Dlatego wciąż jestem w Kościele. Mimo wszystko

(fot. Archiwum prywatne autorki / nieobrazajsienaboga.blog.deon.pl)
Kinga Baran

Pewnego dnia zobaczyłam Jezusa na ulicy. Nigdy wcześniej nie spojrzałam Mu głęboko w oczy. Zrobiłam to dopiero w tamtej chwili.

Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: nie mam w zwyczaju zostawiać kogoś, kogo kocham. O to właśnie chodzi w miłości, tej prawdziwej przed duże M.

Jestem w Kościele, ponieważ spotkałam kiedyś Jezusa. Tak po prostu. Wyruszałam codziennie z domu o świcie, jak większość ludzi, aby wykonywać swoje obowiązki. Wypełniałam zadania, przemieszczałam się z punku A do punktu B. Chodziłam do kościoła, szkoły i na spotkania towarzyskie. Miałam serce pełne nadziei i zapału. Żadnych konkretnych jeszcze planów na życie, ale z pewnością ogromną pasję i chęć prawdziwego przeżycia czasu, jaki tutaj został mi dany.

Miałam przeświadczenie, że cały świat stoi przede mną otworem oraz, że na pewno czeka mnie ciekawa i wspaniała droga. Nie wiedziałam wtedy, że jest to genialne, a zarazem trudne do spełnienia marzenie. Żeby wyruszyć w tę moją drogę, muszę tak naprawdę - świadomie i z miłością, zabrać ze sobą kogoś, kto będzie szedł ze mną, bez względu na wszystko, ramię w ramię.

Pewnego dnia zobaczyłam Jezusa na ulicy. Rzuciliśmy sobie spojrzenia, On jakby czekał na mnie już od dłuższego czasu. Ja być może mijałam Go wcześniej w codziennym pędzie, ale nigdy nie spojrzałam Mu głęboko w oczy. Zrobiłam to dopiero w tamtej chwili. Od tego dnia spotykaliśmy się codziennie, zaczęliśmy się poznawać, rozmawiać i kochać. Przez cały ten czas idziemy razem moją drogą, to ogromne szczęście, że nie jestem w podróży życia sama.

Jezus pokazał mi, co to znaczy obdarzyć kogoś zaufaniem i uczuciem. Dzięki Niemu wiem, że Miłość to nie tylko dobre chwile, w których wszystko idzie po naszej myśli i z powodzeniem się udaje. Zobaczyłam to w Jego postawie i zachowaniu, kiedy nie zostawił mnie, ani na chwilę - gdy ja w Niego wątpiłam. Nie odwrócił ode mnie wzroku nawet wtedy, kiedy strzelałam na Niego focha i chciałam z nas zrezygnować - w chwilach ludzkiej słabości. Właśnie w tych najgorszych moich obliczach, które specjalnie Mu pokazywałam, aby zobaczył wielkość mojej złości i rozgoryczenia - On widział moje piękno. A co najważniejsze, zawsze dawał, daje i będzie dawał mi szansę, bo nie przestaje we mnie wierzyć.

Jakże, więc ja, mogłabym odwrócić się od Niego, ze względu na gorsze czy lepsze momenty w Kościele? Miałabym przestać wierzyć w Jego Miłość i dobro… Kiedy czuję zawód z powodu zachowań Kościoła, to wstydzę się za ludzi. Nie za mojego Boga. Kościół, jaki stworzył i zostawił nam Jezus, jest żywy i cudowny, pełny Ducha Świętego. Ja wciąż to widzę i czuję. Dlatego nie zostawię Kościoła, mojej wspólnoty, bo w samym jego środku jest mój Sens. Miłość, która nie opuszcza.

Tekst pochodzi z bloga nieobrazajsienaboga.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlatego wciąż jestem w Kościele. Mimo wszystko
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.