Sede vacante
Rzecz o pustym tronie. Był raz rolnik, który uprawiał wspaniałą ziemię daną mu od Boga. W najpiękniejszym miejscu jego ziemi stał kamienny tron, na którym sadzał swojego przyjaciela Ogrodnika. Ludzie zaczęli go odwiedzać i obdarowywać kosztownościami, by chociaż na chwilę móc przebywać w jego ogrodach. Wtedy ów rolnik wpadł na pomysł, by zamienić ogrody w królestwo dla swego Przyjaciela. Zbudował więc pałac wysadzany złotem, klejnotami i rzeźbiony w kamieniu. Dla Niego wybudował pokój ze złota i tam kazał mu zasiąść, zamykając złotym kluczem piękne drzwi.
Ogrodnik zapytał: "Czy tego właśnie chcesz?" Rolnik krótko odpowiedział, że to będzie najgodniejsze miejsce dla kogoś tak ważnego w jego życiu i obiecał częste odwiedziny. Na te słowa Przyjaciel podarował mu skarb zawinięty w płótna, opisany słowem "VERITAS", który miał być jedyną bronią nowego królestwa w nagłej potrzebie. Rolnik pomyślał, że to musi być wspaniały miecz. Miecz prawdy godzien króla! Zaraz też przyszła mu myśl, że skoro Przyjaciel jest w złotej komnacie, to ktoś musi zarządzać realnie królestwem. Ogłosił się więc zarządcą, namiestnikiem, a wkrótce królem. Do królestwa zaczęli sprowadzać się ludzie zachęceni jego pięknem. Każdą ofiarę darowaną mu rolnik przekuwał w piękną mozaikę, pełną kamieni szlachetnych, złota i srebra. Sam zasiadł na tronie i podziwiał dzieło rzemieślników. Wtem przyszła wiadomość od posłańca, że oto królestwa z zachodu naradziły się i wspólnie pragną uderzyć, odbierając mu bogactwa.
Przypomniało się królowi o prezencie, jak mniemał o broni, która miała go uratować. Jednak w całej tej misternej mozaice nie mógł doszukać się drzwi do komnaty Przyjaciela. Zlały się one z całością i stały się niewidoczne dla oka zapatrzonego w złoto. Wtem nadjechały wojska, które splądrowały pałac i wypaliły otaczające je ogrody. Króla i lud oszczędzono. Dopiero wtedy odkryte zostały drzwi do komnaty, w której czekał Ogrodnik. Otworzył je i powiedział: "Usiądź na tronie, to miejsce należy do Ciebie. Ja muszę oddać się pracy, by nasze ogrody ożyły."
Stał się na nowo rolnikiem zatroskanym o los danej mu ziemi. Odwinął tajemniczy prezent, a tam był drewniany miecz z wyrytym napisem: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego, jak siebie samego."
To była jedyna wartość i prawda. Na niej zaczął budować od nowa. Ta historia chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu. W bólach odkrywałem po trochu tę prawdę w sobie. Czy w moim sercu jest miejsce dla Boga? Moja dusza to ogrody, które Pan uprawia. W tych ogrodach moje serce jest jak tron, który stoi tam dla Niego. Ile razy mam dobre chęci i próbuję przedobrzyć, budując w sercu nowe miejsce dla Jezusa, bo uważam, że to, które on sam sobie wybrał jest zbyt niegodne. W to wszystko, czym zaśmiecam duszę, zaczynam obrastać i gubię tabernakulum, w którym zamknąłem Chrystusa. Miało być dostojnie, a jest wielka samotność.
Zamykam Ducha Świętego w klatce swoich wyobrażeń. Idę dalej i zaczynam sam zarządzać swoim życiem, bo uwierzyłem, że Jezus jest w nim tylko niezbędną ozdobą. Powołuję się na niego i liczę, że da mi miecz, którym pokonam trudności. Tymczasem on daje mi słowa pełne miłości. Daje mi prawdę, która zmienia moje wyobrażenia. I kiedy kolejne moje decyzje doprowadzają duszę do zgliszczy, szukam Go jak szalony.
Zaginął w tych wszystkich maskach i zbędnych ozdobnikach. Dopiero prawdziwe ubóstwo odkrywa Jezusa w moim życiu. Miejsce, w którym Go ukryłem, staje się nagie. Zapraszam więc Boga do mojego życia i na nowo uprawiam ogrody mojej duszy, ale tym razem oddając mu należne miejsce - tron mojego serca. On z tego tronu często schodzi, bo jest Dobrym Ogrodnikiem, który nie daje mi umrzeć. Nagle wszystko, w czym pokładałem nadzieję, okazuje się drewnianym mieczykiem, a jedyną bronią żywe słowo i miłość.
Ile razy przechodzę obojętnie obok tabernakulum. Nie stać mnie nawet na gest przyklęknięcia. Gdzieś tam obiecuję sobie i Bogu, że będę go odwiedzał i zapominam o tym. Tłumaczę sobie, że żyję i pracuję dla Jego chwały. Jego słowo przestaje dla mnie cokolwiek znaczyć, codzienną lekturę Pisma świętego zamieniam na poradniki dotyczącego tego, jak żyć i osiągać sukcesy. Tak się nie da żyć. Jezus pragnie być w moim ogrodzie, towarzyszyć mi, być Przyjacielem. Nie potrzebuje pałacu, bogactw. Pragnie mnie i mojego zaangażowania. Przecież niczego bym bez Niego nie osiągnął, przychodzę się przytulić, gdy jestem zmęczony, trwam, gdy nie mam siły na nic innego. W Nim zbieram siły i dzięki niemu potrafię rozwijać w sobie to, co we mnie zasiał. Nie mogę zajmować należnego Mu miejsca, sam sobie królować. On jest Bogiem, Królem, Ogrodnikiem i Przyjacielem. Panie, nie pozwól mi już nigdy trwać w sede vacante.
www.symeon.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł