pomóż mi!". Ściskając w ręce Telegram do św. Józefa, płakałam i prosiłam go o siłę dla mnie, bym mogła sprostać temu zadaniu.
Ślub w szpitalu i łzy personelu medycznego
To był październik. Około godziny 22.00 zabraliśmy kapłana z parafii do szpitala. Towarzyszyła nam także jeszcze jedna osobę, która miała być świadkiem razem ze mną, i udaliśmy się do szpitalnej kaplicy. Kapłan spisał potrzebne dane, potem ja i drugi świadek wyszliśmy, gdyż "mąż" Ewy przystąpił - po 32 latach - do sakramentu pojednania. Jakiż wielki cud! Potem weszliśmy na drugie piętro szpitala, gdzie leżała chora. Kapłan sam wszedł do sali, aby przygotować chorą, my zostaliśmy na korytarzu. Przez cały czas ściskałam w ręce Telegram do św. Józefa i w cichości prosiłam: Święty Józefie, ratuj nas w życiu, w śmierci, w każdy czas. Po dłuższym czasie, a dochodziła już wtedy godzina 24.00, kapłan nas wezwał. Wchodząc, nie wierzyłam własnym oczom: ciężko chora Ewa stała przy łóżku uśmiechnięta. Z wrażenia zapytałam, czy mnie poznaje, odpowiedziała, że tak. Wciąż ściskałam w ręce Telegram i w myślach prosiłam o siłę i dary Ducha Świętego dla niej, aby mogła zawrzeć sakrament małżeństwa. Tak też się stało - za wstawiennictwem św. Józefa przed Bogiem, w obecności mojej oraz drugiego świadka zawarli związek małżeński, nałożyli sobie obrączki, a kapłan pobłogosławił ich o godzinie 24.00 w szpitalu w Pszczynie na oddziale intensywnej terapii "R". Mieliśmy wszyscy łzy w oczach, kapłan i osoby z personelu medycznego, które twierdziły, że czegoś takiego jeszcze u nich nie było. Ewa położyła się do łóżka o własnych siłach, szczęśliwa. Po czterech dniach, nie odzyskawszy przytomności, odeszła w pokoju do Pana.
"Józefowe zbiegi okoliczności"
Mąż jej żyje, ma na imię Józef. Kiedyś powiedział mi, że urodził się 19 marca. Ewa urodziła się także 19 marca tylko innego roku.
Święty Józef jest nie tylko patronem dobrej śmierci. Jego opiece polecajmy nasze rodziny w tak trudnych czasach, zwracajmy się do niego w naszych codziennych sprawach, zwłaszcza skomplikowanych i beznadziejnych. Jeżeli będziemy prosić z pokorą i wiarą o wstawiennictwo, on nas wysłucha.
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych.
Świadectwo pochodzi z książki "Cuda świętego Józefa".
Skomentuj artykuł