Charyzmatyczny lider
16 października mija kolejna rocznica wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Dla nas w Polsce to jeszcze jedno wspomnienie o początku zupełnie nowego rozdziału w historii naszego narodu. W pierwszym przemówieniu nowy papież przedstawił się mieszkańcom Rzymu jako przybysz z "dalekiego kraju". Dla nich un paese lontano - daleki kraj - i przybywający z niego następca pierwszego z Apostołów nie stanowił precedensu, bo przez dwa tysiąclecia historii Kościoła wielokrotnie w Rzymie rządy sprawowali przybysze z krańców Europy. W naszej historii był to punkt zwrotny, bo oto ten "daleki i nieznany kraj" dzięki posłudze papieża-Polaka stał się znany i bliski wielu, a tym samym jakby na nowo zaczął istnieć.
Nikt nie zaprzeczy, że dokonało się to dzięki roli, jaką w świecie przez lata swego pontyfikatu odegrał Jan Paweł II. Stając na czele Kościoła, otrzymał olbrzymi kredyt zaufania, a jednocześnie rozbudził nowe nadzieje, przede wszystkim w sercach wierzących. Owocami jego posługi cieszymy się do dziś. Był dokładnie takim człowiekiem, jakiego w naszych czasach potrzebował cały katolicki świat.
Mówienie o tym, że Kościół potrzebuje wizji swego działania i jasnego określenia celu, do jakiego dąży, jest stwierdzeniem nieco kontrowersyjnym. Przecież wizją i wskazówką na drogę jest sama Ewangelia, celem zaś królestwo Boże - rzeczy te same i niezmienne, mimo przemian, jakie nieustannie zachodzą w świecie. Jednak aby Kościół żył, rozwijał się i spełniał swoją misję, aby nie stał się jedynie biernym, choć zaciekłym stróżem tradycji, jak owi stojący na czele Synagogi w czasach Jezusa, musi nieustannie krytycznie przyglądać się sobie i światu. Powinien to robić z jednej strony odnosząc się do zjawisk negatywnych, z drugiej wspierając wszystko co cenne, a w całym tym działaniu uparcie i odważnie wskazywać na Jezusa Chrystusa. Innymi słowy to, co w sposób bardzo ogólny i górnolotny mówi się o zbawieniu, przełożyć na język życia codziennego. A to z tej prostej przyczyny, że trudno żyć obietnicą nagrody po śmierci, gdy za życia, w codzienną egzystencję człowiek musi włożyć tak wiele wysiłku. Poszczególne dni, jak koraliki różańca, dopiero razem zebrane stają się skończoną modlitwą; dopiero wszystkie dziesiątki, w których rozważa się poszczególne sceny z życia Jezusa i Maryi, ukazują całe Ich cudowne życie. Kościół więc, dążąc do celu ostatecznego, musi po drodze wyznaczać sobie inne, mniejsze cele: ich osiągnięcie może uważać za sukces, brak takiego sukcesu ma posmak porażki. Na straży skuteczności takiego działania stoi on - biskup Rzymu. Nieprzypadkowo więc na papieża patrzy się jako na sternika łodzi Kościoła, od którego niezmiernie wiele zależy. Trzeba zatem, aby był on prawdziwym liderem, aby posiadał duchowe kompetencje potrzebne do rządzenia.
Jan Paweł II jako lider Kościoła niewątpliwie posiadał wizję przyszłości i potrafił zastosować odpowiednie strategie, pozwalające mu sukcesywnie wprowadzać tę wizję w życie. W przypadku rządzenia Kościołem, ten kto stoi na jego czele, musi jednak mieć świadomość, że jest kolejnym ze spadkobierców: z nim nie zaczęło się istnienie Kościoła i na nim wcale się nie skończy. Musi więc znać historię i tradycję, doceniać je, ale też musi wiedzieć, co z tym skarbem zrobić. W przeciwnym razie naraziłby się na krytykę jak sługa z ewangelicznej przypowieści, który w obawie przed poniesieniem straty zakopał powierzony mu talent (por. Mt 25, 14-30). Wprawdzie oddał skarb w nienaruszonym stanie, ale też nic nie zyskał, a ponieważ obiektywnie rzecz biorąc mógł zarobić wiele, zatem nie zyskując nic, w rzeczywistości - stracił. Gdyby Jan Paweł II nie okazał się sługą wiernym i nieobawiającym się ryzyka, dziś Kościół nie miałby zbyt wiele do powiedzenia na temat problemów, z jakimi boryka się świat. Straciłby nie tylko prawo do mówienia o grzechach i piętnowania zła, ale też nie potrafiłby wskazać dróg pozytywnego rozwoju, prowadzących do pomnożenia dobra. A zatem lider to ktoś, kto nie boi się ryzyka.
Samotny w służbie wielu
Jedną z wyjątkowych cech Karola Wojtyły była umiejętność "zarażania" innych pragnieniem służenia Bogu i Kościołowi. Charyzmatycznie wpływając na kształt katolickiego świata, wszędzie miał swoich zwolenników, naśladowców, osoby, dla których był wzorem. Potrafił im jednak - co szczególnie cenne - przekazać nie tylko bogactwo własnego wnętrza, ale także uwrażliwić na Ewangelię i jej wartości oraz zapalić miłością do całego Kościoła. W ten sposób pozyskiwał współpracowników tego samego dzieła, współwyznawców tej samej idei, współodpowiedzialnych za ten sam skarb, który i on cenił. Samotny wojownik, nawet gdyby starał się zapalić innych do wejścia na szlachetne drogi, w ostatecznym rozrachunku pozostaje Don Kichotem; o wielkości i charyzmacie lidera świadczy zaś to, czy potrafi zjednoczyć i zgromadzić ludzi gotowych pomóc mu w realizowaniu celów, którym sam służy.
Co paradoksalne jednak, o wielkości charyzmatycznego lidera świadczą także jego przeciwnicy. Ich brak oznaczałby, że zamknął im usta (dyktatorzy wiedzą, jak się to robi) albo ich przekupił (tę umiejętność dobrze opanowali skorumpowani urzędnicy), albo ich oszukał, składając korzystne obietnice. Dla nas czymś bolesnym było słuchanie słów krytyki Jana Pawła II, ale była to rzecz nieunikniona. On sam słuchał tego, co mówią inni, i ze wszystkimi starał się rozmawiać albo przynajmniej przyjaznym uściskiem dłoni powiedzieć to, czego nie dało się wyrazić słowami. Był papieżem odważnym i ciepłym, i chyba dlatego mimo upływających lat wspominamy go z sentymentem.
Skomentuj artykuł