Dziad i baba... odc. 7

Dziad i baba... odc. 7
(fot. FreeCat/flickr.com)
Jolanta Watson

Niedaleko za Estellą obowiazkowy postój przy wytwórni win Irache i ich słynnym kranem z wodą i darmowym winem. Wyjmujemy swoje metalowe garnuszki. Wysyłam SMSa do Ani: Pijemy z rana zdrowie naszych wnuczek Otrzymuję odpowiedź : Tak się należało.

Rano do śniadania głośna muzyka typu Jamaika. To najbardziej świecka alberga, w jakiej byliśmy. Dużo ludzi przewija się przez jadalnię, trudno byłoby ustalić, kto zapłacił za śniadanie, a kto nie. Hostalero uprościł sobie zadanie. Zresztą wcale go tu nie ma. Wielu pielgrzymów przyniosło swoje prowianty. Para Francuzów, starsi od nas na oko o 10 lat, preferuje salatkę owocową. My mamy graham, ser i jogurt. Kawa z wielkiego termosu niepyszna.

DEON.PL POLECA




Mimo wszystko śniadanie dodało nam energii, zapału i upłynęło w miłej atmosferze.

Niedaleko za Estellą obowiazkowy postój przy wytwórni win Irache i ich słynnym kranem z wodą i darmowym winem. Wyjmujemy swoje metalowe garnuszki. Wysyłam SMSa do Ani: Pijemy z rana zdrowie naszych wnuczek Otrzymuję odpowiedź : Tak się należało.

Dzieci to radość. Lusia i Helenka, którą powitamy we wrześniu. Oby dobry Bóg obdarzył je zdrowiem i pogodą ducha.

Kiedyś, na Połoninie Wetlińskiej, spotkaliśmy babcię z wnukami na wycieczce. Już wtedy obliczaliśmy, czy starczy nam czasu na takie eskapady. Starczy, świety Jakubie?

Grupa pielgrzymów próbuje wina, żartują, każdy robi pamiątkowe zdjęcie.

Idziemy dalej, coraz bardziej pod górę. Czegoś mi brak. O rany, nie mam laski! Ed też nie ma swojej. No tak, zostawiliśmy je pod płotem w Irache. Na szczęście niedaleko. Ed zostawia plecak i wraca, ja czekam. Pal sześć moją kupną laskę, ale Edowa jest ważna, pamiątkowa. To była laska jego Ojca, potem, do czasu aż okazała się za cieżka, miał ją mój Tata. Dlatego Ed ją zabrał na Camino. Patrzę, wraca Ed, niesie laski, chwała Bogu.

Maszerujemy polną, gliniastą drogą koloru kakao z mlekiem. Pięknie, ale nie bardzo jest gdzie odpoczać. Mijamy rozległe ścierniska. Widzimy z daleka wielką górę sprasowanej słomy , ułożonej na kształt prostopadłościanu. Takie coś musi rzucać cień. Rzeczywiście, znaleźliśmy doskonałe miejsce do rozłożenia izomat.

Parę kilometrów dalej, w zagajniku, na trawie, rozłożył swój kramik handlarz napojami. Kawa z termosu nie miała wzięcia, jako że dzień był gorący, ale pielgrzymi chętnie korzystali z '' zimnych '' napoi wprost z miednicy z resztkami lodu pływajacymi w wodzie. Przystaneliśmy niezdecydowani, kupić coś czy nie, a handlarz oczywiście zapytał skąd jesteśmy. '' Aaa, from Poland, dzień dobry '' rzekł i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Kupiliśmy wodę.

W Los Arcos udaliśmy się prosto do albergi austriackich przyjaciól Camino, chwalonej w przewodnikach. Tuż po przekroczeniu progu wiedzieliśmy, że słusznie. Hostaleros traktowali pielgrzymów jak najbardziej oczekiwanych gości. Sok pomarańczowy na powitanie, wnoszenie plecaków po schodach, uśmiech i uczynność na każdym kroku. Alberga doskonale przystosowana do potrzeb pielgrzymów, atmosfera domowa. Wysłałam SMSa do Ani : '' Przekaż Babci - pralka , suszarka i kwiaty w łazience''. Może Mama nie będzie się martwić, że mamy tu ''straszne warunki''. W związku z dobrze wyposażoną kuchnią, postanowiliśmy udać się na zakupy. Ach, ta sjesta! Człowiek głodny ma czekać do piątej, aż otworzą sklepy.

W Los Arcos jednakowoż, właścicielka sklepu znajdującego się blisko albergi, handluje cały dzień, za to podniosła trochę ceny. Wielu pielgrzymów korzysta z tej oferty. Wczesnym popołudniem w kuchni jest luźniej i spokojnie można zdążyć z posiłkiem przed wieczorną Mszą św.

Zwykle przychodzimy do kościoła nieco przed czasem, aby mieć chwilę na modlitwę własną i zwiedzanie. Siedzimy w ławce, ludzi jak zwykle niewiele. Czas rozpoczęcia mszy minął, nic się nie dzieje, ludzie spokojnie czekają, więc my też. Zauważyłam coś dziwnego, mówię '' Patrz Ed, tu są dwie ambony'', a Ed na to " Patrz Jola, dwie ambony i żadnego księdza''. Po jakimś czasie usłyszeliśmy pośpieszne kroki i zobaczyliśmy księdza przemierzającego boczną nawą w kierunku zakrystii. Pewnie obsługuje kilka parafii.

Z reguły po mszy jest błogosławieństwo dla pielgrzymów, mające różną formę. Tutaj pielgrzymi zostali poproszeni o ustawienie się wokół ołtarza, a ksiądz podchodził i z każdym zamienił kilka słów. Z Polski? Byłem, Częstochowa, Jasna Góra ...

Pielgrzymi nieuczestniczący w wieczornych nabożeństwach chyba nie wiedzą ile tracą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziad i baba... odc. 7
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.