Zapomniany święty o żelaznej woli

(fot. Jmh2o [CC BY-SA 4.0])

Jeszcze do 9 marca 2019 roku obchodzone jest w Kościele 450-lecie urodzin świętego Alojzego (Ludwika) Gonzagi. Kim był ten jezuicki kleryk, który swoje "nawrócenie" przeżył jako siedmiolatek, jeśli w ogóle można mówić o nawróceniu w wieku dziecięcym?

W ostrowskiej konkatedrze znajduje się jeden z piękniejszych wizerunków tego świętego, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, iż najpiękniejszy, co wcale nie wynika z faktu, że konkatedralna parafia jest parafią, do której należę. Wyrzeźbiony z drewna przez Marcina Rożka w pierwszej połowie XX wieku zdobi ołtarz pod wezwaniem Serca Jezusowego. Dostojna, pogrążona w kontemplacji postać świętego emanuje pokorą i pociąga swoją skromnością. Rzeźbiarz nie przedstawił Alojzego Gonzagi w komży i jezuickiej sutannie, ale w kaftanie z kryzą, rajtuzach, pludrach i w pelerynie, czyli w arystokratycznym, szesnastowiecznym ubiorze. Święty dzierży krzyż nieprzypadkowo, ponieważ kontemplacja wiszącego na nim Odkupiciela stała się jego umiłowaną, obok różańcowej, modlitwą.

Właśnie w pobliżu tej rzeźby mam swoje ulubione miejsce modlitwy. Pogrążona w kontemplacji postać Alojzego Gonzagi, związana jeszcze ze światem, ale już w pełni porwana przez niebo, uczy modlitewnego skupienia. Naprzeciwko niej, po przekątnej, znajduje się rzeźba ukazująca jego współbrata Stanisława Kostkę w jezuickiej sutannie i z lilią. Obaj święci są mi bardzo bliscy, chociażby ze względu na moją obecność we Wspólnocie Życia Chrześcijańskiego, kontynuatorce jezuickiej Sodalicji Mariańskiej, żyjącej dzisiaj ignacjańskim charyzmatem. Nawiązując do wezwania ołtarza z ostrowskiej konkatedry, dopowiem, że pochodzący z około 1770 roku obraz meksykańskiego artysty José de Páeza ukazuje Alojzego Gonzagę (w jezuickiej sutannie i komży) jako, wspólnie ze świętym Ignacym z Loyoli, adorującego Serce Jezusowe.

Alojzy Gonzaga ustąpił w Polsce, w 2018 roku, miejsca Stanisławowi Kostce. Wydaje się, że prawie lub zupełnie o nim zapomniano, gdy znalazł się w cieniu Stanisława. Jednak, podobnie jak Stanisław, zaintrygował mnie bożym uporem w dążeniu do celu. Tym przyziemnym celem w przypadku obu nastoletnich szlachciców było wstąpienie do zakonu jezuitów, a nadrzędnym cel każdego z nas, czyli świętość. Chcąc osiągnąć pierwszy z celów, musieli przeciwstawić się woli ojca, która w ich epoce jawiła się jako święta i niepodważalna. Byłaby to niewłaściwa postawa, gdyby chodziło o upór dla samego uporu, ale tutaj nieposłuszeństwo woli ziemskiego rodzica okazało się konieczne dla realizacji woli Boga Ojca. Pełne posłuszeństwo Bogu okazali, zarówno Alojzy, jak i Stanisław, w bardzo młodym wieku…

DEON.PL POLECA

Pierwszy z nich, bo to o nim snuję refleksję, Alojzy Gonzaga (9 marca 1568 r. - 21 czerwca 1591 r.), był najstarszym synem, a zatem i sukcesorem margrabiego Ferdynanda di Castiglione. Przeznaczony do stanu rycerskiego, jako trzylatek paradował w odpowiednim stroju wraz z ojcem, ku radości żołnierzy, w położonej nad Padem fortecy, a działo się to po triumfie odniesionym nad Turkami w 1571 roku pod Lepanto. Po upływie czterech lat od tego momentu, pod nieobecność ojca w domu, Alojzy "nawrócił się", co wyraziło się we wzgardzeniu karierą, gorliwym oddawaniu się modlitwie i pokucie, a także w umiłowaniu czystości. Dlatego sztuka ukazuje tego świętego z biczami i czaszką, atrybutami wskazującymi na pokutę, oraz z lilią symbolizującą czystość i z Dzieciątkiem, które w mistycznej wizji obiecało Alojzemu Gonzadze, że nie będzie odczuwał cielesnych pokus. Wzgardzenie karierą symbolizuje natomiast odepchnięta, spoczywająca najczęściej u stóp świętego książęca mitra. Z mitrą, lilią, czaszką i krzyżem przedstawił Alojzego Gonzagę jako kontemplującego Chrystusową Pasję Francisco Goya na obrazie z lat 1798-1800. Następująco świętą postawę chłopca wspominał jeden ze służących rodziny: "uciekał od zabaw, widowisk i uroczystości. Gdy wyrażaliśmy się niezbyt czystym językiem, wzywał nas i napominał z wielką grzecznością i łagodnością". Oczywiście do pobożności i moralności wychowywała Alojzego matka. Pisał do niej w liście:

"Modlę się o to, Dostojna Pani, aby łaska i pociecha Ducha Świętego zawsze Ci towarzyszyły. Co do mnie, przebywałem jeszcze w krainie umarłych, kiedy dostarczono mi Twój list. A oto teraz trzeba nam wszelkie pragnienia kierować ku niebu, by móc wychwalać Boga w krainie żyjących. Niegdyś spodziewałem się, iż tę podróż odbędę wcześniej. Jeśli miłość - jak mówi św. Paweł - wyraża się ‘w płakaniu z płaczącymi, weseleniu się z weselącymi’, to, zaiste, powinnaś, Pani Matko, radować się wielce z tego, iż Bóg w swojej dobroci i dla Twoich zasług wskazuje mi prawdziwą radość i pokój oraz uwalnia od obawy przed ich utratą. Przyznam Ci się, Dostojna Pani, że ile razy rozmyślam o Bożej dobroci, owym niezgłębionym i bezkresnym morzu, umysł mój gubi się zupełnie. Wobec takiego ogromu traci on rozeznanie i nie rozumie wcale, dlaczego Pan po tak nieznacznej i krótkiej pracy zaprasza mnie do wiecznego pokoju. Z nieba wzywa mnie do nieskończonej szczęśliwości, której tak opieszale szukałem, i obiecuje nagrodę za łzy, których tak niewiele wylałem. Rozmyślaj o tym ustawicznie, Dostojna Pani, i strzeż się obrazić nieskończoną Bożą miłość. Stałoby się to z pewnością wówczas, gdybyś opłakiwała śmierć tego, kto żyje w obliczu Boga i swym wstawiennictwem będzie Ci pomagał bardziej niż za życia. Zresztą nasza rozłąka nie będzie długa. W niebie zobaczymy się znowu. Złączeni na wieki z naszym Zbawicielem, rozradowani szczęściem wiecznym, ze wszystkich sił będziemy Go chwalić i na wieki sławić Jego miłosierdzie. Bóg odbiera nam swój dar tylko po to, aby umieścić go w pewniejszym i bezpieczniejszym miejscu, a ofiarować nam to, czego sami zapragniemy. Wszystko to piszę, ponieważ gorąco pragnę, abyś Ty, Dostojna Pani, i cała w ogóle rodzina, uważała moją śmierć za radosne wydarzenie, abyś towarzyszyła mi matczynym błogosławieństwem wtedy, gdy będę przemierzał ową drogę, aż dojdę do brzegu, gdzie się mieszczą wszystkie moje nadzieje. Piszę to tym chętniej, iż niczym innym nie zdołam okazać bardziej miłości, którą winienem Tobie jako syn wobec matki".

Być może niepokoi w tym liście dystans w relacji: syn - matka. Według mojej znajomej nieodczuwalna jest tutaj serdeczna i czuła więź, a wręcz przeciwnie - chłód emocjonalny wydaje się dotkliwy. Niemniej należy pamiętać, że w tamtych czasach uczono takiej postawy, również w liście, dziecko z arystokratycznego domu. Stąd i zrozumiałe jest tytułowanie matki "Dostojną Panią". List miał wyrażać szacunek, a nie czułość.

Swoją bardzo (w oczach rodzica - zbyt) pobożną postawą naraził się Alojzy Gonzaga na gniew ojca, który w tej sytuacji zdecydował się zabrać syna na florencki dwór Medyceuszy, gdzie chłopiec został paziem. To w pięknej stolicy Toskanii Alojzy Gonzaga ślubował dozgonną czystość w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Matki Bożej. Z Florencji udał się do Monferrato w Piemoncie; tam jego ojciec był gubernatorem. W Monferrato Alojzy Gonzaga przyjął Pierwszą Komunię Świętą z rąk świętego Karola Boromeusza, wizytującego diecezję Brescia. Wydarzenie to ukazuje witraż z paryskiego kościoła pod wezwaniem świętego Seweryna. Następnie z Piemontu wyruszył wraz z rodzicami do Madrytu, na dwór królewski. W Madrycie włoski nastolatek przez dwa lata rozczytywał się w Ćwiczeniach duchowych świętego Ignacego z Loyoli i w pismach świętego Piotra Kanizjusza, a lekturze i nauce towarzyszyła modlitwa trwająca nawet do pięciu godzin dziennie.

W końcu Alojzy Gonzaga postanowił wkroczyć w szeregi Towarzystwa Jezusowego, przedtem o swej decyzji powiadomiwszy ojca. W wieku siedemnastu lat przekazał prawo dziedziczenia swemu bratu Rudolfowi. Poinformowany ojciec "upartego księcia" wpadł w gniew, ale syn nie ustąpił. Powołanie Alojzego Gonzagi do zakonu jezuitów, z udziałem anioła, przedstawił około 1650 roku malarz Giovanni Francesco Barbieri, zwany Guercino. Warto przyjrzeć się i temu obrazowi. 25 listopada 1585 roku Alojzy Gonzaga znalazł się w jezuickim nowicjacie w Rzymie. Jako nowicjusz stwierdził, że praktyki pokutne w Towarzystwie Jezusowym są znacznie lżejsze od tych, jakie on sam nakładał na siebie przed wstąpieniem do zakonu. Zaskakiwał nie tylko swoją dojrzałością duchową, ale również intelektualną, co rzadko spotykane było i jest w tak młodym wieku. Kiedy w 1585 roku uczestniczył w publicznej dyspucie filozoficznej w Collegium Romanum, zdobył wielkie uznanie dzięki subtelności i sile argumentacji. Po przyjęciu święceń niższych rozpoczął studia teologiczne, lecz nie zdołał ich ukończyć. Naukę przerwała spowodowana dżumą śmierć. Poniekąd do tej śmierci doprowadził pośrednio upór Alojzego. Nie był to jednak upór świadczący o niedojrzałości, ale upór wynikający z palącej potrzeby niesienia pomocy innym.

(Guercino [domena publiczna])

Alojzy Gonzaga bardzo pragnął posługiwać zarażonym. Z wielkim oporem przełożeni postanowili uczynić zadość jego usilnym prośbom. Jezuicki kleryk opiekował się chorymi w szpitalach pod wezwaniem świętego Sykstusa i Matki Bożej Pocieszenia. Wyczerpujące studia wraz z surową ascezą osłabiły jednak organizm do takiego stopnia, że wkrótce i Alojzy zapadł na dżumę. Kiedy znalazł się u progu wieczności, w dniu śmierci odwiedził go prowincjał. Gdy przybyły, zapytał: "Cóż porabiamy, bracie Alojzy?". Kleryk odpowiedział: "Idziemy, ojcze". Na kolejne pytanie przełożonego: "A dokąd?", Alojzy odrzekł: "Do nieba", po czym dodał: "Mam nadzieję w miłosierdziu Bożym, iż dziś tam jeszcze będę". Ostatnimi natomiast słowami, jakie wyrzekł, były imiona Jezusa i Maryi. Śmierć ma rozmaite oblicza. Dla mnie to kolejny przykład pięknego przekroczenia progu wieczności, ponadto w najczystszym stanie duchowym; następne, po Stanisławie, exemplum dobrej śmierci. W 1605 roku ogłoszony błogosławionym, w 1726 roku został wraz ze Stanisławem Kostką kanonizowany przez papieża Benedykta XIII. Owo wyniesienie Alojzego Gonzagi na ołtarze ukazał na powstałym w latach 1763-1765 obrazie Francisco Goya.

Ciało świętego Alojzego Gonzagi spoczywa w Rzymie, w kościele pod wezwaniem świętego Ignacego. Miejsce wiecznego spoczynku arystokraty z Mantui zdobi wspaniały, marmurowy relief. Wykonał go francuski rzeźbiarz Pierre le Gros. Relief przedstawia apoteozę świętego kleryka. Unoszony do nieba przez anielskie moce, zanurzony w pokornej kontemplacji, koronowany jest wieńcem przez niebiańskiego posłańca. Być może wakacyjne szlaki zaprowadzą nas i do tego miejsca w Wiecznym Mieście, gdzie umarł Alojzy Gonzaga i gdzie bije od stuleci serce Towarzystwa Jezusowego, do którego zresztą święty należał. Jeszcze tylko kilka miesięcy przed nami i włoży się buty wędrowca, by wyruszyć w letnie wakacje w świat. Może warto zatem, zwiedzając Rzym, zajrzeć do jezuickiego San Ignazio i nie tylko podziwiać widoczną w tej świątyni obfitość wspaniałej sztuki, ale i zatrzymać się dłużej przed Bogiem, czerpiąc modlitewny wzorzec z postawy świętego Alojzego Gonzagi?

Justyna Sprutta - doktor w zakresie teologii dogmatycznej o specjalizacji teologia ikony (KUL) i w zakresie historii o specjalizacji historia sztuki (UKSW), magister filologii polskiej o specjalizacji dziennikarstwo i kreowanie wizerunku (UAM), animator kultury o specjalizacji teatr (PSAK), regionalistka. Wykładowca akademicki na Wydziale Teologicznym UAM w Poznaniu. Współpracuje z portalem www.misyjne.pl i z dwutygodnikiem Diecezji Kaliskiej "Opiekun". Prowadzi na Facebooku stronę: Ignacjańskie Linijki. Należy do Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego. Pochodzi z Ziemi Gostyńskiej. Mieszka w Ostrowie Wielkopolskim.

doktor historyk sztuki, teolog, filolog. Absolwentka KUL, UKSW i UAM. Wykładowca na Wydziale Teologicznym UAM w Poznaniu. Należy do WŻCh. Prowadzi na Facebooku stronę Ignacjańskie Linijki

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zapomniany święty o żelaznej woli
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.