"Szkoda, że nie molestował mnie ksiądz"
"Szkoda, że nie byłam w dzieciństwie molestowana przez księdza, lecz przez człowieka świeckiego. Ktoś by się wtedy mną zainteresował, wysłuchał, pokierował gdzie trzeba". Tak dramatyczne wyznanie usłyszał jeden z zakonnych delegatów ds. ochrony dzieci i młodzieży.
W zeszłym miesiącu każda parafia została poproszona o wywieszenie plakatu informującego, gdzie mogą zgłaszać się osoby skrzywdzone przez duchownych. Jedni proboszczowie wywiesili plakat w widocznym miejscu, inni gdzieś, gdzie nie rzuca się w oczy, a były też i takie parafie, w których w ogóle nie zawisł. Na pytanie o wyjaśnienia, oporni księża tłumaczyli, że nie chcą, by wierni parafianie myśleli, że ich duszpasterze mogliby wykorzystać dzieci w tak okrutny sposób. Nie chcą, by kojarzono parafię z księżmi dopuszczającymi się przestępstw seksualnych. "Takie rzeczy nigdy się u nas nie działy i nigdy nie będą miały miejsca" - odpowiadają.
Do jednej z parafii zgłosiła się osoba molestowana przez sąsiada, gdy miała 16 lat. Nie był księdzem, więc nikt się sprawą nie zajmie, nikt nie nałoży na niego zakazów, które uchronią inne potencjalne ofiary. W Kościele przydzielono by sprawcy kuratora, zostałby prewencyjnie zawieszony na czas wyjaśnienia sprawy. Nie dzieje się tak w przypadku osoby świeckiej nie zatrudnionej w instytucji kościelnej. Pozostaje jedynie dochodzenie sprawiedliwości w sądzie. A i tam trudno udowodnić cokolwiek, gdy mamy słowo przeciwko słowu. A może to nie było molestowanie? Może to były tylko nieporadne zaloty o kilkanaście lat starszego mężczyzny? Ofiary czują się bezsilne i często nie chcą przechodzić przez piekło rozprawy sądowej.
Trochę inaczej jest w Kościele choć różne są postawy księży wobec prewencji promowanej przez Biuro Delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży. Są tacy, którzy uważają te działania za szkodliwe dla Kościoła, podważające autorytet pasterzy. Inni sami poszukują ewentualnych ofiar, nawet, jeśli sprawca już nie żyje, by zaoferować pomoc. Kościół jednak wiele robi, by parafie i katolickie instytucje były miejscem bezpiecznym. Mimo niektórych nagannych postaw nieczułych na krzywdę księży, podejmuje o wiele więcej działań niż korporacje, więcej niż budżetówka, więcej niż większość dużych organizacji pozarządowych. Bardziej angażuje się w pomoc ofiarom niż tzw. Państwowa Komisji ds. Pedofilii, która swoją niekompetencją raczej szkodzi ofiarom, niż je wspiera. I wręcz z upodobaniem torpeduje starania Kościoła. To ona podała do publicznej wiadomości, że blisko 30% zgłoszeń o popełnieniu przestępstwa pedofilii w Polsce dotyczy osób duchownych. Nie wiem, czy była to celowa manipulacja danymi czy dowód niekompetencji? Efektem tego nierzetelnego raportu był potężny banner z napisem "Pedofile grasują najczęściej w kościele i tradycyjnej rodzinie" wywieszony przez jedną z antykościelnych organizacji. Pod hasłem znajdował się przypis: „*według zgłoszeń rozpatrzonych przez Państwową Komisję ds. Pedofilii”. Zdjęcie tego banneru jeszcze dzisiaj ilustruje hasło "Nadużycia seksualne w Kościele katolickim w Polsce", jakie może każdy znaleźć w Wikipedii. Weźcie się do roboty i stwórzcie w zakładach pracy i w placówkach edukacyjnych system ochrony dzieci, który funkcjonowałby przynajmniej tak, jak funkcjonuje obecnie w Kościele, system który pomagałby ofiarom, a nie tylko ścigał przestępców. Nie wiadomo mi, aby coś takiego do tej pory powstało. Chyba, że tylko na papierze.
Przeszukałem internet z nadzieją, że może jednak znajdę informacje, gdzie ofiary świeckich sprawców mogą zgłaszać krzywdę, zostać wysłuchane, właściwie pokierowane i gdzie ktoś sfinansuje im terapię zanim krzywdą zajmie się sąd. Jeśli w ogóle się nią zajmie. Prawnicy rozkładają ręce mówiąc, że wiele przestępstw uległo przedawnieniu. Były ksiądz, który przed wielu laty dopuścił się przestępstwa pedofilii jest dzisiaj świeckim obywatelem z czystą kartoteką. Przestępstwo przedawniło się. Nie przedawniła się natomiast krzywda i jej konsekwencje. Czy tak powinno być? A nawet jeśli, to jak państwo zamierza pomóc ofiarom, które doznały krzywdy od sprawców sprzed lat lub już nieżyjących? Sama śmierć przestępcy nie uzdrowi przecież zranionej osoby.
Jedyna nie związana z Kościołem organizacja pozarządowa, która miała reprezentować pokrzywdzonych została zamknięta, bo się po prostu skompromitowała i straciła wiarygodność. Sąd udowodnił, że pracujący dla niej "rzecznik ofiar pedofilii w Kościele" kłamał podając się za ofiarę księdza pedofila, a ponadto wyłudził pieniądze od skrzywdzonej osoby.
Wyszukiwarka internetowa znajduje bez problemu katolicką stronę internetową zgloskrzywde.pl. Tu jednak mogą rozczarować się skrzywdzeni poza Kościołem, bo prowadząca stronę Fundacja Świętego Józefa nie jest w stanie wyręczyć państwa polskiego w pomocy wszystkim ofiarom przestępstw seksualnych. Państwowa Komisja do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15 przyjmuje zgłoszenia, ale o możliwości popełnienia przestępstwa. A to jednak nie to samo, co przyjęcie zgłoszenia krzywdy, której ktoś w dzieciństwie doświadczył. Jest różnica między zgłoszeniem krzywdy, a zgłoszeniem przestępstwa, między udzieleniem pomocy ofierze, a ukaraniem sprawcy. Na jaką pomoc może liczyć skrzywdzona osoba, zgłaszając przestępstwo instytucji państwowej? Mam cichą nadzieję, że ten mój komentarz spowoduje, iż ofiary świeckich przestępców łatwiej znajdą w internecie oferty pomocy.
Wnioskując z wypowiedzi polityków, państwo polskie interesuje się bardziej ściganiem przestępców niż pomocą skrzywdzonym. Czasem jedynie dziennikarze próbują zwrócić uwagę na krzywdę i jej ogromne konsekwencje. Niestety większość z nich wciąż myśli przede wszystkim o tym, by materiał się sprzedał, był sensacyjny i kontrowersyjny. Ludzka krzywda na szczęście "dobrze się sprzedaje". Ale często prócz ogólnego oburzenia w społeczeństwie, niewiele się zmienia.
Coraz rzadziej spotykam hierarchów kościelnych, którzy w całej tej tragedii przestępstw wobec dzieci, myślą jedynie o nadwyrężonym autorytecie Kościoła i wykazują się ignorancją w zakresie miłości. Niestety są jeszcze tacy! Ale coraz więcej jest w diecezjach i zakonach osób profesjonalnie przygotowanych do pomagania skrzywdzonym. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że ofiary są najważniejsze i jeśli chcemy w Kościele żyć Ewangelią to nie ma w nim osób ważniejszych niż pokrzywdzeni. Mocno wierzę w to, że wkrótce Kościół stanie się najbezpieczniejszym miejscem dla dzieci i młodzieży. Jestem w tej kwestii optymistą. Już teraz państwowe i pozarządowe organizacje mogą się wiele nauczyć od ludzi Kościoła zaangażowanych w ochronę dzieci i młodzieży.
Skomentuj artykuł