Tęsknota za pełnią
O tym czym powinno być narzeczeństwo i dlaczego ważna jest czystość przedmałżeńska opowiada ks. Mirosław "Malina" Maliński, duszpasterz akademicki z Wrocławia znany zwłaszcza z prowadzenia genialnych kursów przedmałżeńskich.
Przemysław Radzyński: Czym dzisiaj jest narzeczeństwo albo raczej, czym powinno być?
Ks. Mirosław "Malina" Maliński: Po pierwsze narzeczeństwo zakłada małżeństwo. Trwałe budowanie rodziny wymaga pewnej odwagi i zaufania. Zauważam tu dwie opcje: tych, których interesuje rodzina i takich, których nie interesuje. W tym drugim przypadku nie ma mowy o narzeczeństwie, bo wówczas szuka się kontaktu z drugim człowiekiem dla własnej przyjemności i zaspokojenia swoich potrzeb. W centrum jest "ja". Kiedy człowieka interesuje rodzina, czyli stworzenie przestrzeni pewnej stabilności, wspólnoty otwartej także na nowe osoby, pojawia się pytanie: "czy ja potrafię?". Młodzi ludzie obserwują świat i widzą wiele porażek. Wynoszą też trudne doświadczenia z własnych domów. Zatem pytanie: "Czy nam się uda?" jest zasadne. Z tej perspektywy narzeczeństwo, które jest etapem w budowaniu, zaczyna nabierać sensu. Można odkryć, że to budowanie musi mieć swoją dynamikę. Budując związek, który ma prowadzić do założenia rodziny, trzeba dojrzewać na poszczególnych etapach.
Skoro mówi Ksiądz, że narzeczeństwo zakłada małżeństwo, czy to znaczy, że przed oświadczynami podjęta jest decyzja o małżeństwie?
Pierwszy etap damsko-męskiej znajomości to przyglądanie się sobie, poznawanie się - młodzi wybierają się do kina, rozmawiają ze sobą. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jutro chłopak spotkał się z inną dziewczyną i zabrał ją na lody. Bo szuka. To są przymiarki, nawet nie randki. Ale potem okazuje się, że jedna dziewczyna wymaga większego zainteresowania i częściej trzeba ją zapraszać na lody. Wówczas, pójście z kimś innym na lody, w podobnym charakterze, byłoby już nie fair. I kiedy chłopak stwierdza, że z tą konkretną dziewczyną chciałby zbudować coś trwałego, to pyta czy wyszłaby za niego. Narzeczeństwo zaczyna się w momencie, kiedy para decyduje się na ślub. To jest inny poziom - wspólnego budowania, wspólnego przygotowania do założenia rodziny a wcześniej do przeżycia tej wyjątkowej uroczystości, jaką jest ślub. Narzeczeni są sobie dedykowani, ale do momentu ślubu każde z nich może powiedzieć "nie" i każde ma do tego prawo. To jest obietnica, która nie zobowiązuje, która może być zerwana z jakiegoś istotnego powodu, jest to bardzo poważna przymiarka. Oni przekazują sobie jakiś znak - najczęściej pierścionek. Ona wkłada go na palec i wszyscy wiedzą, że jest już "zarezerwowana". To jak z zapłaconym tortem w cukierni - jeszcze nikt go nie zjadł, ale nie można go też sprzedać komuś innemu, bo jest już zarezerwowany.
Narzeczeństwo powinno być bardzo pięknym okresem w życiu każdego człowieka. Charakterystyczna jest w tym czasie tęsknota za pełnią. Większa dawka pocałunków, dotknięć, muśnięć, przytuleń, które ogrzewają przeistaczającą się miłość. Ta sfera jest bardzo ważna potem, gdy przychodzą w małżeństwie okresy, gdy nie można współżyć. Im "bogatszy" był okres narzeczeński, tym łatwiej się do niego odwoływać w przyszłości. To jest też okres marzeń o tym, jak będzie wyglądała nasza rodzina. Podobnie jest z wakacjami - jesteśmy zmęczeni pracą, tęsknimy za odpoczynkiem, przed wyjazdem przeglądamy mapy i przewodniki. Marzymy o przygodzie. Dzięki tym przygotowaniom sam wyjazd nabiera smaczku, nawet wartości. A gdy na wakacje wyjeżdża się w biegu, prosto z pracy, bez żadnego przygotowanie - przylatujemy na Kretę i śpimy przez dwa dni, bo jesteśmy tak zszokowani tym, co zobaczyliśmy. Tak samo jest z małżeństwem - jeśli będzie ono wyczekane stanie się spełnieniem marzeń. Człowiek potrzebuje mocnych przeżyć - w dniu ślubu ma się zmienić całe życie. Noc poślubna ma być mocnym punktem w życiu małżonków. Dziś często świat jest wyprany z takich mocnych akcentów. Jeśli ślub nie zmienia nic w życiu małżonków, bo mieszkają tam, gdzie mieszkali, współżyją, jak współżyli wcześniej, to co ma ich ucieszyć?
Kiedy jest najlepszy moment na oświadczyny?
Nie ma żadnych reguł. To jest bardzo indywidualne. Młodzi muszą wzajemnie wyczuć moment, w którym on jest gotów zapytać, a ona jest gotowa go przyjąć. To jest szkoła bardzo uważnego patrzenia na siebie, w swoje serca i serce drugiego człowieka. Są pary, które oświadczają się po miesiącu znajomości a są takie, które robią to po ośmiu latach. Ale osiem lat to za długo. Mówienie ludziom, którzy przez tyle czasu żyją bardzo blisko siebie, żeby żyli w czystości jest niehigieniczne. Często te przechodzone związki wynikają z presji, bo np. rodzice nie zgadzają się kategorycznie na ślub, gdy młodzi nie mają mieszkania albo pracy. Ostatnio rodzice bardzo źle przyjmują możliwość ślubu na studiach. A ja znam tyle świetnych par, które pobierały się na drugim czy trzecim roku studiów. Natomiast kiedy ma się dwadzieścia lat, to często jeszcze nie jest się w pełni ukształtowanym człowiekiem, dlatego warto poczekać rok czy dwa.
Czy Kościół ma jakieś narzędzia, żeby pomóc narzeczonym przeżyć ten czas?
Coraz częściej młodzi ludzie, którzy myślą w roztropny sposób o swoim związku, tzn. uznają integralność człowieka, czyli także sferę duchową, zwracają się do Kościoła o pomoc. Proszą na przykład o to, by oficjalnie, ba - liturgicznie, rozpocząć okres narzeczeństwa. Kościół jeszcze nie wypracował obrzędu liturgicznego. Często robimy to bardzo prosto. Odprawiamy na tę okoliczność Mszę św. i udzielamy specjalnego błogosławieństwa na czas narzeczeństwa.
Narzędzia, którym Kościół dysponuje, to nawoływanie do czystości przedmałżeńskiej i przestrzeganie przed konkubinatem. Przy czym Kościół stosuje to bardzo pozytywnie - proponuje, żeby zachować pewien dynamizm tego czasu po to, żeby przeżyć porządnie ślub i noc poślubną.
Jeżeli chodzi o czystość… jak to robić?
Mnie pytać o szczegóły? Mogę powiedzieć, jak robią to narzeczeni. Widzę, jak głęboko przeżywają fakt spotkania się we wspólnym mieszkaniu po ślubie. Niektórzy robią to bardzo radykalnie - przyjeżdżają z dwóch domów na ślub a po weselu jadą wspólnie do swojego nowego mieszkania. On przenosi ją przez próg. A później robi wszystko, żeby noc poślubna była piękna i ekscytująca, a przy zachowaniu czystości naturalne napięcie i emocje są niesamowite. Czasami mówią nawet: "To było bardzo uroczyste i piękne". Ja proponuję wyjazd w podróż poślubną. Ale nie do Grecji, tylko w jakieś piękne, choć mało interesujące miejsce, gdzie mogliby być dla siebie nawzajem jedyną atrakcją. Bez konkurencji rzeźby antycznej. I zażywać rozkoszy nocy poślubnej przez kilka dni pod rząd. Relacje z tego czasu są bardzo pozytywne. Urządzenie tego czasu jest tak samo ważne, jak sam ślub.
Ale jeśli przychodzi do Księdza para i mówi, że ma problem z czystością, to co Ksiądz im mówi?
Jeśli mówią, że mają problem z czystością, to bardzo dobrze. To znaczy, że bardzo się pragną, bardzo za sobą tęsknią. To jest dobry problem. To świetnie, że nie mogą wytrzymać. Niektórzy z tego powodu przesuwają datę ślubu. Przysięga małżeńska jest wtedy niesamowita - rzucają się sobie na szyję, całują się. Cały Kościół na to patrzy i wszyscy wiedzą o co chodzi. Gorzej by było, gdyby przyszli narzeczeni i powiedzieli, że się nawzajem nie pociągają.
A jeśli spotykam młodych, którzy współżyją przed ślubem i uważają, że nie ma problemu, to rozmawiamy, jeśli oni sobie tego życzą. Najczęściej szybko rozmowa zbacza na temat kim jest człowiek, czego potrzebuje.
Co Ksiądz mówi na temat człowieka tym, którzy nie widzą w braku czystości problemu?
Przede wszystkim to, że jesteśmy niesamowicie wrażliwi, delikatni i subtelni, potrzebujemy poezji, tęsknoty, wyczekiwania, adrenaliny i napięcia, potrzebujemy też mistyki. Poruszamy prawo pierwszych połączeń. Rozmawiamy o nocy poślubnej.
Chciałbym wydobyć z Księdza jakieś techniczne wskazówki.
Jestem ostatnią osobą, która może ich udzielić. Trzeba pytać narzeczonych. Moje zadanie to dyskretne towarzyszenie, a nagrodą jest radość z ich odkryć. Absolutnie nie mówię, jak mają to robić. Twórczość i kreatywność młodych jest niesamowita - robią piękne rzeczy, a jak o tym opowiadają, to inspirują siebie nawzajem. Na kursy przedmałżeńskie zabieram zawsze kilka par małżeńskich - o różnym stażu, różnych temperamentach i historiach - które opowiadają o tym, jak one to robiły. Każdy musi pójść w tej kwestii własną drogą. Są tylko pewne pryncypia, których naruszenie pociąga za sobą określone konsekwencje. Gdy zaczyna się współżycie, to znacznie zmniejsza się intensywność innych sposobów okazywania miłości, czyli przytuleń, pocałunków, pieszczot, bo współżycie jest tak silnym doznaniem, że dominuje, szczególnie u mężczyzn.
Artykuł pochodzi z eSPe 5/2014. Całe czasopismo można za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl.
Skomentuj artykuł