Nie szata zdobi człowieka? Strój i sacrum
Nawet w małej księgarni można znaleźć poradniki odpowiadające na pytanie: jak się ubierać albo jak się nie ubierać. Ich liczba na księgarskich półkach i rosnąca popularność telewizyjnych programów prowadzonych przez stylistów pokazują, że temat cieszy się dużym zainteresowaniem. Z drugiej strony mądrość „nie szata zdobi człowieka” ma wciąż wielu zwolenników. Dopiero dziewczynka w przesadnie strojnej komunijnej sukience, roznegliżowana nastolatka w kościele czy panna młoda w przezroczystej sukni zwracają naszą uwagę na to, że o stroju i wyglądzie trzeba mówić i że jest to temat… wychowawczy.
Właściwy strój od małego
Czy problem dotyczy już niemowlaków? Chyba tak. Widziałam podczas ceremonii chrztu kilkumiesięcznego bobasa w garniturku (ależ dziecko musiało się męczyć) i dziewczynkę, która zamiast tradycyjnej białej szatki była ubrana w pomarańczową sukienkę. Wiadomo maluchy nie miały wpływu na to, w co były ubrane – tę pozornie mało znaczącą decyzję podjęli za nie dorośli. Znane jest jednak przysłowie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.
Niektórzy twierdzą, że przecież najważniejszy jest człowiek, a nie jego wygląd. To prawda, lecz strój dobrze dobrany do osoby i sytuacji odzwierciedla nasze wnętrze. Oczywiście, nie chodzi o to, aby maluch czy nastolatek mieli pękającą w szwach szafę. Istotne jest, aby od małego uczyć dziecko, że strój jest ważnym elementem codzienności, pamiętając jednocześnie o tym, że nawet najmodniejsze i najdroższe ubrania nie zastąpią mu zainteresowania rodziców i ich uwagi.
Już kilkulatkowi trzeba tłumaczyć, że strój musi być czysty, schludny i odpowiednio dobrany do okoliczności. To rodzice powinni mu uświadomić, że dres nosi się na boisku lub w siłowni, a do teatru i kościoła nie wypada zakładać krótkich spodni… To pomoże dziecku zrozumieć, że jego wygląd jest wyrazem szacunku wobec siebie i innych ludzi. Jeżeli pomożemy maluchowi w dokonywaniu wyborów co do postawy oraz stroju, aby był godny i estetyczny (określenia skromny, schludny wydają się dziś nieco archaiczne), z pewnością zaowocuje to w przyszłości. Dziecko uczy się przecież, obserwując rodziców, którzy są dla niego wzorem dorosłego życia.
Weekendowe wędrówki polskich rodzin po centrach handlowych są już stałym elementem polskiej codzienności. Rodzice prowadzą dzieci za rękę od sklepu do sklepu, nieraz podczas zakupów nie zachowując ani umiaru, ani zdrowego rozsądku. W ten sposób już niejeden przedszkolak stał się niewolnikiem mody i firmowych metek. To przejaw komercyjnego stylu życia. Kupując kolejny ciuch dla dziecka, rodzice nie zastanawiają się nawet, czy pięcioletniej damie jest wygodnie w sandałach na obcasach albo czy wąskie spodnie nie krępują ruchów małego chłopca… Rodzinne wyjście na zakupy od czasu do czasu jak najbardziej tak, lecz pod warunkiem, że będzie to dla dziecka lekcja umiaru i dobrego smaku.
Z jednej strony na ulicach widzimy brak naturalności: niektórzy ubierają się tak samo do sklepu, na plażę, do kościoła… Z drugiej strony część osób przywiązuje do ubioru zbyt wielką wagę. Przykładem mogą być stroje wybierane przez rodziców dla dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii Świętej. W większości parafii maluchy są ubrane w świątyni w skromne alby. Nie przeszkadza to jednak, aby pod nimi był ukryty strój małej księżniczki czy szyty na miarę jedwabny garniturek. Skromna szatka idzie w kąt natychmiast po wyjściu z kościoła. Wszyscy muszą przecież zobaczyć, że rodzice znają się na tym, co modne i drogie – stosowność staje się tu mało znaczącym kryterium.
Za kilkanaście lat dziewczynka, która przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej w sukience godnej księżniczki, weźmie ślub. Wtedy postara się sprostać wzorcom, które niegdyś przekazali jej rodzice. Wiadomo, ślub to naprawdę wyjątkowy dzień, dlatego wymaga wyjątkowego stroju. Tymczasem zdarza się, że ślubna suknia nie jest biała, ale niebieska, żółta, różowa… wszystko zależy od fantazji panny młodej. Ramiona odsłonięte, sukienka kapiąca od ozdób, makijaż wyjątkowo wyrazisty. W kościelnych ławkach siedzą weselni goście w balowych strojach, nieraz o wiele bogatszych niż te młodej pary… Wypowiadana w takich okolicznościach małżeńska przysięga staje się tylko tłem, zostaje przyćmiona przez bogatą oprawę.
Strój i sacrum
Jakże dziwi różnica widoczna w podejściu do stroju w kościele między Polakami a innymi narodami. W wielu krajach jest rzeczą nie do pomyślenia, aby ktoś, nawet turysta, wszedł do świątyni w bluzce na ramiączkach czy krótkich spodniach. Jest rzeczą oczywistą i bezdyskusyjną, że w świętym miejscu zawsze trzeba mieć odpowiedni strój. W Polsce do tematu podchodzi się raczej beztrosko, choć w nielicznych kościołach pojawiły się już odpowiednie tablice.
Nie wspomnę o dobrym wychowaniu, bo przecież nie wszystko wolno i nie wszystko wypada. Wybór ubrania, który zakładamy, idąc do świątyni, łączy się z naszą wiarą i wyczuciem sacrum, czyli tego, co święte. Strój jest bowiem jakimś wyrazem tego, co kryje się w naszym wnętrzu, pokazuje przeżycia, które towarzyszą nam w obliczu sacrum, świadczy o naszej relacji do Boga, a także do drugiego człowieka. Pytanie z przypowieści o uczcie królewskiej: „Jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” (Mt 22,12) jest więc wciąż aktualne. Warto wziąć to pod uwagę w zbliżającym się czasie licznych uroczystości kościelnych, ślubów, komunii…
Skomentuj artykuł