Modlitwa o wypędzenie złych duchów [ŚWIADECTWO]
Innym rodzajem uzdrowienia, bardzo często przeprowadzanym przez Jezusa, jest uwolnienie od złych duchów. Podobny nakaz dał też swoim uczniom, aby kontynuowali Jego misję niszczenia dzieł szatana i wyzwalania zniewolonych.
Posługa uwalniania pozostaje w ścisłym związku z uzdrowieniem; polega na podjęciu wszelkich możliwych starań, aby dzięki łasce Jezusa Chrystusa wyrwać daną osobę z oszustw i więzów Złego. Uwolnienie należy odróżnić od egzorcyzmu większego, będącego obrzędem liturgicznym stosowanym jedynie w przypadkach opętań (które nie występują często) i jedynie przez biskupa lub kapłana wyznaczonego przez biskupa.
Posługa uwalniania jest w istocie rozwinięciem modlitwy Jezusa zawartej w modlitwie Ojcze nasz - "zbaw nas ode złego". Wyrasta z rozpoznania, że złe duchy są w stanie zdobywać przyczółki w naszym życiu, zwłaszcza kiedy grzeszymy albo doświadczamy zranień ze strony innych. W jakiejś sferze zniewolone wewnętrznie - przez strach, przymus, głębokie poczucie odrzucenia czy ukryte grzechy - mogą być nawet osoby żyjące przykładnie po chrześcijańsku, nie doświadczające jednak wolności i pełni życia, stanowiących nasze dziedzictwo w Chrystusie. Modlitwa uwolnienia, w której mocą autorytetu Jezusa wypędzamy te duchy z życia danej osoby, to normalna część życia chrześcijańskiego.
Na własne oczy przekonałam się o jej efektach. Było to w pewnym kościele w Brazylii, do którego wybraliśmy się posługiwać w zespole misyjnym. Jedną z proszących wtedy o modlitwę była kobieta, którą nazwę tu Laura. Sprawiała wrażenie osoby przytłoczonej życiem i załamanej; miała zszarzałą twarz i garbiła się. Oszacowałam, że mogła mieć około trzydziestu lat, zamurowało mnie więc, gdy powiedziała, że szesnaście. Spytałam, o co moglibyśmy się pomodlić - po chwili wahania odpowiedziała, że dręczą ją złe duchy. W Ameryce Południowej, gdzie synkretyzm religijny i praktykowanie okultyzmu nie należą do rzadkości, jest to dość częste zjawisko. Wraz z towarzyszącym mi młodym tłumaczem z Portugalii zaczęliśmy się za nią modlić.
Po kilku minutach wyczułam, że coś blokuje naszą modlitwę. Ponieważ najczęstszą przeszkodą w przyjęciu uzdrowienia bywa brak przebaczenia (zob. Mk 11, 25), spytałam Laurę, czy jest ktoś, komu powinna wybaczyć. Wyznała po chwili, że pewien pastor z jej kościoła molestował ją, odkąd skończyła jedenaście lat. Powiedziałam: "Bardzo mi przykro, że tak się stało. To bardzo poważny grzech przeciw tobie. Pamiętaj, że przebaczenie nie oznacza umniejszenia ciężaru grzechu. Polega na oddaniu go w ręce Boga. On osądzi tego człowieka. Ty natomiast możesz uwolnić się od urazy, jaką do niego żywisz". Zgodziła się mu przebaczyć i poprowadziłam ją w modlitwie wybaczenia.
Wiedząc, że tak wielka trauma mogła spowodować także inne duchowe więzy, wyjaśniłam, że może teraz zmierzyć się z innymi przyczółkami Złego w jej życiu. Zaproponowałam jej kilka prostych modlitw: "W imię Jezusa wyrzekam się wstydu; w imię Jezusa wyrzekam się strachu; w imię Jezusa wyrzekam się poczucia winy". Gdy wyrzekłam to ostatnie, Laura wtrąciła: "Czuję, że to była moja wina". Zapewniłam ją, że to nieprawda, że nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. Wiedziałam jednak, że moje słowa pewnie nie wystarczą, aby ją przekonać. Jedynie Bóg mógł złamać w niej to kłamstwo.
Modliliśmy się dalej. Następnie zaproponowałam Laurze, aby powiedziała: "W imię Jezusa wyrzekam się bałwochwalstwa". Do tego momentu bez wahania powtarzała modlitwy, do których ją zapraszałam, tym razem jednak jej usta zacisnęły się. Zmagała się, otwierając je, ale nie była w stanie powtórzyć tych słów. Była to oznaka wpływu złego ducha, który ograniczał jej wolność w tej sferze.
W tym momencie próbował pomóc tłumacz, który nie był jeszcze obeznany z modlitwą uzdrowienia. Spojrzał jej w twarz i powiedział głośno po portugalsku: "Powtarzaj! Wyrzekam się bał-wo-chwal-stwa. No, dalej, wyrzekam się". Spokojnie powstrzymałam go, wyjaśniając, że musimy teraz zwrócić się nie do jej języka, ale do wolnej woli. Spytałam: "Lauro, czy przychodzi ci do głowy jakiś powód, dla którego trudno ci wyrzec się bałwochwalstwa?". Kaszlnęła, odchrząknęła i w końcu rzekła: "No cóż, może to dlatego, że zadaję się z zespołem satanistycznym, do którego należy mój chłopak. Wiem, że to nie jest dobre, ale to jedyna grupa, w której czuję się bezpiecznie i mam bliskie osoby".
Wyjaśniłam jej: "Lauro, twoim bezpieczeństwem pragnie być Jezus. Chciałby postawić przed tobą nowych przyjaciół. Jeśli Mu zaufasz, zapewni ci wszystko, czego potrzebujesz. Czy Mu zaufasz?". Skinęła głową. Zaraz potem była już w stanie wyrzec się bałwochwalstwa. Duch bałwochwalstwa utracił w niej swój przyczółek i nie miał już się gdzie zaczepić. W imię Jezusa nakazaliśmy mu, aby ją zostawił i zobaczyliśmy, jakby spadał z niej wielki ciężar.
To jednak nie wszystko. Laura zaufała nam na tyle, że podwinęła rękaw koszuli i pokazała swoje przedramię, całe pokryte satanistycznymi znakami. Na szczęście nie były to tatuaże, tylko atrament. Z kieszeni wyjęła następnie kawałek papieru, rozwinęła i pokazała nam. Było na nim jeszcze więcej demonicznych znaków i zapisków. "W domu mam całą szafkę takich zeszytów" - dodała. "Lauro, mam propozycję. Gdy skończymy się modlić, pójdziemy do łazienki, zmyjesz to wszystko ze swojej ręki i wyrzucisz tę kartkę. A kiedy przyjdziesz do domu, wyrzucisz wszystkie zeszyty. Okay?". Zgodziła się chętnie.
Cebula miała jednak kolejną warstwę. W toku modlitwy napotkaliśmy znów opór. Zapytałam Laurę, za co teraz jej zdaniem moglibyśmy się pomodlić. "Za masturbację" - usłyszeliśmy cicho. Odpowiedziałam: "Naprawdę dobrze, że wyciągnęłaś to na światło dzienne. Pan może cię teraz uwolnić".
Nie była katoliczką, nie miała więc dostępu do sakramentu pojednania, poprowadziłam ją jednak w modlitwie proszącej Pana o wybaczenie, wyrzekającej się grzechu i ogłaszającej zwycięstwo nad nim dzięki mocy Jezusowego krzyża i zmartwychwstania. Gdyby Laura była katoliczką, nakłaniałabym ją do jak najszybszego pójścia do spowiedzi. Pan ma swoje sposoby uzupełniania ludzkich braków, i tak też zrobił. Ponownie widzieliśmy, jak opada z niej ciężar.
Modliliśmy się jeszcze, aby Bóg ją błogosławił i wypełnił Duchem Świętym. Nagle wybuchła w niej niespodziewana modlitwa połączona z ogłaszaniem Pana. Wylewała się z niej tak szybko, że tłumacz ledwo nadążał. Wykrzykiwała: "Jestem zbawiona, oczyszczona krwią Jezusa! Jestem córką Boga, który mnie odkupił! Dał mi Ducha Świętego i dary, których będę używać na Jego chwałę! Ogłaszam zwycięstwo Jego królestwa! Będę Mu służyć, ewangelizować i przyprowadzać do Niego innych!".
Laura prorokowała nad samą sobą, ogłaszając w mocy Ducha Świętego swoją prawdziwą godność i powołanie córki Boga. Pan uchylił rąbka pięknej misji, jaką miał dla niej. Została przemieniona!
Po tym poszłyśmy do łazienki, gdzie zmyła z ramienia symbole ciemności. Tamtego wieczora wychodziła z kościoła jako nowa osoba. Chociaż proces uzdrowienia dopiero się w niej rozpoczął i bez wątpienia potrwa szereg lat, Jezus dokonał w niej właśnie przełomu. Do mnie zaś na nowo trafiła prawda Jego słów: "Duch Pański spoczywa na mnie (...) posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność (...) abym uciśnionych odsyłał wolnymi" (Łk 4, 18).
- Tekst pochodzi z książki "Uzdrowienie. Boża miłość nie ma granic", w której znajdziesz więcej świadectw skuteczności modlitwy.
Skomentuj artykuł