Wyjątkowa rzecz, jaką daje niedzielna msza święta
Często jej nie zauważamy, bo skupieni jesteśmy na innych sprawach. Ale to ona sprawa, że uczestniczenie w liturgii w ogóle ma sens.
Czasem nawet niedziela nie zaczyna się tak, jak powinna. I już rano ma się ochotę, aby się zakończyła.
A budowla, którą codziennie budujemy, zaczyna się sypać. W takich momentach wydaje się, że nasz los jest przesądzony, a szczęście i radość znikają z naszego horyzontu i są niczym przestrzeń ukryta za mgłą.
W takich momentach bardzo trudno przyjąć słowa: "Bóg cię kocha i ma dla ciebie wspaniały plan". Takie słowa raczej drażnią, niż dodają otuchy. To jest taki moment, kiedy raczej wściekam się na Boga, aniżeli skupiam na Jego nieogarnionej miłości do mnie. W takich momentach nawet drugi człowiek nieraz zawodzi i wydaje się, że moja beznadziejność osiąga poziom hard. Wtedy po prostu wiem, że muszę Mu zaufać i zawierzyć, że tak naprawdę nie mam innego wyjścia! I najlepszym wyjściem z tej sytuacji jest wyjście na Eucharystię.
Właśnie w tym momencie Bóg zaczyna działać. Poprzez liturgię mówi do mnie. W wielu jej momentach dotyka tego, co mnie najbardziej boli i niepokoi, co sprawia, że mam wrażenie, że ta Eucharystia jest specjalnie dla mnie. Pokazuje mi wtedy, że to, co ja przeżywam, nie jest Mu obojętne i nie zostawia mnie z tym samej.
Tak samo robi w Twoim przypadku. On dobrze wie, z czym się zmagasz, co jest dla Ciebie trudne. Pragnie, abyś w tej sytuacji Mu to wszystko oddał/a. Bo dopiero wtedy On może zacząć działać. Mimo że jest wszechmocnym Bogiem, potrzebuje Twojej zgody na to, aby wejść do Twojego życia. Jest Bogiem szanującym Twoją wolność. Jeśli nie będziesz chciał/a Jego interwencji, On się wycofa, ale nigdy o Tobie nie zapomni i Cię nie zostawi. Zawsze będzie przy Tobie i będzie na Ciebie czekał, aż zechcesz zostać odnalezionym i odnalezioną.
Może zabrzmi to dość banalnie, ale to naprawdę daje efekty. Rzucenie się w ramiona Boga nigdy nie będzie bezowocne. Nawet jeśli temu rzuceniu się ku Bogu będzie towarzyszyła kłótnia z Nim.
Nie bój się tego. Skoro tworzymy razem jakąś relację, to wiadomo, że różnie z nią bywa. Tak jak między ludźmi. A w kontakcie z Bogiem ważne jest, aby nie oszukiwać, bo przecież On i tak wszystko wie, więc byłoby to bez sensu. A może właśnie czeka, abyś wykrzyczał/a Mu wszystko, co Cię boli, abyś wykłócił/a się z Nim o to tak jak Jakub…?
"A wreszcie rzekł: «Puść mnie, bo już wschodzi zorza!» Jakub odpowiedział: «Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!» Wtedy [tamten] go zapytał: «Jakie masz imię?» On zaś rzekł: «Jakub». Powiedział: «Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś»" (Rdz 32, 27-29)
W przypadku Jakuba doprowadziło to do zmiany jego imienia. To wydarzenie zmieniło go o 180 stopni. Kiedy kłócimy się ze swoim przyjacielem, nasze stosunki już nigdy nie są takie same. Coś zawsze się zmienia - na lepsze bądź gorsze. Jednak zmiana jest nieunikniona. Kłótnie sprawiają też, że i relacja i osoby, które w niej są, dojrzewają. Tę sytuację możemy także porównać z relacją człowieka z Bogiem. Ona również ma być żywa. Mamy rozmawiać z Bogiem jak z najlepszym przyjacielem. Jakub, kłócąc się z Bogiem, wywalczył sobie błogosławieństwo. A Ty?
Wpis ukazał się na blogu: "Odnaleziona"
Skomentuj artykuł