W małżeństwie jestem od siedemnastu lat. Jak to możliwe, że wciąż pragniemy swojej obecności?

W małżeństwie jestem od siedemnastu lat. Jak to możliwe, że wciąż pragniemy swojej obecności?
(fot. pl.depositphotos.com)
Logo źródła: Blogi cicha.blog.deon.pl / Patrycja Cicha

Małżeństwo jest jak budowla wznoszona wspólnymi siłami: cegła po cegle, ściana za ścianą, piętro za piętrem. Budowla coraz wyższa, wspanialsza, która tak naprawdę okazuje się w końcu być mostem do Nieba.

W małżeństwie jestem od siedemnastu lat, a od dwudziestu znam mężczyznę, który jest moim mężem. Szmat czasu. Wiele dni, wiele lat, mnóstwo chwil. Patrzę na świat dokoła, na znajomych, rodzinę i przyjaciół i wszędzie nieudane związki, rozpadające się małżeństwa, kryzysy, rozwody, separacje, zdrady… Pytam sama siebie: jak to możliwe, że trwamy? Że miłość trwa, a wspólne życie to wartość, o którą dbamy? Jak to możliwe, że wciąż pragniemy swojej obecności, rozmów, bliskości?

Małżeństwo to niewątpliwie trudna droga. Wyboista i pełna dziur. Ale są też na niej zaskakujące i piękne rzeczy, od których nie można oderwać wzroku. Małżeństwo jest jak budowla wznoszona wspólnymi siłami: cegła po cegle, ściana za ścianą, piętro za piętrem. Budowla coraz wyższa, wspanialsza, która tak naprawdę okazuje się w końcu być mostem do Nieba. Razem budujemy. Razem wznosimy.

Żeby dotrzeć do miejsca, w którym jesteśmy teraz, musieliśmy nauczyć się wiele. Trzeba było stworzyć nowe rytuały, swoje własne wspólne tradycje. Trzeba było uczyć się siebie nawzajem, swoich emocji i uczuć, swoich ciał, swoich lęków i utrapień, swoich radości i smutków, swoich pragnień i potrzeb. Trzeba było wreszcie wiele poświęcić, ogołocić siebie z siebie, oddać jak się oddaje niemożliwe.

Wszystko to było jak operacja na otwartym sercu, jakby ktoś wyciągał nam z ciała serce i wkładał nowe, obracając je po wielokroć. Och, jak bolało, gdy uczyliśmy się pokory i zrozumienia; gdy szukaliśmy słów, by wyrazić to, czego wyrazić się nie da; gdy małżeństwo odzierało nas z egoizmu, pychy, zwykłej głupoty. Naprawdę bolało.

I jaka była radość, gdy się udało porozumieć, po wielu próbach wreszcie znaleźć odpowiednie słowa i gesty. Jakie to szczęście, że wystarczy już teraz zwykłe spojrzenie, uśmiech, wyraz twarzy, mruknięcie nawet, by wiedzieć, że miłość trwa i trwać będzie zawsze aż do śmierci. Siedemnaście lat minęło szybko, jak podmuch wiatru, jak burza, po której przychodzi słońce. Jest Dom. Są Dzieci. Jest szara codzienność pełna znoju, kłopotów, zmęczenia. Są czasem sprzeczki i kłótnie (rzadko, bardzo rzadko). I jest nasza miłość zakorzeniona w sakramencie, uświęcona. Łaska, która nie przemija.

Tekst pochodzi z bloga cicha.blog.deon.pl.

Patrycja Cicha - żona Piotra, mama Łucji i Gabrysi, pedagog

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W małżeństwie jestem od siedemnastu lat. Jak to możliwe, że wciąż pragniemy swojej obecności?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.