Siła kobiety i jej pozycja w chrześcijaństwie

Siła kobiety i jej pozycja w chrześcijaństwie
(fot. depositphotos.com)
Logo źródła: Blogi kontrapunktdlaswiata.blog.deon.pl

Nigdy nie powiem, żeby chrześcijaństwo tłumiło jakkolwiek kobietę. Wręcz przeciwnie. Pokazuje jej piękno, siłę i niepodważalną wartość.

Trafiłam ostatnio na bardzo przykry, ciężki w odbiorze artykuł, w którym chrześcijaństwo ukazane jest jako religia niszcząca przez swoje dogmaty zdrowie psychicznie. Chcę skupić się na części, gdzie poruszony jest aspekt tego, że jedyną siłę ustawodawczą kościelną mają mężczyźni i że tylko oni mogą być księżmi. Dodatkowo odniosę się do poruszonego zagadnienie grzechu i ofiary Jezusa, jednak namalowanego w świetle budzącym jedynie poczucie winy, odebranie godności i wartości człowieka. Link do artykułu znajduje się na końcu wpisu. Nie chciałam, żeby tytuł artykułu wybrzmiewał tak wyraźnie na samej górze tekstu.

To jest fakt, że księżmi byli, są i będą mężczyźni. Argument dlaczego jest nie do podważenia. Jezus na apostołów powołał mężczyzn. Przyszedł w momencie dziejowym, jakim przyszedł, kultura była jaka była. Jak wyglądałoby Jego ewentualnie przyjście teraz? Nie wiem i uważam, że nie ma co się zastanawiać. Ważniejsze jest rozważenie tego, jak my, kobiety, powinnyśmy siebie postrzegać. Jest to nagląca kwestia, która jeśli nie jest dobrze przemyślana, zmienia religię sławiącą Boga, który zmartwychwstał na promującą Boga, który przybija do krzyża. Brzmi niedorzecznie, ale dokładnie tak mogą postrzegać wiarę osoby, które nie czują się wyjątkowe w Jego oczach. Tak może się zdarzyć, gdy nie widzi się swojego piękna i talentów, kiedy nie dostrzega się ile dobra wnosi się do świata i ile jeszcze budowli można zbudować z cegieł miłości. Mamy ogromny potencjał, by pomnażać nadzieję, wiarę, miłosierdzie. Stanie się to jednak tylko wtedy, gdy czujemy się do tego zdolni. Nie możemy naszej religijności sprowadzić do nieustannego obwiniania się, skupiania się wyłącznie na swojej grzeszności i tym, że Jezus musiał cierpieć. Wtedy zamykamy się na wszystko z pogardą skierowaną w siebie. Nie potrafimy pozwolić Jemu dotknąć się swojego serca, bo uzbroiliśmy je w pancerz braku akceptacji, beznadziei, negatywnego postrzegania siebie i zapominaniu tego, że po śmierci jest zmartwychwstanie.

DEON.PL POLECA

Oczywiście konieczna jest świadomość tego jak grzech na nas wpływa, ile cierpienia zadajemy sobie i Bogu kiedy decydujemy się na akty zabijania miłości. Jak bardzo odbieramy sobie, innym możliwość kochania i bycia pokochanym. Jak ta lina, na której Bóg spuszcza te wiadra miłości, siły i nadziei zostaje przerwana przez to, że podjęliśmy różne decyzje zboczenia z drogi światłości. Grzech ciężki występuje wtedy, gdy celowo, z namysłem, premedytacją mówimy Bogu nie! Nie chcę kochać! Wolę wybrać zniszczenie, niż budowanie.

Nie muszę mówić, że wtedy należy się właśnie spowiadać. W takim wypadku jednak spowiedź nie jest dla nas aktem, który ma nas napiętnować, przykleić łatę grzesznika i wrzucić w dół nieustannej pokuty, rozpamiętywania złych czynów, śmierci. To jest miejsce, gdzie te grzechy oddajemy Jemu, mówimy: „proszę zabierz je. Przepraszam, że to zrobiłem, przepraszam, że Ciebie zraniłem. Wierzę, że Ty masz moc zmyć je ze mnie, zapomnieć i dać mi nadzieję, że się poprawię, że już tak nie postąpię. Wierzę, że zmartwychwstałeś, dlatego czuję, że w momencie, gdy zanurzam się w tajemnicę Twojej ofiary, otrzymuję nowe życie wolne od moich błędów. Dajesz mi możliwość, żeby ponownie dawać to dobre, które mogę czynić bez grzechu na moich barkach i chcę to wykorzystać. Chcę być Twoim świadkiem, chcę dawać owoce, chcę obfitować i pomnażać. Wierzę, że nie na śmierci i nie na grzechu kończy się sakrament spowiedzi, ale na tym, że ja wstaję z kolan, pozbywam się poczucia winy i wybaczam sobie, bo Ty mi wybaczasz.

Uważam, że żeby móc doświadczyć pełni cudu łaski uzdrowienia przez sakrament Spowiedzi trzeba nie tylko podjąć decyzję w sercu, że chcę poprosić Boga o wybaczenie, ale także, że jestem gotowy, dzięki NIemu i obmyciu z grzechów, dać samemu sobie szansę. Nie możemy blokować siebie, miłości, którą w nas wlewa Bóg przez piętnowanie samego siebie jako grzesznika skazany na wieczne potępienie. Wtedy to my, a nie grzech, zabija w nas ducha.

Oczywiście też nie można przejść w drugą stronę – pychę. Są rzeczy, nasze błędy, które będą na nas jakoś ciążyć. Dlatego nieodłącznym elementem spowiedzi jest akt żalu, postanowienie poprawy i zadośćuczynienie. Czasem te zadośćuczynienie będzie trwać całe nasze życie. Dlatego tak kluczowe jest znalezienie w sobie siły, by, mimo brzemienia, które trzeba dźwigąć, walczyć o miłość. Trzeba wybaczyć by dać sobie szansę czynienia dobra. Szczególnie wtedy, gdy kiedyś bardzo schrzaniło. Wybaczenie nie znaczy cofnięcia. Wybaczenie daję siłę, by dźwignąć się z kolan i postawić te kilka kroków do przodu, mimo tak ogromnie ciążącego krzyża. Możesz to zrobić, bo nie musisz go dźwigać dzięki ofierze Syna Bożego, samemu. Obok jest Jezus, który idzie razem z Tobą przez tę drogą krzyżową i wskazuje, że na końcu jest moment, kiedy zrzucisz z siebie to jarzmo i zmartwychwstaniesz.

Spowiedź to umożliwienie powstania człowiekowi z kolan, wyjścia z mroku i (mimo blizn i przeszłości) wrócenia do punktu pomnażania dobra. Im bardziej się zraniło tym bardziej trzeba walczyć o miłość, dlatego tym bardziej potrzebujemy tego sakramentu. Wtedy jest to dla nas źródło siły, motywacji i nadziei.

Jedno jest pewne – krzyż nie jest jedynie oznaką tortur. Krzyż jest obrazem miłości. On daje to przebaczenie, które pozwala nam kochać, nawet jeśli wcześniej siebie nienawidziliśmy. On daje nam siłę podnosić innych ludzi, mimo, że wcześniej skopaliśmy ich i zmieszaliśmy z błotem. Pozwala nam spojrzeć na siebie jako kogoś pięknego, wartego każdego poświęcenia, zdolnego by czynić niesamowite rzeczy i mającego w sobie ogromną studnię, którą Bóg zasila Swoją mocą, siłą, odwagą, mądrością, prawdą. Akt przybicia do drzewca był tak brutalny, tak pełen cierpienia, żebyś Ty mógł dostrzec jak bardzo jesteś kochany. Że nie ma rzeczy, której Bóg dla Ciebie nie zrobi. Wystarczy tylko przyjąć ten gest i chcieć otworzyć serce na Niego. Rozpocząć życie Jego miłosierdziem, nadzieją, wiarą, przebaczeniem. Uwierzyć w to, że po śmierci jest zmartwychwstanie.

Krzyż nie jest symbolem śmierci. W chrześcijaństwem jest symbolem życia. Bez wiary i bez miłości staje się on narzędziem tortur.

Dlatego jeśli ktoś się mnie pyta skąd we mnie taka pewność siebie, odwaga by wychodzić z tłumu, nieskrępowanie w zawieraniu relacji, uśmiech i umiejętność doceniania siebie to mówię, że przez to wszystko za sprawą dwóch belek, które są moim wybawieniem. Codziennie noszę przy sercu krzyż. Jest to dla mnie jedna z najcudowniejszych możliwości, bo w takim jednym, niby małym i niepozornym, symbolu zawarte jest wszystko, co ma dla mnie znaczenie. Nie ma adekwatnych słów jaką głębia i jak ogromną wartość ma dla mnie mój wisiorek. Wiem, że za każdym razem jak patrzę w lustro widzę siebie, ale też i Jego, zasypiając, gdy czuję metal, to wiem, że nie jestem sama. Cokolwiek nie zrobię, gdziekolwiek nie pójdę, cokolwiek się nie zadzieje wiem, że nie ma miejsc, gdzie On nie pójdzie za mną, nie ma czynu, który mnie skreśli w Jego oczach, nie ma wydarzeń, które mogą zniszczyć perspektywę życia wiecznego, nie ma człowieka, który może mi odebrać Jego miłość, nie ma poświęcenia, na które dla mnie nie byłby gotowy. Tylko ja sama mogę to sobie odebrać jeśli zerwę z Nim relację. To wszystko zależy wyłącznie ode mnie.

Jako kobieta czuję się cudowna. Uważam, że jestem ogromnym skarbem i dlatego muszę walczyć o siebie, o swoje serce, o miłość, a także dążyć ku doskonaleniu siebie. Pragnę upiększać świątynie swojego ducha, chcę oczyszczać wnętrze i mam zamiar codziennie otwierać drzwi przez tym, który jest moim Panem i Bogiem.

W momencie, gdy Jezus głosił swoją naukę podążały za nim kobiety, jako część grupy Jego uczniów. Żadna nie została odrzucona ani wzgardzona. Dla kobiet również łamał obyczaje i konwenanse np. rozmawiając z Samarytanką. Idąc dalej, po zmartwychwstaniu, objawił się najpierw kobietom. Na dodatek uczniowie, dla kontrastu, nie uwierzyli ich słowom mimo, że Jezus się zapowiadał, że trzeciego dnia zerwie pęta śmierci. Podczas drogi krzyżowej Weronika jedyna miała odwagę wyjść z tłumu i wytrzeć Jezusowi twarz. To kobiety płakały nad tym, gdy Jezus cierpiał. Jedynie Maryja i jeden uczeń z tych, którzy zostali powołani do kroczenia Jego drogą, towarzyszyli mu aż na sam szczyt Golgoty.

Maryja…

W Piśmie Świętym przed zwiastowaniem Maryji jest moment gdy Zachariaszowi objawia się anioł i oznajmia, że jego żona będzie brzemienna. Zapowiedź przyjścia kogoś kluczowego, bo największego z ludzi – Jana Chrzciciela.  Tylko, że Zachariasz nie uwierzył. Obok Niego, przy ołtarzu z kadzidłem stanęła istota niebieska i powiedziała jasno: „jestem z posłannictwem Boga. Mówię Ci…”. A On, bogobojny, ufający Panu, codziennie modlący się o ten cud, nie uwierzył. Kilka wersetów niżej jest zwiastowanie Maryi. Do Niej również przychodzi anioł. Wiele źródeł podaje, że działo się to w Jej sercu. Treść zwiastowania, co zaskakujące, jest bardzo podobna do słów kierowanych do Zachariasza. Podobna, ale zarazem tak różna. Maryja otrzymuje zadanie bycia matką Boga, nie proroka, a samego Boga. Uwierzyła tym słowom, które usłyszała i pełna pokory ofiarowała swoje życie. Znała bardzo dobrze proroctwa, mogła po części sobie wyobrażać jak odmienne będzie to macierzyństwo. Jak wiele cierpienie, wyrzeczeń i może samotności będzie wplecione w Jej życie. Po napełnieniu Duchem Świętym wyszła do ludzi. Miała w sobie tyle piękna, tyle pewności i tyle siły, że gdy pozdrowiła Elżbietę poruszyło się w Niej życie. Dopełnia to wszystko mowa, gdzie podkreśla, że będzie wielbiona przez ludzi. W tej sile nie zapomina, że wszystko pochodzi od Boga. Odczytuję to, że każda z nas jest powołana do tego, by za sprawą naszych słów, działań, miłości w Duchu Świętym budzić w ludziach życie.

Uderza mnie także to, że Bóg mógł przyjść na świat w każdy możliwy sposób. Wybrał On jednak drogę przyjścia jak każdy człowiek. I nie objawił się z tą nowiną mężczyźnie, a jedynie Maryi. Nie było tam takiego nikogo poza Nią i posłannikiem Boga.

Macierzyństwo jest niesamowitym darem. To my, jako kobiety, tworzymy nierozerwalną, niepowtarzalną, jedyną więź z dzieckiem, której żaden inny ojciec nie zawiąże nigdy. To nasza płeć otrzymała straż nad życiem, które rozwija się w jej ciele. My, jako matki, karmimy dziecko. To my, kiedy przytulimy dziecko do swojego serca uspokojamy je, bo słyszy nasze bicie serca. Nasz głos jest znany dziecku od urodzenia, nasz zapach i nasza obecność. W tym wszystkim jest nasza miłość. Niestety przez wieki świat pokazuje, że nie zawsze chcemy się decydować by kochać. Jednak uważam, że dar macierzyństwa to najpiękniejszy możliwy dar. Może jest to kontrowersyjne, ale tak właśnie widzę największy atrybut kobiety. Zdolnej do miłości ponad wszystko.

Poza tym mamy niesamowitą paletę innych zalet. Niesamowita siła, wdzięk, urok. Potrafimy jednać serca, potrafimy kochać bez granic, potrafimy znosić o wiele lepiej cierpienie (jak pokazują dane i badania o odporności psychicznej, ale także mamy o wiele większy próg bólu), walczymy o swoje życie i życie tych, których kochamy do upadłego. Mamy tonę empatii, wrażliwości, ogromne pragnienie piękna i dobra. Z łatwością zawiązujemy kontakty, potrafimy słuchać i nie mamy oporów by rozmawiać, dzielić się i wychodzić z tym, co chcemy przekazać.

Mamy ogromny potencjał, który każda kobieta musi odkryć. Każda z nas jest dodatkowo zaproszona, by dzięki miłości Boga, go rozwijać.

Dlatego nie boli mnie to tak, że nie mam możliwości bycia księdzem. Uważam, że droga bycia świadkiem dla kobiety jest jedyna i niepowtarzalna. Nie można nas po prostu zastąpić. Zakony kobiece pełnią posługę, której gdyby zabrakło, świat stałby się pozbawiony fundamentalnych zasobów. Macierzyństwo, empatia, kochanie ludzi. Tak wiele jest dróg, by świadczyć, a mamy tak wiele pięknych cech i tak ogromną wartość.

Nigdy nie powiem, żeby chrześcijaństwo tłumiło jakkolwiek kobietę. Wręcz przeciwnie. Pokazuje jej piękno, siłę i niepodważalną wartość.

Tekst pochodzi z bloga kontrapunktdlaswiata.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zuzanna Radzik

- Puk puk.
- Kto tam?
- To my, więcej niż połowa Kościoła!

Taki improwizowany dialog krzyczały kobiety w stronę hierarchów udających się na synod w 2018 roku.

Ruch równouprawnienia w Kościele to...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Siła kobiety i jej pozycja w chrześcijaństwie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.