Nie głoszę moich prywatnych poglądów, przypominam nauczanie Kościoła
"Potworną herezją jest wołanie: 'Oderwijmy się i załóżmy Kościół narodowy'. Kto tak uważa, popełnia grzech rozbicia i niewykluczone, że na szali kładzie skarb własnego zbawienia" - mówi abp Wojciech Polak, Prymas Polski.
***
Czy Polak to Polak?
Jaki z niego Polak, jaki chrześcijanin? Suspendować tego pacana!
To lewak, który szkodzi naszemu Kościołowi. Jakie ma on zasługi dla Kościoła? Dlaczego tak bezideową postać wy- brano na prymasa?
Zwykły karierowicz, ustawia się z wiatrem z Watykanu.
A że naszym, chrześcijaństwa i cywilizacji kosztem, to co ich tam...
Hańba, prymasie Polaku, hańba i wstyd!***
Marek Zając: To niektóre z wielu podobnie brzmiących wpisów po wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" z jesieni 2017 roku, w którym Ksiądz Prymas jednoznacznie opowiedział się za przyjmowaniem uchodźców. Jak się z tym Ksiądz Prymas czuje?
Abp Wojciech Polak: Jeżeli komentarze są nieuczciwe czy obraźliwe, jeżeli ich autorzy twierdzą, że nie mam prawa się wypowiadać, że zdradziłem Polskę i chrześcijaństwo, że wkładam oręż do ręki wrogom Kościoła - to widzę, jak boleśnie w tych wpisach odzwierciedla się podział naszego narodu i społeczeństwa. Agresja, która narasta. Brak wzajemnego poszanowania i niechęć zrozumienia bliźniego.
Cytuję tylko internetowe komentarze bez grubszych wulgaryzmów, na użytek książki poprawiam koszmarną ortografię i interpunkcję: "No pięknie, mamy prymasinę lewaka. Niech od razu powie, że jest mułłą, a nie księdzem katolickim".
Tak, jasno opowiedziałem się za przyjmowaniem uchodźców. I powtarzam, że wynika to wprost z Ewangelii. To nie jest opcja, którą chrześcijanin może przyjąć bądź odrzuć, ale samo sedno nauczania Jezusa Chrystusa. Jeżeli chcesz naśladować Mistrza z Nazaretu, powinieneś iść Jego drogą. Każda inna powiedzie cię na manowce, może nawet do zguby. Często się zastanawiam, dlaczego tylu naszych rodaków uważa uchodźców za obcych, którzy przyjdą odebrać im miejsce. Będą kraść, gwałcić i mordować.
Jaka jest odpowiedź?
Może mamy za niskie poczucie własnej wartości, zbyt słabą i płytką tożsamość. To zresztą symptomy typowe dla współczesnego świata - płynnego, niestabilnego, niepewnego. Niby czujemy się ważni i silni, dużo i głośno krzyczymy, ale w środku bardzo się boimy; drżymy o naszą przyszłość.
Ale czego boi się człowiek, który pisze: "Ten szmaciarz, pseudo-Polak powinien zniknąć wraz z jego prywatnym Kościołem; to nie chrześcijaństwo, tylko jakaś proislamska, antypolska sekta o tendencjach do samozagłady. Powinien być sądzony"?
Taki człowiek uważa, że ma prawo nie tylko bronić swoich przekonań, ale też arbitralnie wyłączać innych ze wspólnoty, z Kościoła czy narodu. Jeżeli za takimi stwierdzeniami nie kryją się choroba albo patologia, to, mówiąc delikatnie, mamy tu do czynienia z brakiem elementarnego szacunku i pomieszaniem podstawowych pojęć. Zadaniem biskupa jest wraz z Kościołem, w duchu Ewangelii, odczytywać znaki czasu.
Oczywiście inną wagę ma papieska encyklika czy wygłoszona w katedrze homilia, a inną - wywiad, w którym odpowiadam na konkretne pytania. Ale to nie znaczy, że obie przestrzenie się rozjeżdżają, że pozbawione są części wspólnej. Odnosząc się do uchodźców - nie głoszę moich prywatnych poglądów, ale przypominam nauczanie Kościoła. Tylko tyle i aż tyle.
A co Ksiądz Prymas powiedziałby autorowi innego komentarza: "Prymasiku, już ty mnie w kościele nie zobaczysz"?
Człowiek ogłasza, że odchodzi z Kościoła z mojego powodu... Ja nikogo nie wyrzucam, tylko zachęcam do zastanowienia, do opamiętania. Jeżeli są ludzie, którzy nie chcą, żeby Polska przyjmowała uchodźców - na pewno w naszym Kościele, pełnym różnych nurtów i odcieni, znajdą dla siebie miejsce. Pragnąłbym, aby zmienili zdanie, ale to nie znaczy, że muszą natychmiast porzucić wspólnotę, ani że należy ich ekskomunikować.
Chrześcijaństwo jest drogą, a nie metą - katolik przez całe życie, aż do śmierci się nawraca, bez przerwy boryka się z fałszywymi wyobrażeniami i własnymi słabościami. Gdy zatem człowiek nie rozumie, że ze swoimi poglądami nadal mieści się w naszym Kościele - sądzę, że w gruncie rzeczy szuka samousprawiedliwienia dla faktu, że z chrześcijaństwem w ogóle mu nie po drodze; że po prostu odrzuca nauczanie Jezusa o miłości bliźniego. Co innego, gdybym wypowiadał się niezgodnie z nauczaniem Kościoła, każdy miałby wówczas prawo powiedzieć: "Prymas mnie zgorszył, porzucam kłamców i heretyków". Ale ja mam pewność, że w żadnym razie nie naruszyłem doktryny. Kłopot w tym, że przywoływane przez pana opinie funkcjonują na poziomie emocji, a nie myślenia.
Prymasa Polski powinno zaniepokoić zdanie: "Podlizuje się lewakowi Franciszkowi, licząc na kapelusz kardynalski; olać tych antypolskich, chazarskich lewaków, żyjących w luksusie za nasze pieniądze! Czas na Kościół narodowy".
To głos bardzo zasmucający, kompletne niezrozumienie idei Kościoła powszechnego. Podobne głosy są dla mnie osobiście ważne nie dlatego, jakobym zżerany ambicją starał się o kardynalską purpurę - ale dlatego, że sytuują mnie w dobrym towarzystwie. Potwierdzają, że jako ksiądz i biskup potrafię odczytać myśl papieża i trwać w jedności z Kościołem powszechnym. Nawet w kwestiach, które bezpośrednio nie dotyczą wiary i moralności, wymagają tylko pewnego duszpasterskiego otwarcia czy wyczucia, przełożenia doktryny na życie codzienne. Może to niektórych zaskoczy, ale w przypadku kryzysu uchodźczego każdy wierzący ma sporą przestrzeń swobody; nie musi słowo w słowo powtarzać np. ocen i rozwiązań postulowanych przez papieża Franciszka. Zupełnie inną rangę ma wiara w zmartwychwstanie Jezusa, a inną próba odpowiedzi na pytanie, jak Europa powinna sobie radzić z kolejnymi falami uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. Nie ulega natomiast wątpliwości, że potworną herezją jest wołanie:"Oderwijmy się i załóżmy Kościół narodowy". Kto tak uważa, popełnia grzech rozbicia i niewykluczone, że na szali kładzie skarb własnego zbawienia.
W wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" z ust Księdza Prymasa padły ostrzejsze słowa: "Jeśli ja usłyszę, że w Gnieźnie odbywa się jakaś manifestacja antyuchodźcza i że na to wybierają się moi księża, to mówię krótko: każdy, który tam pójdzie, będzie suspendowany". Żałuje Ksiądz Prymas tych słów?
Nie żałuję. Na szczęście u mnie w archidiecezji nigdy do czegoś takiego nie doszło i nie sądzę też, aby miało się wydarzyć w przyszłości. Posłużyłem się hipotetycznym przykładem, i to mocnym, żeby uzmysłowić czytelnikom wagę problemu. Mogę to zresztą jeszcze wyostrzyć - załóżmy, że uchodźca uciekł, żeby ratować własne życie, a nie tylko szukając poprawy statusu materialnego. Jaka jest różnica między człowiekiem, który nie dość, że owego nieszczęśnika nie chce przyjąć, to jeszcze publicznie traktuje z nienawiścią, a tym, który jawnie popiera aborcję na życzenie?
W obu przypadkach mamy do czynienia ze sprzeciwem wobec życia.
O zestawienie tych dwóch kwestii pytał Jacek Karnowski z portalu wpolityce.pl. Było to dziewiąte z dwunastu pytań, których jego zdaniem nie zadano Księdzu Prymasowi na łamach "TP". Uważam, że nie wolno ich lekceważyć.
Uważam tak samo.
Pierwsze pytanie: czy Kościół podejmie inicjatywę dnia modlitw za ofiary terroryzmu? Czy ofiary te, a także ich rodziny, nie powinny się "znaleźć w centrum uwagi Kościoła", skoro media skupiające się na uchodźcach i imigrantach starają się szybko zatrzeć obraz poszkodowanych w zamachach?
Ale Kościół nie zapomina o ofiarach ataków terrorystycznych. Modlimy się za zabitych, rannych, za ich bliskich. Regularnie powstają raporty o prześladowaniach chrześcijan, często mordowanych przez islamskich fundamentalistów - ich pamięci poświęcony został odrębny dzień w kościelnym kalendarzu. Tak samo chcemy pamiętać o uchodźcach tonących w morzu całymi rodzinami, im poświęcamy Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. Nie rozumiem, dlaczego jedno miałoby wykluczać drugie...
To było pytanie z pewną tezą: czy nie jest krzywdzące, że kierując się polityczną poprawnością, Kościół tyle mówi o uchodźcach, a nie potrafi odważnie i jednoznacznie stanąć po stronie ofiar terroru.
Proszę przejrzeć np. moje tweety pojawiające się w ostatnich latach po każdym z zamachów. Zawsze zapewniałem o modlitwie, wzywałem do opieki nad rodzinami poszkodowanych, apelowałem o pojednanie.
Gdzieś między słowami zdaje się w tym pytaniu pobrzmiewać przekonanie, że Kościół nie dostrzega związku między falą imigrantów a atakami terrorystycznymi w Europie.
Trzeba jeszcze wykazać, że taka prawidłowość naprawdę zachodzi.
A nie zachodzi?
Od początku pontyfikatu papież Franciszek ostrzega: trwa trzecia wojna światowa w kawałkach. To nie jest wojna regularna, a jednak realna - z namacalnymi zniszczeniami, z niewinnymi ofiarami, z milionami uchodźców. Jednym z głównych zarzewi stał się radykalny islam, uderzający m.in. w cywilizację Zachodu. To fakt: istnieje korelacja między zamachami i muzułmańskim fundamentalizmem, ale nie między zamachami i globalną wędrówką ludów. Bywa wręcz na odwrót, np. bieżący kryzys uchodźczy w dużym stopniu spowodowała ucieczka właśnie przed bojownikami dżihadu.
Ale niektórzy terroryści rekrutują się z zaludniających Europę niezasymilowanych społeczności islamskich imigrantów.
Prawda. Tyle że to wciąż nie zmienia istoty problemu: gdyby nie agresywny fundamentalizm, nie byłoby zamachów.
***
Fragment pochodzi z książki "Kościół Katoludzki. Rozmowy o życiu z Ewangelią". Możecie ją kupić w księgarni Wydawnictwa WAM.
***
Wojciech Polak (ur. 1964) - arcybiskup metropolita gnieźnieński, prymas Polski. Doktor teologii moralnej. Były członek Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących. Koordynował prace nad przesłaniem pojednania do narodów polskiego i rosyjskiego oraz polskiego i ukraińskiego
Marek Zając (ur. 1979) - niezależny publicysta, były dziennikarz, konsultant ds. mediów. Sekretarz Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej przy Premierze RP
Skomentuj artykuł