Nie był u spowiedzi od... 37 lat. To, co wydarzyło się w konfesjonale, zmieniło jego życie [ŚWIADECTWO]

(fot. Ben White / unsplash.com)
Brad Dickson / kw

Ostatnio zrobiłem coś, czego nie robiłem od 37 lat. Poszedłem do spowiedzi. W tym doniosłym momencie to właśnie ta część: "Pobłogosław mnie, ojcze, bo zgrzeszyłem. Mija jakieś 37 lat od mojej ostatniej spowiedzi" martwiła mnie najbardziej.

Jakie to będzie niezręczne? Jak usprawiedliwić swoją nieobecność na spowiedzi świętej od czasów trzech papieży, kiedy w Białym Domu byli Ronald Reagan lub Jimmy Carter?

Gdy ostatni raz byłem u spowiedzi, cena znaczka wynosiła prawdopodobnie 15 centów. W kinach wyświetlano "Poszukiwacze zaginionej arki". Na szczycie listy przebojów muzyki pop były Sheena Easton i Blondie.

DEON.PL POLECA

Kolejna obawa przed spowiedzią: zdaję sobie sprawę, że konfesjonał to miejsce anonimowe, ale w dzisiejszych czasach martwią mnie ukryte kamery oraz moje wyznanie, które może pojawić się na YouTube. Bo dziś należy o tym myśleć, prawda? Nasza prywatność osiąga poziom zerowy. Kto może mnie zapewnić, że nie pojawi się nagłówek: "Pierwsza spowiedź gościa od 1981 roku szybko rozprzestrzenia się w internecie, osiągając 2 miliony kliknięć"?

Miałem koszmary z Howie Mandelem wsadzającym głowę do konfesjonału i informującym mnie, że biorę udział w nowym reality show z ukrytymi kamerami pt. "Szaleństwo spowiedzi". Albo z tym nachalnym facetem z ABC Johnym Quiñonesem. Ten może po prostu wepchnąć się do konfesjonału z trzema kamerzystami walczącymi o jak najlepszy kąt i zapytać: "Czy kiedykolwiek oglądałeś program «Co byś zrobił»"? Mówię: "Tak, wtedy kiedy wystarczająco szybko nie udało mi się zmienić kanału". Quiñones na to: "Ten ksiądz, z którym właśnie rozmawiałeś, jest tak naprawdę aktorem!". Ja na to: "Rozpoznaję ten głos. To gość z reklamy Geico, prawda?".

Powinienem chyba wyjaśnić, że przez trzy i pół dekady nie miałem zamiaru się spowiadać, ponieważ nie miałem nic do powiedzenia, bo przecież prowadziłem wzorowe życie. Nie, czekaj: to dlatego, że jestem niepraktykującym katolikiem.

Ponadto moje ostatnie wyznanie grzechów nie poszło dobrze. Nie wdając się w szczegóły, powiedzmy, że czułem potrzebę rozrywki. W tym czasie miałem być komikiem, więc upiększałem to, co - jak sobie wyobrażałem - nie było pochwalane. Ale żeby było jasne, nigdy nie ukradłem ze sklepu skarpet.

Więc po co iść teraz? Była to pewnego rodzaju obietnica, którą złożyłem mojej matce, gdy umierała w 2015 roku. Nie była to bezpośrednia obietnica, ale wspomniałem coś o powrocie do Kościoła, z którego wcześniej odszedłem. Dotrzymuję obietnic.

Pochodzę z umiarkowanie katolickiej rodziny z Nebraski, co oznacza, że chodziliśmy do kościoła w każdą niedzielę, chyba że gra NFL rozpoczynała się o 11.00. Czasami chodziliśmy na mszę w sobotni wieczór.

Była ona jak zwykła niedzielna msza nie licząc kilka pieśni.

Potem na stadionie drużyny piłkarskiej Nebraska Cornhusker zamontowano światła, co pozwoliło na wieczorne mecze i jednocześnie położyło kres wieczornym mszom.

W Wielkim Poście rezygnowaliśmy z czegoś łatwego, jak olej z wątroby dorsza czy swing dance. Tak naprawdę nigdy nie chodziliśmy na swing dance.

Bólem związanym z opuszczeniem Kościoła było to, że przeoczyłem moje ulubione danie, fish fries, podczas Wielkiego Postu. Jednak nie był to problem dla mojej rodziny. Począwszy od końca lat 80. staliśmy w długich kolejkach przypominających te z lat 70., by kupić gaz w czasie kryzysu energetycznego. Mój bratanek obliczył kiedyś, że z jego pierwszych 12 lat życia około 3 lata spędził, stojąc w kolejce po fish fries.

Od czasu mojej ostatniej spowiedzi byłem na kilku pogrzebach i ślubach, ale poza tym nie chodziłem do kościoła. Przez te wszystkie lata dorastałem i nie zbliżałem się do kratek konfesjonału.

Małe badanie uświadomiło mi, że jeśli chcę, mogę wyspowiadać się twarzą w twarz. Postanowiłem jednak trzymać się dyskretnej wersji, ale nawet to wydawało się niezręczne. Oczekiwałem, że pojawi się możliwość wyznania grzechów za pomocą wiadomości tekstowej lub czatu.

Tak czy inaczej, niedawno udałem się do kościoła św. Karola Boromeusza w Omaha w stanie Nebraska. Spowiedź zaplanowano od 11.40 do 11.55. Najwyraźniej zgromadzenie wiernych składa się głównie ze świętych i szybkich mówców.

Wszedłem do środka kilka minut przed 11.30, wiedząc, że jestem za wcześnie. Stwierdziłem jednak, że kolejka do spowiedzi będzie długa. Gdyby wszyscy, którzy musieli odpokutować za swoje grzechy w 2018 roku przyszli do spowiedzi, kolejka miałabyć wiele mil. Gdyby przyszli tylko ci, którzy w tym tygodniu napisali złośliwy komentarz na Facebooku, kolejka sięgałaby pewnie już tylko drzwi.

Najwyraźniej nie ma tylu grzeszników, ilu myślałem, bo nie było w ogóle kolejki (pomysł dla księdza: zaproponuj fish fries do spowiedzi, aby przyciągnąć tłum). Nie było też księdza. Chociaż nie byłem tutaj od jakiegoś czasu, miałem pewność, że ten ostatni był istotnym elementem tego procesu.

Kościół wydawał się niemal zupełnie nowy i bardzo nowoczesny. Później dowiedziałem się, że został wzniesiony w 2005 roku. Wszystko było świeże i czyste, mieniło się w naturalnym świetle. Różnił się bardzo od kościołów z mojej młodości, które przypominały dworzec kolejowy w Warszawie.

Wkrótce zamigotało światło w konfesjonale. Wszedłem przez drzwi i zająłem miejsce… Cóż więcej szczegółów nie zamierzam ujawniać. Co się wydarzyło w konfesjonale, zostało w konfesjonale. Powiem jedynie, że zacząłem od: "Minęło ponad 37 lat od mojej ostatniej spowiedzi" i nie usłyszałem trzasków drzwi, więc wiedziałem, że kapłan wciąż tam jest, zatem kontynuowałem.

Nie usłyszałem także Howiego Mandela (tego z moich koszmarów), więc to była ulga.

Ta historia nie kończy się jakąś wielką epifanią albo płaczliwą nostalgią. Zrobiłem to i cieszę się, że tam poszedłem. Nie ujawnię mojej pokuty poza tym, że powinienem skończyć około kwietnia 2021 roku.

Później zostałem z uczuciem spokoju. Dobrze było wiedzieć, że mama jest ze mnie dumna. Całe to wydarzenie, jeśli nawet nie zmieniło mojego życia, było oczyszczające. Wsparcie dla mojego życia?

Zdecydowanie. Prawdopodobnie nie będę czekać kolejnych 37 lat, aby zrobić to ponownie.

Brad Dickson pracował jako scenarzysta w "The Tonight Show with Jay Leno" oraz jako autor działów humorystycznych w różnych czasopismach. Jest autorem dwóch książek oraz bloga braddicksononline.com. Tekst pierwotnie ukazał się w America Magazine. Tłumaczyła Gabriela Kwaśniak

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie był u spowiedzi od... 37 lat. To, co wydarzyło się w konfesjonale, zmieniło jego życie [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.