Umarła klasa i smutek samotnej owcy
Wracając pociągiem, czytam jeden z komentarzy do wydarzeń z Warszawy: "Dlaczego nie było księży i sióstr zakonnych…". W tym miejscu chciałem zapytać, kiedy zrozumiemy, że katecheza nie jest teologicznym kwiatkiem do eklezjalnego kożucha lub też problemem tylko jakiejś grupy nawiedzonych, świeckich katechetów. Nakaz misyjny Pana Jezusa (por. Mt 28,19) jest istotą tożsamości Kościoła i jego posłannictwa.
Trzeba było wcześniej wstać, bo z Zabrza jest kawałek. Wypić kawę w McDonaldzie (przynajmniej była gorąca), zjeść gumową bułeczkę. Później pokłoniłem się Poległym przy Grobie Nieznanego Żołnierza - akurat była zmiana warty, a ja jakoś nie umiem przejść obojętnie. Odwiedziłem Pana Jezusa na placu Grzybowskim - jaka cisza w tętniącym mieście?! Wszędzie ogromny ruch, ja z prowincji czuję się nieco zagubiony, kościół z zewnątrz cały w rusztowaniach, a do jego środka wchodzi się jakimś drewnianym labiryntem. Spotykam kilka osób przy Białej Hostii… Wreszcie dotarłem na Plac Zamkowy. Między Zygmuntem III Wazą a wielkim banerem o wystawie Hasiora szukam katechetów, którzy mieli przyjechać na protest. W pierwszej chwili byłem przerażony - garstka uczestników 70+, ale z każdą chwilą przybywało "młodzieży", a miejsce zapełniało się biało-czerwonymi kolorami.
Rozpoczęło się o 13.00. Najpierw był happening. Białe maski - na myśl przychodzi mi Umarła klasa Tadeusza Kantora i świadomość, że przygotowujemy się do pogrzebu. I choć u twórcy teatru Cricot 2 pojawiają się manekiny, to jednak przez ten model "przechodzi silne odczucie śmierci i kondycji umarłych" - wspominał reżyser w rozmowie z Krzysztofem Miklaszewskim. "Boże, jak to pasuje do aktualnej sytuacji!" - myślę sobie - majstrowanie przy liście lektur, brak zadań domowych, usuwanie wychowania do życia w rodzinie i edukacji dla bezpieczeństwa, aby na ich miejsce wpuścić edukatorów od zdrowia (w tym seks-zdrowia) i bezpieczeństwa, sprytny projekt rozporządzenia o nauczaniu religii umożliwiający łączenie klas w pionie i w poziomie - wbrew sztuce legislacji, zasadom pedagogiki, psychologii i metodyki, to najkrótsza droga "po trupach" (określenie pasuje tu jak ulał) do obrzydzenia katechezy tym, którzy się jeszcze ostali, by ostatecznie ich "eksterminować" i ostatecznie wypędzić katolickie gusła z polskiej oświaty. To już nie tylko umarła klasa, to umarła szkoła.
Po pokojowym proteście idziemy na modlitwę do katedry. Od stania bolą nogi, a świątynia jest wypełniona po brzegi - trzeba szukać krzesełek, żeby usiąść. Na wejście śpiewamy Pasterzem moim jest Pan, wspominamy super-pasterza, bo to przecież Pius X od wczesnej Komunii. Słucham pierwszego czytania z Ezechiela. "Czyż pasterze nie powinni paść owiec?" (Ez 34,2). Jakoś robi się gorzko. Na proteście zabrakło tych, którzy właśnie z racji swojego powołania, powinni się tam znaleźć. Szkoda, bo samo rozporządzenie można by zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego (por. opinia prof. P. Boreckiego UW). I nawet, gdyby w tym celu ruszyć Stolicę Apostolską, to jaki to problem?! Przecież mamy u siebie nuncjusza. Tymczasem czytam, że KEP zajmie się sprawą 27 VIII. Ale to już za późno. Prawny gniot Pani Minister wejdzie w życie 1 września, a wówczas list pasterski będzie jak musztarda po obiedzie. "Rozproszyły się, błądzą moje owce po wszystkich górach i po wszelkiej wyżynie; i po całej krainie były owce moje rozproszone, a nikt się o nie nie pytał i nikt ich nie szukał" (por. Ez 34,6). Nie ma pasterzy, smutne owce pozostały same - na proteście było zaledwie kilku kapłanów. Pewnie ci, którzy z "ważnych przyczyn" nie mogli się stawić, napiszą mądre posty, artykuły i rozprawy, będą prawić o dychotomii, jaka zachodzi między przekazywaniem wiedzy o religii a formacją, inni zorganizują kolejne sympozjum, z którego wydadzą kolejną książkę, którą przejrzy kilkanaście osób (ci z uczelni dostaną jeszcze punkty za publikację), niektórzy będą bić się w cudze piersi i pouczać katechetów, ubolewając zarazem nad jakością szkolnej katechezy, choć sami nauczania tylko liznęli.
W tym miejscu pozwolę sobie na dedykację: "Czcigodnemu Księdzu M.Ch. Dyrektorowi Wydziału Katechetycznego Kurii Diecezji Radomskiej z głębin mego serca pragnę podziękować za wyrazy solidarności, jakie w dniu wczorajszym [tj. 21 VIII - przyp. red.] zechciał okazać środowisku katechetycznemu oraz wszystkim przybyłym na protest. Niewątpliwe te wyrazy jedności będą dla nas wsparciem i umocnieniem na tej, jakże trudnej drodze ewangelicznego siania Ziarna. Przypomnimy je sobie, kiedy dotknie nas redukcja etatów albo część z nas będzie musiała jakoś z dnia na dzień poukładać sobie zarobkowe życie, żeby utrzymać swoje rodziny, spłacać kredyty i takie tam. Słowa pełne ducha - jakie Ksiądz zechciał do nas skierować - zacytujemy naszym dzieciom, kiedy tak niechcący czegoś im się zachce. Ale co tam, posługa katechety to służba-powołanie a nie tylko praca! Dzięki zachęcie Księdza do udziału w demonstracji ja osobiście z przyjemnością uszczupliłem rodzinny budżet o kilka setek złotych, a w domu nie było mnie cały dzień, przyjechałem głodny, zmęczony, upocony. Jednakowoż ten gest przeżywam w kategoriach ofiary - wszak tego uczy nas Pan Jezus. Zatem: «Bóg zapłać!»". Szkoda. Naprawdę szkoda. Zamiast prawić dyrdymały, mógł Ksiądz po prostu przyjechać i z nami pobyć. Bracia Biskupi i Kapłani! Tylko się nie obrażajcie - rozmawiajmy jak mężczyźni. I z góry przepraszam, bo zdaję sobie sprawę, że to nie o wszystkich, i że teraz uogólniam. Przepraszam szczególnie tych zaangażowanych. Osobiście znam takie postaci - czapka z głowy wobec Waszej pracy.
Wracając pociągiem, czytam jeden z komentarzy do wydarzeń z Warszawy: "Dlaczego nie było księży i sióstr zakonnych…". W tym miejscu chciałem zapytać, kiedy zrozumiemy, że katecheza nie jest teologicznym kwiatkiem do eklezjalnego kożucha lub też problemem tylko jakiejś grupy nawiedzonych, świeckich katechetów. Nakaz misyjny Pana Jezusa (por. Mt 28,19) jest istotą tożsamości Kościoła i jego posłannictwa. Czy wczorajszy protest to tylko sprawa świeckich? Czy aby na pewno? Bracia Kapłani! Nie szkoda Wam, że tak na pniu oddajemy przeszło 30. lat wspólnej pracy w szkole? Razem pracowaliśmy, razem piliśmy kawę w pokoju nauczycielskim, byliśmy w jednej radzie pedagogicznej i wspólnie pracowaliśmy na rzecz wychowania dzieci, nie tylko prowadząc lekcje religii, ale wszystko to, co składa się na szkolną codzienność. (W tym miejscu zapewniam, że wodą święconą nie kropimy!). Co zrobicie, kiedy katecheza wróci do salek parafialnych? Czy będziecie pracować za "Bóg zapłać!"? Zresztą, kto Was opłaci - niedzielna taca w wielu parafiach już nie wystarcza proboszczowi na opłacenie bieżących rachunków. A jak nie ma dochodu z cmentarza to już - chciałoby się powiedzieć - istna kaplica. Czasy, kiedy Pani Truda otrzymywała od Księdza Dobrodzieja kopertę już dawno - na szczęście - minęły. A kuria? Tam bieda - w diecezji opolskiej i gliwickiej łączy się parafie. Skąd weźmiecie ludzi do obsadzenia lekcji religii w salkach parafialnych? W diecezji gliwickiej - w obecnym roku - wyświęcono tylko jednego kapłana. Dodajmy, że w wielu przypadkach takie salki trzeba będzie w ogóle przygotować lub je odnowić. Zobaczcie, szczerze, jak obecnie w wielu parafiach wygląda przygotowanie do bierzmowania? Pożal się Boże!
Nas - duchownych, świeckich i konsekrowanych - jest coraz mniej, na dodatek nastawienie części społeczeństwa jest bardzo nieprzychylne. Spójrzcie, bo tego nie da się czytać, na komentarze do protestu w "Wyborczej" lub posłuchajcie języka, którym posługuje się nasza Ministra. Tymczasem, co by się stało, gdyby na proteście pojawiła się delegacja KEP, gdyby tak podjechał autobus z biskupami? Uśmiechacie się? "Co on (piszący te słowa) wygaduje?!". Ale dlaczego? Skąd takie myślenie? Co w nim jest nieprawidłowego? Aż się prosi, aby w tym miejscu zacytować jakiś fragment z Pastores gregis. Tu jednak nie chodzi o jakiś fajny ozdobnik w tekście, choć zapewniam, że adhortację znam i sumiennie ją studiowałem. Istota biskupstwa nie polega na przecinaniu wstęg i święceniu tablic, otwieraniu konferencji, czynieniu namysłów, przesyłaniu braterskich pozdrowień w Chrystusie Panu, prowadzeniu obrad, obejmowaniu duchowym wsparciem, wydawaniu oświadczeń, pisaniu listów pasterskich, których stopień recepcji (z punktu widzenia siedzącego w ławce lub na chórze podczas niedzielnej Mszy) jest znikomy. Chcemy, abyście byli z nami, nawet jeśli trzeba się wystawić. Tam, gdzie są owce, gdzie - tu przywołam Franciszka - czuć ich nie zawsze przyjemny "zapach". Nawet, jeśli jest to Plac Zamkowy...
P. S. Kiedy kończyłem pisać ten tekst przeczytałem w sieci, że Prezydium Konferencji Episkopatu Polski przekazało Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego petycję z prośbą o wystąpienie z wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności trybu wydania rozporządzenia Minister Edukacji z dnia 26 lipca 2024 r.
Nareszcie! Bogu dzięki!
Skomentuj artykuł