Ikona - moda w służbie Bogu
Kiedy w 2004 roku pierwszy raz zobaczyłem na żywo ikonę Trójcy Świętej, wpadłem w zachwyt. Jako dzieciak odkryłem w ikonach niesamowity sposób na wyrażenie tego, co siedzi we mnie najgłębiej - trudno było mi mówić o moich przeżyciach wiary, ale łatwiej było mi to wyrazić obrazem. Bóg obdarzył mnie talentem do wyrażania przemyśleń rysunkiem. Zawsze uzbrojony w szkicownik i garść ołówków pod ręką wędrowałem przez życie.
Prawie 10 lat temu, kiedy Internet nie był jeszcze tak rozbudowaną siecią (trudno w to dzisiaj uwierzyć), znalazłem jakieś szczątkowe informacje, kilka stron o podstawach pisania ikon, wybiórcze podlinniki. Miejska biblioteka publiczna również nie rozpieszczała mnie treścią. Znalazłem starą deskę, zamknąłem się w pokoju i odmówiwszy modlitwę ikonografa, przystąpiłem do pracy, mając pod ręką tylko ołówki, plakatówki, szkicownik i 2 pędzelki. Po kilku godzinach pracy byłem najdumniejszy na świecie! Dopiero dzisiaj, patrząc na moją pierwszą "ikonę", widzę, że nieśmiało i bezwiednie ociera się ona o zasady, jakie rządzą warsztatem ikonografii, ale każdy krytyk sztuki mógłby zetrzeć ją w proch, oceniając styl i przygotowanie. Niemniej jednak, zaangażowanie, jakie włożyłem w ten pierwszy obraz, przedstawiający Matkę Bożą z dzieciątkiem w typie Eleusa, sprawia, że jest piękny i szczery. Wcale się go nie wstydzę.
Co w takim razie oceniać? Co jest ważne - piękno czy poprawność? Kilka lat później miałem przerwę w szkicowaniu, rysowaniu i pisaniu ikon. Było to związane z kryzysem duchowym, który przechodziłem jako licealista. Kiedy po kilkumiesięcznym buncie zacząłem wracać nieśmiało do wspólnoty Kościoła, najtrudniej było mi skonfrontować się z własnym obrazem - z tym, jak żyłem. Taka bitwa pomiędzy ego a sumieniem. Właśnie wtedy, pośród rad kierowników duchowych i ludzi życzliwych, największą pomoc przyniósł mi warsztat pisania ikon. Tym razem chciałem, by wszystko było "zgodnie z prawem". Pragnąłem zachować kolejność i ład. Był to bardzo trudny czas. Tyle wymogów, reguł i nakazów. Szlifowałem zagruntowane deski, ze łzami w oczach ściskając zęby. Zawsze w pośpiechu gubiłem coś małego, co miało ostatecznie wpływ na całość. Każdy etap - od wyboru drewna po samo podpisywanie ikony - rozdzierał mi nie tylko serce, ale i duszę. To mnie uratowało. Odwrócenie uwagi od skupienia się na dawnym życiu do pisania ikon to był strzał w dziesiątkę. Wiem, że sam Bóg prowadził mnie tą drogą. Warsztat nauczył mnie podejścia do czasu, do modlitwy, pokazał mi, jaki jestem naprawdę: porywczy, wybuchowy, idealista, perfekcjonista. Wiele razy musiałem uznać, że deska wygrała, że szkic mnie pokonał, że farby podłożyły mi nogę. Mimo to, brnąłem dalej, bo miałem przed oczami cel. Wymagające reguły pisania ikon, które musiałem i chciałem przyjąć, pomogły mi stawiać sobie wymagania i ostatecznie przyjąć też reguły życia. Nauczyłem się kolei rzeczy i przełożyłem to na życie.
Z czasem celem mojego życia stał się dla mnie Bóg. Pisanie ikon jest dla mnie najpiękniejszą i najbardziej szczerą modlitwą, jaką mogę nieść Bogu. Domeną tego świata jest to, że rozprasza na każdym kroku. Można też go nazwać światem "instant". Wszystko jest na szybko i jednorazowe. Również nasze relacje, uczucia, nasza wiara. W walce ze swoim ego pisanie ikon przyniosło mi nie tylko miejsce spokoju i ukojenia, ale też zaangażowanie, skupienie, medytację w Bogu. Kiedy siadam do ikony, świat przestaje dla mnie istnieć. Jestem tylko ja i Bóg. Myślę nad każdą kreską, każdym pociągnięciem pędzla. Pytam Go o każdy ruch i przenoszę tę metodę na swoje życie. Przechodzę przez studium mieszania się emocji w postaci farb. To są proste metafory, jak czerń - złość i smutek, która nawet najmniejszym odpryskiem może zaciemnić kolor w sąsiednim pojemniku. Po takich kilku godzinach spędzonych nad ikoną budzisz się i wiesz, że musisz być czysty, jak barwy, które mieszasz, stanowczy, jak pociągnięcia pędzla, które muszą być pewne i zamierzone, delikatny, jak szkic na zagruntowanej desce. Na złoconym tle symbolizującym największe wartości wciąż musisz być takim, by w nich nie zginąć, gdzie świętość w twoim spojrzeniu przykuwa większą uwagę niż złoto dookoła. Ważne są twoje gesty. Każda ikona ma też imię i ja także mam imię, nadane mi przez Boga przy stworzeniu, po którym zawołał mnie na chrzcie.
Tak, jak ikona nie jest przypadkowym tworem z rąk człowieka, tak w zamyśle Boga zostałem stworzony z całą godnością dziecka Boga. Ikona uczy mnie, że człowiek nigdy nie jest przypadkowy. Kiedy w życiu nawarstwiają się problemy, ja uciekam do Boga, a gdy wracam, okazuje się, że mam potrzebną łaskę, by je rozwiązać. Potrzeba jedynie pokoju. Nie dziwię się, że szkoły pisania ikon powstają masowo, że otwierają się dotychczas zamknięte warsztaty. W jakiś przedziwny sposób Bóg przyciąga nas do siebie i daje posmakować tego, co w naszej wierze najsłodsze - relacji z żywym Bogiem.
Posłuszeństwo (regułom), pokora (wobec własnych ograniczeń), czystość (gdy rozumiem, że zaraz stanę przed sacrum) - to wielkie dary płynące z pisania ikon. Może właśnie one sprawiają, że trudno mówić o ikonie jako o obrazku. Dziwnie brzmi słowo "malowanie". "Pisanie" pasuje idealnie. Dlatego już na początku wspomniałem, że ikony nie powinny podlegać ocenie. Trudno oceniać czyjąś wrażliwość, historię życia. Tak naprawdę piszemy o Bogu, o sobie, o świętych. Łączymy żywot świętego ze swoim, uczymy się i studiujemy. Proste reguły stają się sposobem na życie - studium historii świętego popycha nas do codziennego studium Biblii. Już nigdy nie usiądę do ikony, nie będąc w stanie łaski uświęcającej. To mnie nauczyło żyć w łasce i czystości sumienia. Są ludzie, którzy określą pisanie ikon wyłącznie jako modę, tymczasowy szał. Moje świadectwo mówi jednak o tym, że jest to coś więcej. Ludzie potrzebują relacji z Bogiem i szukają trwałości, zasad, świętości oraz piękna. Czyli tego, czego boją się często wymagać od siebie w życiu. Masz odwagę patrzeć w oczy Jezusa i pędzlem dotykać Jego świętości i ciała? Bez względu na to, jakie mamy motywy, przystępując do ikonografii, czy nasze ikony podpisujemy swoim nazwiskiem, czy tego unikamy, pięknie jest podarować komuś Jego patrona, mówiąc: "Popatrz, pisałem ją, myśląc o Tobie. Powierzyłem tę pracę w Twojej intencji…" Każda ikona to tak naprawdę inna historia. W ikonografii nikt nie jest samoukiem - uczy jej nas sam Duch Święty!
Skomentuj artykuł