Strach towarzyszy mi wszędzie. Ale mam na niego metodę
W szkole, w domu, w każdym miejscu. Nęka mnie czasami częściej, czasami rzadziej. Nieraz widać po mnie, że cała się trzęsę, jestem zdenerwowana.
Strach jednak można przezwyciężyć! Wiem to, bo nieraz muszę to robić. Ostatnio od kogoś usłyszałam, że strach i przeciwstawienie się temu strachowi to dwie różne rzeczy. Jest też taka krótka anegdotka: "Idzie strach i puka do drzwi, a tam pustka". Nie ma tam już nas, bo go przezwyciężyliśmy.
Tak, jestem gadułą, ale to nie znaczy, że zapytanie o jakąś sprawę jest dla mnie łatwe. Wręcz przeciwnie, często muszę to robić metodą "raz kozie śmierć" - co będzie, to będzie.
Dziś nawet nie miałam jak spróbować innej metody. Nie mogłam się nawet zastanowić. Znowu wrobili mnie w podzielenie się świadectwem na chwilę przed wywołaniem przed dużą grupę ludzi. Tak jak obiecałam sobie, że nie będę mówić w tym roku, bo bardzo często wygłaszam świadectwa, tak mi nie wyszło. Już trzeci raz mówiłam o moich rekolekcjach wakacyjnych, nie licząc wpisów na bloga. No właśnie, chyba to pisanie bloga jest dla niektórych argumentem wystarczającym do przekonania mnie do czegoś. Nie polecam… Ale dałam radę, chyba.
Strach? Ogromny. Ludzie patrzą, a ty tak naprawdę nie wiesz, co chcesz powiedzieć. Czy to świadectwo im coś dało? Nie wiem. Mnie dało kolejne przekonanie, że strach nie jest taki zły. Tylko wystarczy stawić mu czoła. A potem jakoś pójdzie. Uwierzcie.
Nie marnuj zdrowia, nie stresuj się. Idź i to, co ma się dziać, to i tak się stanie.
Boże, dziękuję za kolejne spotkanie z moją oazą. Dziękuję za to, że mimo strachu umiałam coś powiedzieć. Umacniaj mnie na co dzień. Amen.
Tekst ukazał się na blogu "Umocniona"
Skomentuj artykuł