Jezus, Jezus, Jezus... Kim On właściwie jest? Nerwowym wykrzyknikiem podczas strachu i złości w towarzystwie swojej matki - "Jezus Maria!"? A może tym nudziarzem i dziwakiem, co chodził w towarzystwie swoich kumpli i opowiadał o Bogu? Nie wiem, kim dla Was jest Jezus i z zaciekawieniem przeczytam komentarze, ale podzielę się, kim jest dla mnie.
Bez wątpienia Jezus jest moim bratem, bo Bóg jest moim Tatą! Bratem, który oddał życie za moje grzechy, a ja nikogo nie zabiłam, więc za co tak cierpiał? Na pewno za przekleństwa i lenistwo, na pewno za egoizm i pychę. To nie jest moja spowiedź, ale chcę pokazać, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo mnie kocha, skoro za te żałosne grzechy tyle chciał cierpieć. I z tego też faktu nie potrafię i nie chcę udawać, że jest mi obojętny.
Nie jestem idealna i nie wyzbędę się grzechów, bo jestem tylko człowiekiem, ale z wdzięczności za łaskę zbawienia chcę brać udział w czymś, co choć trochę ukaże moją wdzięczność Bogu za to, co On dla mnie robi. Diametralnie i dynamicznie zmienia moje życie, mnie samą. Co ważne, nie ogranicza mnie, a dał mi wolność, prawdziwą wolność, jakiej nigdy nie miałam i nigdy nie sądziłam, że od Niego ona może pochodzić. W ewangelii Jana 3,27 jest napisane: "Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba" i dopiero niedawno zauważyłam, że to działa w moim życiu. Odkąd uczę się iść śladami Boga, mój świat zmienił się nie do poznania. Jestem w końcu szczęśliwa, wolna i mam wiarę w swoje możliwości, które dane mi są przez Tatę. Mam odwagę robić to, co kocham i do czego mam talent. Mam odwagę być tym, kim chcę, bo taką chciał mnie Bóg. Dla mnie Jezus jest autorytetem, bo kochał tych, których nikt nie chciał kochać, rozmawiał z tymi, z którymi nikt nie chciał gadać i chodził tam, gdzie nikt nie chciał pójść.
Skomentuj artykuł