Zniknięcie stygmatów. Przemilczany cud Ojca Pio

Ojciec Pio pokazujący stygmaty (fot. domena publiczna / commons.wikimedia.org)
br. Błażej Strzechmiński OFMCap

Historia stygmatów Ojca Pio wciąż rozgrzewa serca i umysły. Ostatnio coraz częściej mówi się o kolejnym, zazwyczaj przemilczanym cudzie, czyli o ich zniknięciu. Nie mamy bowiem świadomości, że ich nienaturalne "zagojenie się" bez pozostawienia choćby najmniejszych śladów czy blizn, jest takim samym dowodem ich nadprzyrodzonego pochodzenia, jak pojawienie się na ciele.

Zaraz po śmierci Ojca Pio ówczesny gwardian klasztoru w San Giovanni Rotondo, o. Carmelo Di Donato, postanowił obejrzeć z bliska jego stygmaty. W tym celu w towarzystwie trzech współbraci oraz lekarza Giuseppe Sali i oficjalnego fotografa klasztoru o. Giacoma Piccirilla dokonał oględzin, podczas których zauważył, że rany zarówno na dłoniach, stopach oraz klatce piersiowej całkowicie się zagoiły, nie pozostawiając żadnych blizn.

Następnie profesor Sala odkrył, że na całym ciele Ojca Pio nie było jakichkolwiek śladów po ranach, a skóra w miejscach po stygmatach wyglądała podobnie, jak na każdej innej części ciała: była gładka i elastyczna. Wtedy o. Giacomo przystąpił do fotografowania wewnętrznych i zewnętrznych części dłoni i stóp oraz boku. Ponieważ nie dostrzegł żadnej rany na klatce piersiowej, dwukrotnie sfotografował cały lewy bok. Po zakończeniu dokumentowania fenomenu zniknięcia stygmatów wyjął kliszę z aparatu i przekazał ją przełożonemu, o. Carmelo.

Zanikanie stygmatów

Pierwsze oznaki zanikania stygmatów u Ojca Pio zaobserwowano kilka miesięcy przed śmiercią. Ojciec Carmelo dostrzegł, że już na przełomie czerwca i lipca 1968 roku owe mistyczne rany zaczęły powoli się zasklepiać i wypływało z nich coraz mniej krwi. Później o tym fakcie zaczęli go coraz częściej informować także wierni: mieszkańcy San Giovanni Rotondo, jak i pielgrzymi przybywający do miasta, którzy mieli bliski kontakt ze Stygmatykiem. W jego mniemaniu sprawa była tajemnicza.

Podobnych obserwacji dokonał również badający Ojca Pio lekarz, Giuseppe Sala. Ze zdumieniem wspominał, że "kilka miesięcy przed śmiercią stopy stały się suche i nie można było na nich namacać tych wypukłości […], które dotąd były wyraźnie zaznaczone. Dłonie zachowały widoczne ślady aż do dnia przed śmiercią, kiedy to wyraźnie zaznaczyła się bladość skóry i zmniejszyły strupy oraz złuszczenia, przy jednoczesnym zniknięciu ran na grzbietach dłoni. Podczas krótkiej agonii Ojca Pio na wewnętrznej stronie jego lewej dłoni utrzymywało się jeszcze niewielkie zrogowacenie (które zostało ściągnięte po jego śmierci)". Podobny biały nabłonek odpadł z jego dłoni dzień przed śmiercią, gdy przed odprawieniem mszy świętej zdejmował półrękawiczki w zakrystii.

Natomiast umiłowana córka duchowa Ojca Pio, Cleonice Morcaldi, trzy dni przed jego śmiercią odnotowała, że dłoń Stygmatyka "na powrót stała się zdrowa, piękna, biała, pulchna, jak rączka tryskającego zdrowiem dziecka". Przypomniały jej się wówczas słowa wypowiedziane przez niego kilka lat wcześniej: "Urodziłem się chory, żyłem chory, a umrę zdrowy". Tak pojęła ich proroczy sens.

Zachowanie tajemnicy

Po śmierci Ojca Pio o. Carmelo znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Jako przełożony musiał zdecydować, czy wystawić ciało Stygmatyka z odsłoniętymi dłońmi i stopami, czy też pozostawić je zasłonięte tak, jak za jego życia. Publiczne ukazanie cudu zniknięcia stygmatów wywołałoby zapewne sensację wśród współbraci i wiernych, co podchwyciłaby prasa, dlatego uznał za słuszne, by nie wyjawiać tej tajemnicy. Swoją decyzję argumentował następująco: "Nie chodziło o ukrywanie prawdy, ale o to, że w tamtej chwili nie było wskazane, by fakt zniknięcia stygmatów upubliczniać, gdyż mogło to zostać pośpiesznie i źle zinterpretowane oraz stać się powodem do zgorszenia dla słabych. Musiałem się niemało natrudzić, aby utrzymać w ryzach i powściągnąć współbraci, którzy chcieli po raz ostatni ujrzeć i ucałować stygmaty. Doszło nawet do tego, że byłem zmuszony, powołując się na ślub posłuszeństwa, wydać absolutny zakaz odsłaniania dłoni Ojca Pio i zezwolić jedynie na całowanie ich w rękawiczkach, tak jak to czyniono, gdy żył".

O całej sprawie został poinformowany minister generalny Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, o. Clementino da Vlissingen, który podtrzymał decyzję o nieodsłanianiu pod posłuszeństwem rąk i stóp Ojca Pio. Jego nakaz był "podyktowany roztropnością i koniecznością zachowania ostrożności w tym tak delikatnym momencie, gdyż – jeśli rozeszłaby się wiadomość o zniknięciu ran – potrzebne byłoby wyczerpujące wyjaśnienie i odpowiedni komentarz, co z wielu powodów było niewykonalne".

Pierwsza opinia lekarska

Nie ma wątpliwości co do tego, że Ojciec Pio posiadał stygmaty. Przez wiele lat jego krwawiące rany były poddawane różnym badaniom medycznym, a lekarze przeprowadzający ich obserwacje pozostawili bogatą dokumentację. Mimo rozbieżnych opinii na temat przyczyn ich powstania, żaden z lekarzy nie podważył ich istnienia.

Jednym z pierwszych, który badał Stygmatyka i czynił to później przez kolejne piętnaście miesięcy, był chirurg Luigi Romanelli, ordynator państwowego szpitala w Barletcie. Z jego opinii medycznej poczynionej z naukową dociekliwością można wyczytać: "Nie są to w mojej opinii rany, które można byłoby zaliczyć do zwyczajnych, powstałych w wyniku infekcji bądź urazów. Podstawową cechą tych pierwszych jest bowiem ropienie, które z jednej strony uniemożliwia gojenie, a z drugiej jest zawsze skutkiem miejscowego działania mikroorganizmów, co w opisanych ranach zdecydowanie nie występuje […].

Co do ran drugiego typu, szczególnie na dłoniach i stopach, z logicznego punktu widzenia absurdalne byłoby domniemanie, że uraz jakiejkolwiek natury i spowodowany jakimkolwiek narzędziem mógłby naruszyć tkanki głębokie, nie uszkadzając wpierw tkanek powierzchniowych, zwłaszcza że są one słabe i mało odporne na urazy […].

Jeśli chodzi o ranę na klatce piersiowej, pomimo braku odpowiedniego opatrunku, co miałem okazję obserwować dwukrotnie o różnych porach, nie ma w niej śladu ropienia, natomiast wypływa z niej czerwona krew fizjologiczna.

Rzeczywiście notowane są przypadki samookaleczeń z powodu chorobowego stanu układu nerwowego, do których można byłoby zaliczyć opisane wyżej rany. Jednak przed wydaniem takiej opinii trzeba wziąć pod uwagę fakt, że również te uszkodzenia powinny zachowywać się tak jak wszystkie inne, to znaczy albo powodować komplikacje różnej natury, albo się goić. Należy również liczyć się ze stwierdzeniem, że niezależnie od stanu nerwów, nie można uszkodzić tkanek głębokich, nie uszkadzając wpierw tkanek powierzchniowych, podobnie jak nie można za pomocą wysiłku umysłowego zachować obrażeń ciągle w takim samym, niezmieniającym się stanie, nawet jeśli są one lekkie".

Na tej podstawie lekarz Romanelli doszedł do następującego wniosku: "Należy zatem wykluczyć, że etiologia ran Ojca Pio jest pochodzenia naturalnego. Nie popełnimy błędu, jeśli stwierdzimy, że przyczyn, które spowodowały ich zaistnienie, należy szukać w porządku nadprzyrodzonym, a fakt ten stanowi sam w sobie zjawisko, którego nie da się wytłumaczyć jedynie za pomocą ludzkiej wiedzy".

Kolejne orzeczenia medyczne

Dla pewności o opinię na temat pochodzenia krwawych ran Ojca Pio został poproszony rzymski lekarz, dr Giorgio Festa. Zaraz po przybyciu do San Giovanni Rotondo w październiku 1919 roku przeprowadził pierwsze badania lekarskie, a także obserwację Stygmatyka pod kątem psychologicznym. Po ich zakończeniu przedstawił na piśmie swoją hipotezę, utrzymując, że stygmaty nie mogły powstać na skutek cięć, gdyż nie posiadały żadnych cech tego rodzaju obrażeń ani też nie zostały wywołane przez substancje chemiczne, gdyż "ich działanie nie ograniczałoby się wyłącznie – jak to się dzieje w badanych przypadkach – do uszkodzonych miejsc, lecz stopniowo rozprzestrzeniałyby się na sąsiednie tkanki, wywołując reakcję w postaci mniej lub bardziej widocznego zaczerwienienia, obrzęku lub naciekania". Wykluczył tym samym, że rany mogły być wywołane żrącym działaniem jodyny czy kwasu karbolowego.

Jeśli chodzi o obserwację psychologiczną dotyczącą samookaleczenia, dr Festa napisał: "Fakt, że Ojciec Pio stara się usilnie odwrócić od stygmatów uwagę innych, ponieważ dla jego duszy nie są one powodem do zadowolenia, lecz źródłem umartwienia, jak i widoczna w każdym momencie doskonała równowaga między funkcjonowaniem jego systemu nerwowego i władzami umysłowymi, prowadzi do zdecydowanego odrzucenia tej hipotezy". Tym samym obalił domniemanie, jakoby stygmaty Ojca Pio powstały na skutek stanu chorobowego somatycznego lub psychicznego. Jego końcowy wniosek brzmiał następująco: "Rany stwierdzone u Ojca Pio i wypływająca z nich krew mają źródło, którego nasze możliwości poznawcze nie są w stanie wyjaśnić. Racja ich istnienia znacznie wykracza ponad ludzką wiedzę!". Co może dziwić, był przekonany, że stygmaty kapucyna "funkcjonują w sposób niezależny od organizmu, w którym występują".

Werdykt pośmiertny

W obliczu powyższych opinii lekarskich tym bardziej zagadkowe i niewytłumaczalne było zniknięcie wraz ze śmiercią stygmatów Ojca Pio oraz fakt, że nie zostały po nich żadne blizny. Przy tak głębokich zranieniach i poważnych uszkodzeniach tkanek proces bliznowacenia jest bowiem automatyczny i nieunikniony. Po przeprowadzeniu starannych badań pod tym kątem chirurg, dr Paolo Mario Marianeschi wyraził następujący pogląd: "W zawiązku z tym powinno być wystarczająco jasne, że zniknięcie stygmatów Ojca Pio lub – jak kto woli – ich zagojenie się bez śladów w postaci blizn, jest fizjopatologiczną niedorzecznością". Co więcej, stwierdził: "Pozostałe rany na jego ciele, powstałe w wyniku interwencji chirurgicznych, goiły się doskonale w normalnym fizjologicznym czasie, z normalnymi i widocznymi bliznami". Tym samym wykluczył naturalne pochodzenie stygmatów.

Również asystujący przy śmierci Stygmatyka lekarz Giuseppe Sala poczuł się zobowiązany, by wyjaśnić zebranym wokół kapucynom powód ich zniknięcia. Powiedział do nich: "Fakt występowania ran, które Ojciec Pio nosił za życia i które po jego śmierci zniknęły, należy uznać za wykraczający poza wszelką typologię kliniczną i stwierdzić jego nadprzyrodzony charakter".

Zatem z medycznego punktu widzenia zniknięcie stygmatów Ojca Pio było "uzdrowieniem nadzwyczajnym, które zdecydowanie wykracza poza naturalny bieg rzeczy".

Ofiara za grzeszników

Aby zrozumieć fenomen zniknięcia stygmatów, warto cofnąć się w czasie do momentu otrzymania ich przez Ojca Pio jeszcze w postaci niewidzialnych znaków. Kiedy tuż po tym wydarzeniu zakonnik odczuł silną potrzebę złożenia siebie w ofierze za grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące, wówczas Jezus, Maryja i jego Anioł Stróż dodawali mu odwagi, tłumacząc, że "żertwa ofiarna, aby nią być, wymaga utraty wszystkiej swej krwi". Z chwilą stygmatyzacji przez kolejne pięćdziesiąt lat przyszło mu tę krew przelewać wielokrotnie, uczestnicząc w Męce Pańskiej. Tak Ojciec Pio został włączony w dzieło Zbawiciela: "Jezus cierpiał w nim, z nim i za jego pośrednictwem". Zapewniał go o tym o. Agostino: "Pan Jezus jest ukrzyżowany w Tobie, a Ty jesteś ukrzyżowany w Nim. Jego męka jest stałym pokarmem Twojej duszy i doprawdy możesz i musisz wołać ze Świętym Pawłem i z naszym Serafickim Ojcem: «na ciele swoim noszę blizny Pana Jezusa» (Ga 6,17)".

Według włoskiego dziennikarza Stefana Campanelli stygmaty "to znaki ofiary w pełnym tego słowa znaczeniu – żertwy doskonałej Chrystusa, ofiary z miłości. W ostatecznym rozrachunku te rany na ciele Ojca Pio stanowią widzialny wyraz tego wspaniałego dzieła pojednania, którego Święty dokonywał w konfesjonale i na ołtarzu, uobecniając odkupienie dokonane raz na zawsze przez Syna Bożego". Wraz ze śmiercią zakończyło się jego "powołanie do współodkupienia".

Misja Ojca Pio jako apostoła męki Chrystusa noszącego Jego rany wypełniła się aż do ostatniej kropli krwi. Do takiego wniosku doszedł biograf, o. Fernando da Riese Pio X, który twierdził, że "Bóg udzielił widzialnych stygmatów Ojcu Pio jako robiące wrażenie wezwanie i jako rękojmię wielkiej misji, jaką miał do spełnienia. Po jej wypełnieniu, zanim zabrał światu swego posłanego na zbawienie wielu, Bóg odjął znaki widzialne, które w Jego nieodgadnionych planach miłosierdzia zabarwiły krwią dłonie, stopy i pierś Kapucyna z Pietrelciny. Po wypełnieniu misji Ojciec Pio nie miał już potrzeby ukazywać światu rękojmi Boga". Według tej opinii stygmaty miały być "ostensorium zbawczej misji", czyli znakami uwiarygadniającymi Ojca Pio i budzącymi wiarę u tych, do których Bóg go posłał.

Znak zmartwychwstania

Do innych wniosków doszedł o. Gerardo Di Flumeri. W jego mniemaniu otrzymanie mistycznych znaków Męki Pańskiej przez Ojca Pio było "logiczną konsekwencją pełni jego kapłaństwa", które osiągnęło swój szczyt w sprawowaniu mszy świętej i sakramentu pokuty oraz nieustannej modlitwie i orędownictwie. One czyniły z niego prawdziwą żertwę ofiarną na wzór Chrystusa – Kapłana, Ofiary i Orędownika. Natomiast ich zniknięcie nie oznaczało zakończenia jego misji na ziemi, ale wskazywało na przebywanie w chwale nieba, gdzie nadal wstawia się za grzesznikami. Tezę tę uzasadnił w następujący sposób: "Stygmaty zniknęły nie dlatego, że Ojciec Pio wypełnił swą misję. Nie. Stygmaty zniknęły po to, by dać nam znak jego wejścia do nieba, w celu kontynuowania u Boga misji i orędownictwa za braćmi na wygnaniu".

Stefano Campanella, wnikliwy badacz duchowości Stygmatyka, odkrył kolejne dwa powody zniknięcia stygmatów: "po pierwsze, aby wysłuchać modlitwy Ojca Pio, który od pięćdziesięciu lat usilnie Boga o to błagał, a po drugie, aby podarować nam wszystkim znak przyszłego zmartwychwstania".

Dla lepszego zrozumienia pierwszego powodu wystarczy przywołać chociażby słowa Ojca Pio skierowane listownie do o. Benedetta, za pomocą których wyjaśniał mu powód swej prośby skierowanej do Boga: "Będę bardzo głośno Go wzywał i nie przestanę błagać, by ze względu na swoje miłosierdzie zabrał nie ranę czy ból, co jest niemożliwe, nawet jeśli chciałbym być pogrążony w bólu, lecz zewnętrzne znaki, które wywołują we mnie zażenowanie i poniżenie nie do opisania i nie do wytrzymania". Bóg ostatecznie wysłuchał swego pokornego sługę, który z miłością przyjął ból stygmatów, ale błagał o ich zniknięcie, gdyż czuł się niegodny, by je nosić.

Argumentów teologicznych do wyjaśnienia drugiego powodu zniknięcia stygmatów Ojca Pio dostarcza kard. Corrado Ursi, arcybiskup Neapolu. W swej homilii podczas mszy świętej odprawionej z okazji otwarcia w San Giovanni Rotondo monumentalnej drogi krzyżowej zaprojektowanej przez Francesca Messinę powiedział: "Ojciec Pio był zraniony na ciele jak Chrystus, aby zniszczyć niegodziwości i cierpienia współczesnego świata, ale zaraz po śmierci jego ciało w miejscach dotkniętych tajemniczymi ranami odradza się właśnie po to, by ukazać pewność ostatecznego zmartwychwstania, odnowy ludzkości, którą on w pewnym sensie uosabiał".

Z teologicznego punktu widzenia zniknięcie stygmatów Ojca Pio jest potwierdzeniem ich nadprzyrodzonego charakteru i ukazuje blask przyszłego zmartwychwstania, dzięki któremu ludzkie ciało nabiera nowych właściwości, stając się ciałem uwielbionym. Zanik stygmatów Ojca Pio, po których nie pozostał nawet najmniejszy ślad czy blizna, w powyższej perspektywie jest większym cudem niż ich pojawienie się, o czym był niezbicie przekonany o. Gerardo Di Flumeri.

Artykuł pochodzi z dwumiesięcznika "Głos Ojca Pio".

***

Brat Błażej Strzechmiński – kapucyn, doktor teologii duchowości. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie i Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie. Zastępca redaktora naczelnego "Głosu Ojca Pio". Autor książek: "Historia jak ze snu. Inna biografia Ojca Pio", "Świadkowie tajemnicy. Osobliwe towarzystwo Ojca Pio", "Terapeuta dusz. Kierownictwo duchowe Ojca Pio" i "Misterium miłości. Droga krzyżowa z Ojcem Pio".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zniknięcie stygmatów. Przemilczany cud Ojca Pio
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.