Rodzice prawie siłą przymuszali mnie do modlitwy. Dziś rozmawiam z Bogiem jak z kumplem

(fot. shutterstock.com)
podniebem.blog.deon.pl

Od tamtego momentu moja modlitwa to także zwykła rozmowa z Bogiem, powierzanie Mu wszystkiego i opowiadanie Mu o wszystkim. Niczym dobremu znajomemu, niczym dobremu kumplowi.

Pamiętam, gdy jako dziecko rodzice prawie siłą przymuszali nas do modlitwy. To sakramentalne pytanie, czy już się pomodliłeś, padało chyba codziennie rano i wieczorem, niemal równocześnie z pytaniem, czy wymyłem już zęby. Dla nich najwyraźniej higiena duchowa była równie ważna jak osobista.

Historia mojej modlitwy

Zaciąganie do modlitwy to nie był jednak tylko nakaz. Pamiętam wieczory, gdy wspólnie z całą rodziną klękaliśmy do modlitwy, to było dla moich rodziców bardzo ważne. Pamiętam też sytuacje trudne, skrajnie trudne - gdy rodzice siebie i nas oddawali pod opiekę Boga.

To był przykład, który spowodował, że potem, w wieku dorastania czy młodości, nigdy od modlitwy nie odszedłem, choć wiele razy zdawało mi się, że nie ma ona sensu. Zresztą ta moja modlitwa to było takie zwykłe odklepywanie zdrowasiek, takie wypełnianie obowiązku.

Zmieniło się to w pewnych trudnych dla mnie chwilach, gdy wydawało mi się, że świat się wali. Wtedy chyba pierwszy raz, z pominięciem formułek, wprost zwróciłem się do Boga. Prosiłem o pomoc. W tym czasie, całkiem przypadkiem (choć wiecie, jak z tymi przypadkami bywa) wpadł mi w ręce "Dzienniczek" Siostry Faustyny. Chyba wtedy pierwszy raz naprawdę uwierzyłem w osobową, rzeczywistą obecność Boga, który przestał być dla mnie dalekim, surowym dziadkiem czy obrazem w Kościele, ale realną osobą, która słucha i odpowiada. Może dwa, może trzy lata zajęło mi przeczytanie całego "Dzienniczka". Czytałem go powoli, małymi fragmentami i z każdą stroną odkrywałem ze zdumieniem, jak bardzo Jezus chce być blisko nas i chce, byśmy ze wszystkim do Niego szli. Myślę, że lektura "Dzienniczka" to także w pewien sposób była modlitwa. Bóg wiele dzięki Niemu mi o sobie powiedział, wstrząsnął mną i pozwolił bardziej się poznać.

Wtedy też odkryłem potęgę nowenny pompejańskiej - tak, to pozornie znowu było klepanie zdrowasiek, ale w rzeczywistości to była godzina spędzona na rozmowie z Bogiem, rozważanie tajemnic zbawienia i ciągłe opowiadanie Mu o tak ważnej dla mnie sprawie, że aż postanowiłem sięgnąć po pompejankę. Nie muszę chyba pisać, że modlitwa w sposób niezwykły doczekała się odpowiedzi.

Mój sposób na modlitwę

Kocham różaniec, kocham zwykłe, tradycyjne formy modlitwy. Tak modlę się na co dzień, ale od tamtego momentu, parę lat temu, gdy przestudiowałem "Dzienniczek", moja modlitwa to także zwykła rozmowa z Bogiem, powierzanie Mu wszystkiego i opowiadanie Mu o wszystkim. Niczym dobremu znajomemu, niczym dobremu kumplowi.

Pośród codziennych obowiązków, nawału pracy zawodowej i tej w rodzinie trudno znaleźć czas na spokojną modlitwę. Czasem więc ta poranna to takie odhaczenie obowiązku, pewnie dlatego uzupełniana jest u mnie krótkimi chwilami w ciągu dnia, gdy zwracam się do Boga, np. jadąc samochodem do klienta.

W weekendy staram się nadrabiać. Od jakiegoś czasu coraz częściej sięgam po Pismo Święte - to niesamowita księga, której praktycznie nie znam, a przez którą w sposób niezwykły mówi do mnie Bóg.

Dla mnie wzór modlitwy prezentował papież Jan Paweł II. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo potrafił utonąć w głębi modlitwy, odciąć się od świata i skupić na rozmowie z Nim. To właśnie on kiedyś powiedział:

"Rodzina ma być świątynią, to znaczy domem modlitwy: modlitwy prostej, serdecznej i przepojonej codziennym trudem".

Staram się, by moja codzienna modlitwa właśnie taka była. Bez udziwnień, ot, zwykłe zwrócenie się do Boga i opowiedzenie Mu, co u mnie. Staram się też, by wszystko, co się u mnie wydarza, powierzyć Jemu - wtedy tak naprawdę całe nasze życie, obowiązki, trudy i radości stają się jedną wielką modlitwą. Bo myślę, że Bóg o wiele bardziej będzie zadowolony z tego, jeśli będziemy dla Jego chwały w sposób jak najlepszy wykonywać nasze codzienne obowiązki, niż gdybyśmy zaniedbując te obowiązki, godzinami tkwili na modlitwie.

***

#MojaModlitwa ||| Tekst pierwotnie ukazał się na blogu podniebem.blog.deon.pl w ramach wspólnego projektu blogerów z platformy blog.deon.pl. Nasi blogerzy dzielą się swoim doświadczeniem modlitwy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rodzice prawie siłą przymuszali mnie do modlitwy. Dziś rozmawiam z Bogiem jak z kumplem
Komentarze (8)
MR
Maciej Roszkowski
21 stycznia 2018, 16:41
"rozmawiam z Bogiem jak z kumplem". No nie chcę być w Pana skórze, gdy stanie Pan przed Nim. Przypomni wtedy 4 Przykazanie i różnicę statusów między Wami. Proszę nie mieszać języka subkultury do najważniejszych relacji. Wspomniałem tu kiedyś o chrześcijańskiej cnocie pokory.
Andrzej Ak
16 stycznia 2018, 20:29
Pdglądając Świętych odkryłem ogromną miłość, cześć i chwałę jaką oddają Oni Bogu i Panu Jezusowi szczególnie w modlitwach. Owszem Pan lubi czasem z nami wchodzić w bliższe relacje, jednak zawsze pamiętajmy, że modlitwy są składane na Ołtarzu Boga i dlatego modlitwy powinny posiadć pewną formę pełną miłości szacunku i chwały. Dam jeden przykład. Czasmi Pan posyła mnie w ławkę w Świątyni obok jakiegoś człowieka w potrzebie. Kiedyś poprosiłem, aby Pan obdarzył pewnego człowieka łaskami jakie ja otrzymuję. I wówczas Pan odpowiedział mi "Spójrz jak Mnie przyjmują" w Eucharystycznej postaci. Odnosiło się to do momentu przyjmowani Eucharystii  tego człowieka i innych ludzi. Wówczas pojąłem, iż powinienem Jezusowi oddawać jeszcze większą chwałę, czyli Eucharystia do ust i na kolanach. Pan to po trzykroć potwierdził znakami. Można więc rozmawiać czasami w prywatnej modlitwie z Jezusem, jak z przyjacielem. Jednak w większości modlitw pownniśmy korzystać z oficjalnych formuł komunikacji. Bóg nie jest naszym kumplem, On jest i zawsze będzie naszym Bogiem, który czasami chce być również naszym przyjacielem. Uszanujmy ten ogromny gest Boga i zwróćmy większą uwagę na formy komunikacji z Nim.
16 stycznia 2018, 22:19
A co z pychą? Kto panu te teksty pisze?
TB
Tru Badur
17 stycznia 2018, 17:25
Przecież Jezus to powiedział do ciebie! Miał na myśli twoje przyjmowanie "obcych/podróżnych w potrzebie", bo On jest w nich. Jak Go przyjmujesz?
Andrzej Ak
17 stycznia 2018, 18:20
Już poprawiłem i uściśliłem przekaz. Pan Jezus nie jest w tych co mają krew niewinnych na rękach! Tacy ludzie budzą w Nim największą odrazę. Jakaś cząstka z pośród tych uchodźców przybywających do Europy jest na pewno godna nazwania "najmniejszymi" z kart PŚ. Jednak przeważająca większość to żołnierze Mahometa. Mahomet nie należy do Boga, on należy do upadłych.
Andrzej Ak
17 stycznia 2018, 18:23
Piszę czasami od siebie, a czasami to co Duch Święty mi podpowiada. To co mnie Bóg objawił i objaśnił, czyli to co dostaję za darmo, daję też darmo. Wiedza ta nie ma służyć jedynie mnie, lecz ma prostować ścieżki Pańskie w życiu innych ludzi.
17 stycznia 2018, 18:42
Pytam dlatego, bo Bóg który wyłania się z tych pańskich opowiadań to jakiś pan feudalny a nie kochający Ojciec. I do tego ten formalizm podszyty strachem, stąd pytanie kto panu te teksty dyktuje?
TB
Tru Badur
18 stycznia 2018, 18:38
Wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Boga! Nikt nie budzi w Bogu odrazy! Każdy jest jego dzieckiem, w tym niektórzy są dziećmi marnotrawnymi! Każdy może do Niego wrócić (nawrócić się)! Chciałbyś wracać do ojca, w którym budzisz odrazę?! To, co napisałeś poniżej do 08joanna.b mogę skomentowć jedynie tak: "Każdy ma jakiegoś <ptoka>, ale niektórzy z nich myślą, że to Duch Świety". Proszę cię nie obrażaj Boga. Nawróć się.