Dziesięć sposobów na to, jak to robić w sieci
Myślisz, że już wszystko wiesz na ten temat? Spróbuj czegoś nowego. Wyszukuj filmiki antychrześcijańskie lub propagujące zło. Bierz udział w dyskusjach na forach tematycznych - nie katolickich, ale tych, które odłączają człowieka od Boga. Znajdź w sieci jakieś mroczne miejsce dla samobójców i wnieś tam światło. To tylko trzy z dziesięciu sposobów na ewangelizację w sieci.
Masz wiadomość
Nie tak dawno dostałem wiadomość, w której zaprezentowano mi dziesięć sposobów na ewangelizację w sieci. Długo nie mogłem uwierzyć w to, co przeczytałem.
Na początku bardzo rzeczowo wyjaśniono mi, że oto Internet stał się forum komunikacyjnym tego świata i w związku z tym - co przeczytałem dalej - każdy katolik z dostępem do sieci powinien wykorzystać to narzędzie do tropienia wrogów chrześcijaństwa, by wskazywać im drogę do Jezusa. Dzięki takiej aktywności, jak się okazuje, moglibyśmy być spokojni o przyszłość naszego narodu.
Co ciekawe, mniej więcej w tym samym czasie, mój znajomy temat ewangelizacji ujął w podobny sposób: "Chcę być prawy i głosić prawdę o Chrystusie zmartwychwstałym, dlatego powinienem doszukiwać się na tych wszystkich "tefauenach" i "onetach" aktów niegodnych chrześcijanina takich jak np. przekleństwa, informacje ze świata gwiazd, nieczyste reklamy, aby skutecznie je tępić, aż prawda zwycięży!". Miejmy więc oczy szeroko otwarte i szukajmy niedowiarków.
Katolicki Sherlock Holmes
Sam jestem zaangażowany w ewangelizację w sieci. Prowadzę duży profil ewangelizacyjny dla mężczyzn, jednak moje metody działania nijak przystają do tych powyższych. Według mnie bowiem chrześcijaństwo nie jest szkołą tropicieli zła, ale szkołą miłości.
"Niektórzy ludzie traktują Boga jak detektywa, który nieustannie ich sprawdza i rozlicza z tego, co robią źle, a co dobrze. Detektywa, który chce zdemaskować ich gnuśność i małość, aby dokonać sądu. Tacy ludzie nigdy nie poznali Boga Miłości. Są przygaszeni, pozbawieni radości, ponieważ ciągle boją się, że za ich plecami ktoś skrzętnie zapisuje każdy ich krok." To słowa, które mocno przyczyniły się do mojego nawrócenia cztery lata temu. Usłyszałem je z ust kapłana podczas rekolekcji ignacjańskich. Moim zdaniem słowa te świetnie oddają zjawisko, które obserwujemy. Dziś bowiem coraz więcej osób przeinacza Ewangelię, twierdząc, że my, katolicy mamy za zadanie oceniać i potępiać innych w imię szerzenia prawdy.
Niech nasze postępowanie będzie przykładem dla tych, którzy jeszcze nie znaleźli Boga albo gdzieś po drodze Go zgubili. Inspirujmy swoim życiem do pójścia za Jezusem. Pamiętajmy przy tym jednak, że nie jesteśmy akwizytorami Boga, tylko Jego dziećmi.
Nie bądźmy w tym bierni - tu zgadzam się z autorami maila o "dziesięciu sposobach na…". Bierność bowiem także nie ma nic wspólnego z nauką Jezusa, o czym on sam najpełniej zaświadczył, ofiarując swoje życie w imię naszego odkupienia.
Jeśli chcesz…
A że są także pozytywne przykłady ewangelizacji w sieci, świadczy projekt EwReKo (skrót od słów: ewangelizuj, reaguj, komentuj), który, zdaje się w najbardziej wyważony sposób wskazywać kierunki działania dla tych katolików, którzy chcieliby się podjąć takiego zadania. Autorzy tej inicjatywy radzą, by nasza internetowa aktywność charakteryzowała się:
- miłością i szacunkiem do osoby wypowiadającej się na dany temat, gdyż często są to osoby zranione, zagłuszające swój ból niejednokrotnie agresywnymi i obraźliwymi komentarzami;
- brakiem moralizowania;
- unikaniem postawy typu: "Jestem lepszy, bo nawrócony";
- komentowaniem, nie ocenianiem;
- znajomością tematu, o którym się pisze, mówi, dyskutuje.
Te pięć punktów powinno, moim zdaniem, towarzyszyć nam w każdym akcie komunikacji z drugim człowiekiem. Nie powinniśmy śledzić, ale przedstawiać swój punkt widzenia. Nie zmuszać, lecz zachęcać swoją postawą do zmiany myślenia. Dokładnie tak, jak Jezus, który w całym swoim nauczaniu nie stawiał ludzi pod ścianą i do niczego siłą nie zmuszał. Jezus mówi nam przecież o Królestwie Jego Ojca, dokonuje na naszych oczach prawdziwych cudów, pokazuje, jak wielką krzywdę potrafi wyrządzić w życiu drugiego człowieka grzech. Staje przed człowiekiem i mówi: "Jeśli chcesz, pójdź za mną".
Cieszę się, że coraz więcej osób żywo włącza się w prośbę papieża Franciszka, by wyjść na peryferie, na wszelkie możliwe drogi, by tam głosić Chrystusa. Cieszę się także z powodu tego maila, którego otrzymałem, bo choć nie zgadzam się z proponowanymi metodami działań, doceniam odwagę inicjatorów.
Chciałbym jednak, byśmy w ludziach na siłę nie szukali zła, ale spróbowali - jeśli pojawia się taka sposobność - wysłuchać ich historii.
Reagujmy, komentujmy ale z miłością, nie wrogością. Naszym mottem niech będą słowa Benedykta XVI: "Kto zbliżył się do Jezusa i doświadczył Jego miłości, natychmiast chce dzielić się z innymi pięknem tego spotkania i radością rodzącą się z tej przyjaźni."
Skomentuj artykuł