W moim życiu był pewien kapłan. Pozwoliłam mu przekraczać granice
Nie zostałam skrzywdzona w sposób, jaki opisuje moja siostra. Nikt mnie nie zgwałcił, nie obmacywał w miejscu publicznym, nie naruszył mojej fizycznej granicy. Prawie.
Agata umieściła jakiś czas temu na Facebooku tekst, który chodził za mną wiele dni. Zobaczyłam w nim siebie, choć z trochej innej perspektywy niż moja siostra.
Ostatnio często słyszę o tym, że dziewczyny zostały "zaatakowane" na ulicy czy - może nawet częściej - w komunikacji...
Opublikowany przez Agata Krukowska Wtorek, 16 października 2018
Bardzo długo nie wracało do mnie to wspomnienie… Aż do czasu, gdy przeczytałam słowa Agaty:
To nie dziewczyna powinna się bać wychodzić na ulice, wchodzić w nowe relacje czy patrzeć ludziom w oczy.
To nie skrzywdzona powinna pokutować za nie swoje grzechy.Myślę, że wiele dziewczyn zostało skrzywdzonych. Może nawet o tym nie wie. Albo nie chce wiedzieć.
Ale ja chcę powiedzieć: to nie twoja wina.
Nie zostałam skrzywdzona w sposób, jaki opisuje moja siostra. Nikt mnie nie zgwałcił, nie obmacywał w miejscu publicznym, nie naruszył mojej fizycznej granicy. Prawie.
W moim życiu był pewien kapłan, spowiednik. Większość znajomych związanych z Kościołem spowiadała się u niego, zwierzała mu się - chwaląc jaki jest miły, wyrozumiały i wspaniały. W pewnym sensie taki był.
Słuchając rad innych, przyciśnięta do muru przez pewne duchowe rozterki, poszłam do niego i ja. Nie czułam się dobrze w jego towarzystwie, miałam duże problemy, by się przed nim otworzyć. I słyszałam od niego, że to moja wina, że muszę coś z tym zrobić. Byłam wtedy za młoda i za głupia, by zobaczyć, że to nie mnie brakowało dojrzałości w tej relacji.
Skoro nie udawało się zmienić mojej postawy słownymi sugestiami, często się za mnie modlił - kładąc ręce na mojej głowie. Kapłan, spowiednik - miał więc prawo, prawda? Nie, nie miał - ja mu go nie dałam.
Pozwoliłam mu przekraczać granice - ciała i ducha, krok za krokiem.
Gdy po raz pierwszy powiedziałam mu, że ma zabrać ręce - poczułam pokój, siłę, wolność. Parę dni później definitywnie ucięłam tę relację. Leczyłam się z niej 8 lat - do dziś nie wiem czy do końca skutecznie.
Jakiś czas temu umówiłam się do spowiedzi do innego kapłana niż zwykle - ten, do którego chodzę na co dzień był na rekolekcjach kapłańskich. Podczas rozgrzeszenia ksiądz chciał położyć ręce na mojej głowie. Zanim to zrobił, zapytał o zgodę. Tak, moja zgoda była dla niego ważna (mimo, że nie znał mojej historii).
Dziś wiem, jak łatwo złamać czyjąś granicę - na pozór dając dobro, pod przykrywką miłości i pomocy. Zanim kogoś dotknę, chcę wiedzieć czy on tego chce. Wiele gestów przychodzi naturalnie, szczególnie gdy zna się kogoś lepiej. Inaczej jest, gdy kogoś nie znam - ta relacja wymaga ode mnie większego wyczucia.
Jesteśmy zlepkiem ciała i ducha. Gdy ktoś narusza choć jedną z tych przestrzeni bez zgody - powiedz mu stop. Cokolwiek to dla ciebie znaczy.
Tekst pochodzi z bloga niezawodnanadzieja.blog.deon.pl.
Skomentuj artykuł