Ten tekst pokazuje bolesną prawdę o polskim Kościele
"Może stałby się strużką wody wyżłabiającą skałę buty, arogancji czy zaklinania rzeczywistości przez część polskich hierarchów" - pisze Paweł Nowak.
Tekst Szymona Żyśki, który ukazał się na portalu Deon.pl pt. "Kościół w Polsce obiera irlandzki kurs?", pokazuje bolesną prawdę o polskim Kościele. Tekst powinien być obowiązkową lekturą na kolejnym Plenarnym Zebraniu Episkopatu Polski. Może stałby się strużką wody wyżłabiającą skałę buty, arogancji czy zaklinania rzeczywistości przez część polskich hierarchów. Mam bowiem wrażenie, że większość z nich boi się prawdy o tym, że przegrywa walkę o serca Polaków i to przegrywa na własne życzenie.
Tekst Szymona Żyśki skupia się na pedofilii w polskim Kościele i stosunku ludzi Kościoła do ofiar i sprawców. Rzeczywiście ten problem jest punktem zwrotnym w Kościele, ale walkę o serca wiernych Kościół przegrywa nie tylko z tego powodu, ale także w związku z brakiem zdolności do prawdziwej ewangelizacji, z oderwaniem się ludzi Kościoła od realiów współczesnego świata, ze stosowaniem moralizowania zamiast ukazywania nauki Jezusa, pouczania zamiast nawracania, krytykowania zamiast ukazywania żywego Boga, politykowania zamiast ewangelizowania.
Żeby nie było. Patrzę z podziwem na kilku polskich biskupów, na czele z abp Rysiem. Wiem, że są tacy, którzy nie boją się podjąć trudnych tematów, wyjść do ludzi ze swoich biskupich pałaców, zacząć z ludźmi rozmawiać i to rozmawiać współczesnym językiem, a nie kościelną nowomową. Wiem, że są odważni, którzy potrafią wprost przyznać: nie jesteśmy aniołami, jesteśmy grzesznikami, nie jesteśmy wzorem do naśladowania, ale wiemy, że jest Ktoś godny naśladownictwa - nauczmy się razem Go naśladować. Są wreszcie hierarchowie niebojący się trudnych tematów, nawet tak trudnych jak pedofilia.
Brakuje jednak postaci pokroju kardynała Wyszyńskiego, Karola Wojtyły. Brakuje wizjonerów z charyzmą, którzy potrafiliby nadać ton całemu polskiemu Kościołowi. Zamiast liderów mamy natomiast kolegialne ciała i miałkość przekazu tak dużą, że nie da się tego słuchać.
Na pierwszej linii wierni spotykają księży. Różnych. Wielu jest ambitnych, z chęcią zmian. Jak to bywa jednak w korporacji, jeśli szefowie (a więc biskupi) żyją po staremu, to i tu, na pierwszej linii, żyjmy po staremu. Wiele razy widziałem, jak pomysły ewangelizacyjne, zapał młodych księży jest łamany przez starsze pokolenie kapłanów. Proboszczowie nauczeni tego, że należy im się szacunek, że jak jakiś wierny (petent) coś chce, to przecież wie, gdzie jest kościół. Jest gablota ogłoszeń, wiadomo, kiedy są odprawiane nabożeństwa, no i czynna jest kancelaria. Co tu zmieniać? To wierni są tak głupi, że nie chcą do nas przychodzić, nie my. Wszystko przez ten głupi świat i dobrobyt.
Może brak wiernych to jednak skutek postawy tychże kapłanów?
Wierni spotkają się z szeregiem przymusów, nakazów. Nawał spotkań pierwszokomunijnych i związanych z bierzmowaniem, karteczkową fikcją i często skupianiem się na zorganizowaniu pięknej kościelnej uroczystości, zamiast na rozpaleniu iskierki wiary w sercach wiernych.
Z ambon w polskich kościołach ciągle słyszymy język oderwany od rzeczywistości i teksty równie od niej oderwane. Homilie nijak niezwiązane ze Słowem Bożym przeznaczonym na dany dzień to przecież norma, a homilie zupełnie niepraktyczne, oderwane od realnych problemów współczesnego świata, a osadzone w filozofii, teologii, poezji to także nic nadzwyczajnego. No i wisienka na torcie, atak na ludzi zgromadzonych w kościele, że ludzie do kościoła nie chodzą.
Wtedy jednak, gdy większość okazjonalnych katolików do kościoła przychodzi, przy okazji jednych czy drugich świąt, zamiast ewangelizacji, próby pokazania żywego Boga, który jest, działa i może z mocą zmienić życie każdego, kto do tego życia Go zaprosi, wierni słyszą list pasterski lub list rektora jakiejś kościelnej uczelni.
Kościół stracił "rząd dusz" nad Polakami, bo przepoczwarzył się w instytucję powiązaną z polityką, bo skupił się na sprawach społecznych, bo z butą i wyższością patrzy na swoich wiernych. Żąda podporządkowania swoim zasadom, ale nie tłumaczy, skąd te zasady. Skupiono się na zasadach, na prawie, na tradycji - to ważne, ale to nie zadziała w społeczeństwie, jeśli zapomni się o Źródle, a tym Źródłem jest oczywiście Jezus.
Trzeba więc wrócić do podstaw, trzeba tego Jezusa ludziom pokazać. Żywego Jezusa, działającego tu i teraz. Trzeba na nowo rozpalać wiarę. Nie ma się co oszukiwać, wiara wygasa, czasem pozostawiając tradycję. W Polsce wiele jest już środowisk, wspólnot, kapłanów, które podejmują to zadanie.
Może ktoś podejmie się zadania przeprowadzenia ewangelizacji samego Episkopatu? Prawdziwie nawróceni hierarchowie, kapłani, którzy ponownie w swoim życiu spotkają prawdziwego, żywego Jezusa, będą mieć wielką siłę, by tę wiarę przekazywać dalej.
Tekst pochodzi z bloga podniebem.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł