To takie niemodne: pytać i szukać
W dawnych czasach, gdy nie było radia, telewizji i nade wszystko komputerów, człowiek wzrastał i rozwijał się duchowo zdecydowanie łatwiej. Żeby móc wiedzieć więcej trzeba było słuchać drugiego człowieka! By rozmówca dzielił się swą wiedzą konieczne było zadawanie pytań. To pytania pobudzały do konwersacji, mobilizowały do myślenia, do szukania odpowiedzi- czasem bardzo trudnych bo dotyczyły życia i śmierci.
Dziś dostęp do wiedzy jest powszechny i niezwykle łatwy, zwłaszcza w krajach dobrze rozwiniętych. Ale do jakiej wiedzy?... Kiedy dziecko zaczyna zadawać pierwsze pytania, zwykle rodzice uśmiechają się pobłażliwie: jakie słodziutkie, głupiutkie!... W okresie dorastania gdy młody człowiek naprawdę pragnie zadawać ważne pytania, kiedy czuje, że powinien je zadawać, słyszy: nie mam czasu, daj spokój, a tamto sprawdź w Internecie! Po kilku latach jest już zwykle tak zagoniony zdobywaniem (o ironio!) wiedzy na kursach, szkoleniach, studiach, że nie jest w stanie pytać o rzeczy tak istotne dla siebie jak np. jaki jest sens życia, co to jest wiara, po co wierzyć, jaki jest sens cierpienia itp.
Często po ukończeniu wszystkich etapów edukacyjnych jesteśmy tak zapchani informacjami, że wydaje się nam iż chwyciliśmy w swe objęcia cały świat. Stajemy do konkursów, w których bezbłędnie odpowiadamy na szereg pytań z wielu dziedzin nauki, popisujemy się wiadomościami zdobytymi poza naszą specjalnością zawodową, potrafimy zadziwić szczegółami, które nieraz trzeba było z wielką cierpliwością szukać na stronach prac naukowych… I dobrze! Wiedza o świecie jest wspaniała, rozszerza nasze horyzonty, czyni nas otwartymi na świat i uczy nas tolerancji wobec innych. Ale to nie wszystko. Jeśli goni się tylko za „zwykłą” wiedzą można zostać inteligentnym głupcem!
Nie bać się pytać! Problem w tym, że nasze dociekania dotyczą w głównej mierze biegu życia codziennego: dlaczego ta lodówka przestała działać, czemu znowu wysiadł mi silnik, czym najlepiej umyję te naczynia, w jakiej cenie są te meble, w którym banku ulokować swe pieniądze, jaki film będzie dziś wieczorem, czy ten dezodorant będzie lepszy od poprzedniego, do którego marketu jechać po zakupy?... Pytania mnożą się bez końca! Ale zadam sobie pytanie, czy one są coś warte? Jakie jest moje życie przy takich pytaniach? Czy odpowiedzi na nie zmieniają moje życie?...
Gdyby postawić ni stąd ni zowąd pytanie koledze w pracy: jak powstał kosmos?- zaczął by się zastanawiać, kiedy coś o tym czytał, co oglądał w telewizji, co usłyszał na ten temat. I przy odrobinie czasu uzyskalibyśmy jakąś zadawalającą odpowiedź. Być może nawet zyskalibyśmy w oczach współpracowników. Ale spróbujmy zadać komukolwiek pytanie: dlaczego jesteś pewny, że Bóg cię kocha? Nie podam tu przykładowych zachowań ani nawet potencjalnych odpowiedzi… Zrób to doświadczenie sam!... Trzeba się wykazać wielką odwagą by w taki sposób wsadzić kij w mrowisko, zwłaszcza w zlaicyzowanym środowisku. Ale nie trzeba szukać daleko.
Takie prowokujące pytanie najtrudniej zadać osobie najbliższej, a może się okazać, że warto! Chowamy się jak ślimaki osaczeni i ogłupieni nacierającym na nas zewsząd konsumpcjonizmem i nawet nie przychodzi nam do głowy, ze osoba obok nas chętnie by się z nami podzieliła… odpowiedzią ( a co najlepsze, może stosem nurtujących pytań!). Boimy się wyśmiania i odrzucenia. Boimy się słów: Co cię naszło? Co ty taki filozof?- a przecież na przestrzenie dziejów filozofowie byli wielkimi ludźmi, którzy nie bali się PYTAĆ i SZUKAĆ odpowiedzi.
Mając lat czternaście nie zadałam ze strachu rodzicom pytania: Dlaczego uważacie, że Bóg istnieje?- Dla nich to było oczywiste, dla mnie nie. Jeśli już nawet zadajemy jako młodzi jakieś pytania, często otrzymujemy gotowe, pełne, odpowiedzi na wszystko. W każdej niemal dziedzinie, z grubsza, serwowane są odpowiednio przygotowane riposty. Zwykle też przyjmują one postać gotowych instrukcji… Lecz na podstawowe problemy związane z rozwojem i życiem człowieka nie ma gotowych, jednakowych odpowiedzi, a tym bardziej instrukcji. Nie ma i być nie może.
Każdy nosi w sobie ukryte pytania. Wiele z nich towarzyszy nam przez długie lata i jest wielkim szczęściem jeśli z pomocą Bożą znajdujemy sami właściwą odpowiedź. Potrzeba do tego wiele cierpliwości i wytrwałości.
Dziś serwuje się modę na szybkie odpowiedzi, na czas, na wyścigi, odpowiedzi najlepiej dawane gdy przedmówca nie skończył jeszcze pytania… Czy to jest odpowiednia „atmosfera” do kształtowania rzeczywistej mądrości ludzkiej i Bożej?
Czy w tym, że mnie rzucił chłopak może być ukryta wola Boga? Przecież go kochałam! Czy w takim razie Bóg jest przeciwko mnie i mojej miłości?- takie pytania wymagają zatrzymania się przy osobie, która je zadaje, wymagają zastanowienia, w końcu wymagają refleksji… Zwłaszcza u tego, kto podejmie się odpowiedzi. Ale tu jest dopiero początek rozważań, które dotykają obu zainteresowanych osób. Czy nie było by dobrze gdyby to zainteresowanie ożyło w każdym z nas naprawdę?
Cudownie jest spotkać 14-16 latka, którego pragnienie PRAWDY istnieje do tego stopnia, że jego wewnętrzne niebo stoi w płomieniach! Gdy można wyczuć głęboką nawałnicę poszukiwań w naszych wspólnych rozmowach! Jakiż rzadki to dla mnie zaszczyt… Gdzie te spotkania?... Wszyscy żyją w nieustannym biegu, w którym chroniczny brak czasu jest największą chorobą, a nawet dojmującym paraliżem ludzkiego rozwoju.
Wierzę, że są młodzi, dorośli i starcy, którzy mimo różnicy wieku i przeżyć, mimo dzielących ich doświadczeń, odważnie zadają PYTANIA o prawdę. O prawdę w swoim życiu. Mogłabym od razu ODPOWIEDZIEĆ, podając zdawkowego „gotowca”, że tylko szukanie prawdy nas oczywiście przemienia i doskonali. Czy jednak o to chodzi? Czy warto przyjmować OT TAK wszystkie serwowane odpowiedzi? Wiele jest radości w odkrywaniu świata przez własną refleksję. To co przez nią odkryjemy zostanie na zawsze niezapomniane. Czyż więc nie lepiej by każdy z nas (kto w czytaniu tego artykułu doszedł do tego miejsca) pytał i szukał?
Danuta Brüll
Skomentuj artykuł