"Oto najwspanialszy katolicki sportowiec"
Rio de Janeiro, sierpień 2016. Nazwisko Usaina Bolta odczytano podczas finału w biegu olimpijskim na sto metrów. Bolt uśmiecha się, z żartobliwym wyrazem twarzy strzepuje coś z ramion, kieruje palec w stronę kamery. Sprawia wrażenie zupełnie wyluzowanego.
Na miejsca. Bolt kładzie palec na ustach, żeby uciszyć tłumy na trybunach lub być może samemu się wyciszyć. Podchodzi do bloku startowego. Patrzy przed siebie. Jego uśmiech znika. Kładzie stopę na bloku startowym i opiera dłonie na bieżni. Spuszcza głowę. Cudowny Medalik zwisa mu na szyi. Ustawia stopy na bloku, przyklęka do startu i spogląda w kierunku mety.
Potem w obecności 35 milionów widzów, którzy w napięciu śledzą ten wyścig, Bolt robi znak krzyża, zamyka oczy i kładzie rękę na klatce piersiowej. Podnosi palec do ust, a potem w górę i spogląda w niebo. Skupiony przez dłuższą chwilę wpatruje się w górę.
Pada wystrzał startowy, a sprinterzy wybiegają z bloków. Bolt jak zwykle zaczyna wolniej, ale już na pięćdziesiątym metrze przyspiesza i jak burza pędzi przez tor. Cudowny Medalik kołysze się na jego szyi jak wskazówka metronomu. Przekracza linię mety i zwalnia przez trybunami. Przyklęka, spuszcza głowę i przed powstaniem jeszcze raz robi znak krzyża.
Usain Bolt jest najwspanialszym sportowcem na świecie. Do niego należy rekord świata w biegu na sto i dwieście metrów. Zdobył osiem złotych medali olimpijskich. Stał się żywą legendą podczas wydarzenia, które słynie z produkowania światowych sław. Jego przed- i powyścigowe rytuały są czysto katolickie, a jednak wiara jednego z najszerzej dyskutowanych sportowców na świecie publicznie jest tajemnicą.
Urodzony i wychowany w Sherwood Content na Jamajce, Bolt dorastał w rodzinie Adwentystów Dnia Siódmego. Chociaż w młodości uczęszczał do ich kościoła, jako dorosły człowiek nie został jego członkiem. Jako katolik za patrona przybrał świętego Leona i od niego przyjął drugie imię. Opowiadał o tym, jak modlił się w nocy przed różnymi spotkaniami. W wywiadach mówił otwarcie na temat wiary w Boga. Watykan zaprosił go nawet, aby wystąpił podczas konferencji TEDx Via della Conciliazione (Droga Pojednania) na temat wolności religijnej w 2013 roku.
Bez nich igrzyska w Rio byłyby bez sensu >>
Bolt jest postacią paradoksalną. Jego pewność siebie i zuchwałość, które można obserwować, kiedy pojawia się na bieżni, wciąż mieszają się ze sobą i wydają się być zupełnie sprzeczne z momentami modlitwy i kontemplacji. Jednak najlepszą drogą do zrozumienia tożsamości Bolta jest dostrzeżenie u niego wrodzonych cech sprintera. Jego licealny trener mówił, że chłopak jest "nadpobudliwy". Był znany z robienia kawałów.
W przeciwieństwie do osób biegających na długie dystanse, które muszą dbać o zachowanie regularnego i spokojnego tempa, sprinterzy muszą mieć energię petardy. Bieg na sto metrów to teatr, a Bolt jest jego najlepszym aktorem. Dla sportowców bieg na sto metrów trwa tyle, co jedno uderzenie serca. W Rio de Janeiro Bolt przekroczył linię mety po niespełna 10 sekundach od startu. Biegi sprinterskie to elektryzujące wydarzenia, które kończą się zaraz po tym, jak się rozpoczną.
W piłce nożnej czy koszykówce z poszczególnych meczów i akcji wyławiamy pojedyncze, genialne momenty - jeden perfekcyjny rzut lub akcja obrony staje się powodem niekończących się powtórek.
Zupełnie inaczej wygląda to w biegu na sto metrów, gdzie dostajemy wszystko albo nic. Nie ma doliczonego czasu, nie ma przerw. Metamorfoza, jaką przed wyścigiem przechodzi Bolt, jest swego rodzaju taktyką, która potwierdza, że na dziesięć sekund sprinter wchodzi w inny wymiar. Fakt, że Bolt robi znak krzyża jest w pewnym sensie zaproszeniem skierowanym do widza, aby także przekroczył to, co fizyczne i wkroczył do świata duchowego, w którym sportowa doskonałość jest możliwa.
Bolt wypowiadał się wcześniej na temat swojego lenistwa i tego, że nie lubi treningów. To przyznanie się do tego, że też jest człowiekiem, powinno być odebrane jako drobny sposób na pokazanie swojej skromności. Przy całej swojej pewności siebie, Bolt zdaje sobie sprawę z tego, że jego talent sportowy musi być rozwijany. Jednocześnie pokazuje, że jest jednym z nas oraz że nie ma z nami nic wspólnego.
Bolt powiedział, że przejdzie na emeryturę po tegorocznych Mistrzostwach Świata w lekkoatletyce, które odbędą się za miesiąc w Londynie. Podczas tych zawodów będzie starał się zdobyć swój czwarty z kolei na tych zawodach złoty medal w biegu na sto metrów oraz piąte z rzędu złoto w biegu cztery razy po sto metrów.
Powiedział, że chce odejść na emeryturę jako mistrz i kto może go za to winić? Jego fani śledzili całą jego drogę i wiedzą, że sprinterska kariera jest krótka. Po drodze do sławy ten jeden z najsłynniejszych sportowców na świecie stał się także ukrytą ikoną katolicyzmu. Bolt to połączenie wiary i sportu w pigułce - wiary w to, że możemy osiągnąć niesamowite rzeczy i codziennie przekraczać siebie lub przynajmniej żyć tą zmianą, która zachodzi w innych.
Będzie ciężko wyobrazić sobie Igrzyska Olimpijskie w Tokio w 2020 roku bez Usaina Bolta. Nie będzie tam już tego showmana, jego niesamowitej prędkości, jego przedstawień, ale co najistotniejsze - nie będzie jego świadectwa. Był to sportowiec najwyższej klasy, nieporównywalny z dawnymi, obecnymi i być może z przyszłymi sprinterami. On sprawił, że cała ta trąba powietrzna wielkiego wyścigu zwolniła, aby wielbić Boga. Dzierżył świat sportu w swojej dłoni i tą samą dłonią wskazywał niebo. Co za dar - dla niego i dla nas.
Obejrzyj bieg na 100m z Igrzysk w Rio:
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie America Magazine
Skomentuj artykuł