Polityczna hipokryzja
Dla polityków liczy się tylko wysokość statystycznych słupków i przyklejenie się do stołka. Jeżeli ktoś liczy na ich ideowe zaangażowanie, to całkowicie zasługuje na miano frajera...
Polska scena polityczna, a właściwie jej przewidywalność, już dawno przestała mnie zadziwiać. Po tym jak połączone komisje zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny odrzuciły obywatelski projekt ustawy o całkowitej ochronie życia, tylko jedno zdanie cisnęło mi się na usta: a nie mówiłem? Zmilczałem jednak, bo nic nie mówiłem, tylko myślałem, mając cały czas nadzieję, że to tylko mój wrodzony cynizm podpowiada mi najgorszą możliwą wersję zdarzeń. Okazało się, że wcale nie jestem cyniczny tylko... jasnowidzący.
To, że PO i SLD nie poprą ustawy, było jasne od samego początku, zatem nie ma się tutaj nad czym rozwodzić. Męczy mnie jednak pytanie: dlaczego Prawo i Sprawiedliwość tak bardzo zabiegało, by posiedzenie komisji odbyło się jak najszybciej? Dlaczego, skoro politycy tej partii (mieniącej się katolicką) z góry wiedzieli, jaki będzie wynik komisyjnego głosowania? Odpowiedzi może być kilka.
Po pierwsze, działaczom PiS zależało na takim wyniku, by móc go wykorzystać w kampanii wyborczej. Mogą oni teraz kreować się na jedynych sprawiedliwych obrońców bezbronnych i spróbować zawłaszczyć proliferski elektorat, zwłaszcza jego część zdecydowaną poprzeć Marka Jurka. Gra tą kartą wydaje się oczywista, Prawica RP ma niewielkie szanse na przekroczenie wyborczego progu i zerowe na jakikolwiek udział w rządzie, zatem logicznym się wydaje, że poparcie PiS daje większe szanse na realizację postulatów pro life.
Po drugie, Prawo i Sprawiedliwość nie chce wcale zmieniać obowiązującego, zbrodniczego "kompromisu aborcyjnego". Jawny sprzeciw wobec ustawy chroniącej życie mógł doprowadzić tylko do jednego - utraty konserwatywnego, katolickiego elektoratu. W tym przypadku oczywistym wydaje się zwalenie winy na polityczną konkurencję i umycie rąk. Teraz można spokojnie przybrać zbolałą minę i ogłosić: chcieliśmy dobrze, ale się nie udało.
Po trzecie wreszcie, PiS liczy na zawarcie koalicji z SLD, dogadało się w kuluarach z partią Grzegorza Napieralskiego i złożyło ochronę nienarodzonych w ofierze dla przyszłych politycznych korzyści.
A może... może ja tylko jestem cynicznym czarnowidzem, a partia Jarosława Kaczyńskiego naprawdę chciała chronić życie? Czas pokaże, ja się powstrzymam przed prorokowaniem. Nie lubię zaczynać felietonów od słów: "A nie mówiłem?".
Smutno to pisać, ale w całej sprawie ustawy zabraniającej aborcji najuczciwiej zachowuje się SLD. Trzyma się swojego stanowiska, mówi wyraźnie, o co chodzi i nie kręci, bo też nie ma po co. Elektoratu PiS-u i tak nie zdobędzie, a co mieli odbić PO już odbili, zresztą jeżeli jeszcze kogoś wyciągną to na gospodarkę a nie na aborcję. Cała reszta, siedząca okrakiem na barykadzie ma sporo do stracenia i do zyskania. I tu zaczyna sięgać krew. Niestety nie polityków w uczciwym pojedynku na udeptanej ziemi, tylko krew niewinnych dzieci mordowanych za to, że są chore, za to, że jakiś typ, który niestety jest ich ojcem zgwałcił ich matkę, za to wreszcie, że są. A politycy liczą głosy i oglądają słupki. I jąkają się, zamiast ewangelicznie powiedzieć tak - tak, nie - nie. Politycy, którzy dumnie stoją przy ołtarzu i głośno śpiewają w kościele, idą w procesji Bożego Ciała za księdzem i wyjeżdżają na rekolekcje do Częstochowy…
Udają, że nie widzą, że w sprawie życia nie ma kompromisów. Albo jest się za życiem albo przeciw. Nie można być trochę za życiem. A każdy, kto udaje, że jest inaczej albo, co gorsza, robi uniki, ma tak samo krew na rękach jak ten, kto jawnie opowiada się przeciw życiu. Tylko że jest winny podwójnie, bo dokłada do tego grzech kłamstwa i wiarołomstwa. Bycie chrześcijaninem zobowiązuje do wyrazistości postawy i jasnego świadectwa i żadne wybiegi nie pomogą.
I przypominam, że przyjdzie czas, kiedy będą musieli zdać sprawę ze swojego życia, ze swoich decyzji i wtedy nie będzie komitetów wyborczych, komisji, pleców kolegi i protekcji biznesmena. Każdy stanie twarzą twarz z tym, co zrobił i, jak mówi poeta "spisane będą czyny i rozmowy". I na nic się nie zdadzą żadne procenty i słupki.
Skomentuj artykuł