Co dalej? Chrześcijańska Posteuropa?

Co dalej? Chrześcijańska Posteuropa?
(fot. lusi / sxc.hu)
Logo źródła: Pressje Jan Maciejewski / Krzysztof Mazur / Pressje

Europa jest dzisiaj na ustach wszystkich. Powody są oczywiste - problemy ekonomiczne z Unii Europejskiej osiągnęły skalę, która każe poważnie rozważać pytanie, które dotąd pozostawało poza wszelką dyskusją − czy ten projekt ma w ogóle szansę przetrwać.

Ożywienie dawnego sporu między euroentuzjastami i eurosceptykami po raz kolejny postawiło przed opinią publiczną zasadnicze pytanie − jakie miejsce w obecnych strukturach UE powinna zajmować Polska? W ten sposób obecny kryzys gospodarczy w strefie euro cofnął nas do dyskusji, które toczyły się przed wejściem Polski do UE. Czas, który upłynął od tego momentu, pogłębił jedynie impas w dogmatycznym w swej naturze sporze między przeciwnikami i zwolennikami europejskiego projektu w obecnym kształcie.

DEON.PL POLECA

Pierwsi, przeżywając swoiste shadenfreude, odczuwają gorzką satysfakcję z powodu urzeczywistnienia się wielu z ich obaw. W kryzysie gospodarczym strefy euro dostrzegają ekonomiczne uzasadnienie dla swych zastrzeżeń, wyrażanych dotąd przede wszystkim na poziomie aksjologii. "Nie dość, że współczesna Unia jest projektem budowanym na fałszywych wartościach, to jeszcze okazała się być niewydolna ekonomicznie". Według eurosceptyków osoby przywiązane do chrześcijaństwa tym bardziej powinny wyrażać fundamentalny sprzeciw wobec projektu europejskiego w obecnym kształcie. Euroentuzjaści z kolei, na przekór wszystkim niewygodnym faktom, w dalszym ciągu utwardzają się w swoim entuzjazmie. Na coraz to nowe problemy mają ciągle te samo remedium: "Na kryzys Europy jest jedna recepta - jeszcze więcej Europy".

Posteuropa

Niepostrzeżenie dla wielu eurosceptyków i euroentuzjastów zmieniają się same fundamenty projektu europejskiego. George Weigel opisywał zasadniczy dylemat, przed jakim stoi Europa za pomocą metafory katedry i sześcianu. Katedra miała symbolizować heterogeniczną, organiczną Europę chrześcijańską, nawiązującą do swojej przeszłości i opierająca się na mocnych fundamentach aksjologicznych, sześcian natomiast − kulturę oświeceniową, budowaną od podstaw według racjonalistycznych założeń, realizująca śmiały projekt wybiegający w świetlaną przyszłość. Dylemat ten najwyraźniej widoczny jest w Paryżu, gdzie z dachu modernistycznego Wielkiego Łuku widać średniowieczną katedrę Notre-Dame.

Wydaje nam się, że opisywany przez Weigela dylemat w dużej mierze przestaje już obowiązywać. Europa na pewno nie jest już katedrą, zwolennikom oświecenia nie udało się jej jednak przekształcić w sześcian. Świadomość porażki projektu oświeceniowego w czystej postaci zaczęła powoli docierać do jego zwolenników. Symptomem zmiany myślenia po tamtej stronie jest między innymi tak zwany zwrot postsekularny. Od czasów sławnego wystąpienia Jürgena Habermasa stało się jasne, że w sferze publicznej nie można liczyć ani na zanik dyskursu religijnego, ani na jego marginalizację, trzeba więc jego obecność jakoś uwzględnić w architekturze systemu.

Sądzimy, że żyjemy dziś w czasach posteuropejskich. Porażkę poniosły oba konkurujące projekty, zarówno chrześcijański, jak i sekularny. Wydaje nam się, że taki stan jest mimo wszystko lepszy niż tryumf oświecenia. Cechą charakterystyczną Posteuropy będzie heterogeniczność, którą już teraz można dostrzec na niemal każdym poziomie życia społecznego − od instytucji, przez dyskurs aż po symbole europejskie. Różnorodność ośrodków władzy, idei, norm i wartości w Europie daje nam o wiele większe możliwości działania niż reżim oświeceniowy. Kompromis między sześcianem a katedrą bardziej przypomina wszak katedrę niż sześcian.

Jan Paweł II eurosceptyk?

W niedawnej tece poświęconej dziedzictwu Jana Pawła II przypomnieliśmy nadzieje, jakie Papież wiązał z Polakami. W wielu wystąpieniach stawiał on przed nami zadanie rechrystianizacji Europy Zachodniej. Misję tę miało umożliwić z jednej strony zbudowanie w Polsce demokracji i kapitalizmu na podstawie aksjologii chrześcijańskiej, a z drugiej − aktywny udział w integracji europejskiej. Nasz innowacyjny projekt ustrojowy, którego podstawy miały się różnić od oświeceniowych fundamentów wielu państw zachodnich, miał być dowodem możliwości budowy instytucji politycznych na wartościach promowanych przez Kościół. Kto wie, może Papież miał jeszcze nadzieję na odrodzenie Christianitas. W numerze papieskim pokazywaliśmy, że Polacy nie tylko nie podjęli, ale nawet nie zrozumieli tego zadania.

Nasza misja nie została zrealizowana, a moment, w którym mogła być podjęta, został chyba ostatecznie zaprzepaszczony. Czy to znaczy, że pozostaje nam teraz tylko wyrażać swój fundamentalny sprzeciw wobec współczesnej UE budowanej bez fundamentów chrześcijańskich? Czy pozostała nam tylko rola "znaku sprzeciwu"? Czy − ja zdaje się sądzić wielu współczesnych chrześcijan − Jan Paweł II byłby dziś eurosceptykiem?

Nie zgadzamy się z taką interpretacją papieskiego nauczania, nie odnajdujemy się też w gronie eurosceptyków.

Paweł Rojek przedstawia szczegółową analizę złożonej strategii Jana Pawła II wobec Europy, sformułowanej w adhortacji Ecclesia in Europa. Mimo bardzo krytycznej oceny duchowego stanu współczesnych Europejczyków, Papież wzywał chrześcijan z tego kontynentu do nadziei. Jego zdaniem jedyną szansą dla Europy jest nawrócenie Kościoła oraz powrót do korzeni kulturowych. Papież wiązał nadzieje z chrześcijańskimi korzeniami najważniejszych wartości promowanymi dziś przez laicką Europę. Tak nośne dziś idee jak prawa człowieka, godność osoby, wolność, demokracja, rozum, państwo prawa, a nawet rozdział polityki i religii, zostały ukształtowane przez chrześcijaństwo. Te zeświecczone idee chrześcijańskie "stanowią najlepszy punkt wyjścia dla nawiązania dialogu między chrześcijaństwem a współczesną kulturą europejską".

Koncepcja Jana Pawła II odbiega zatem od typowego stanowiska prawicowych eurosceptyków, którzy z zasady odrzucają projekt europejski w dzisiejszym kształcie. Przeciwnie, Papież łączył realizm w ocenie kryzysu duchowego Europejczyków z nadzieją na zmianę. Paweł Rojek zwraca uwagę, że Papież liczył przede wszystkim na codzienną oddolną pracę chrześcijan w obszarze kultury i życia społecznego, a działania stricte polityczne odsuwał na drugi plan. Wygląda na to, że nie spodziewał się szczególnego wsparcia ze strony państw i instytucji europejskich, akceptując ich programową neutralność i otwartość na pluralizm wartości. Podkreślając, że "Kościół nie domaga się powrotu do form państwa wyznaniowego", Papież dawał wyraźny sygnał: oczekiwania osób wierzących wobec instytucji europejskich są bardzo umiarkowane i dotyczą tylko rezygnacji z wojującego laicyzmu. Choć − jak pisał − "konieczna jest obecność chrześcijan, odpowiednio uformowanych i kompetentnych w różnych instancjach i instytucjach europejskich", to ich zdanie nie ma polegać na odgórnym narzucaniu wartości religijnych, lecz współpracować z niewierzącymi by tworzyć instytucje odpowiadające godności człowieka. Papież wzywa zatem katolików do aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym, a nie do tworzenia alternatywnego społeczeństwa, katolickiego getta. Jego strategia jest więc wyraźnie wewnętrzna: "chrześcijanie nie tylko mogą przyłączać się do wszystkich ludzi dobrej woli, aby uczestniczyć w realizacji tego wielkiego projektu, ale powinni stawać się niejako jego duszą, wskazując innym właściwy sposób organizacji ziemskiego społeczeństwa". Zaproponowaną przez Jana Pawła II strategię nastawioną na rechrystianizację Europy można zatem porównać do lewackiego "długiego marszu przez instytucje".

Uczniowie Kuronia ...

Wydaje się więc, że wobec kryzysu tożsamości współczesnej Europy nie jesteśmy skazani na wybór między euroentuzjazmem a eurosceptycyzmem. W przedstawieniu trzeciej drogi przyda się historyczna analogia z opozycją, działającą w Polsce przed Solidarnością. Z jednej strony, istniało wtedy środowisko rewizjonistów, do którego należeli przeważnie działacze partyjni, zasadniczo aprobujący ówczesnego systemu, lecz dostrzegający jego wady. Jako remedium na bolączki rewizjoniści proponowali powrót do źródeł komunizmu. Ich program działania polegał zatem na krytycznym odczytywaniu rzeczywistości PRL-u przez pryzmat doktrynalnych założeń marksizmu. Odwołując się do pryncypiów ideologicznych, rewizjoniści liczyli na zrozumienie i posłuch w szeregach Partii. Podstawową wadą strategii rewizjonistów była jednak nierealna, jak się okazało, wiara w możliwość odgórnej reformy systemu komunistycznego. W tej postawie dostrzegamy wiele podobieństw do myślenia współczesnych euroentuzjastów o UE.

Na przeciwległym biegunie działała opozycja nurtu narodowo-niepodległościowego. Działaczy skupionych wokół Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela czy Konfederacji Polski Niepodległej cechował fundamentalny sprzeciw wobec systemu komunistycznego. W ich ocenie państwo realnego socjalizmu zbudowane było na fałszywych założeniach ideologicznych i uzależnione gospodarczo i politycznie od ZSRR. Z tego względu jakiekolwiek zmiany cząstkowe uznawali za nierealne. Uważali, że prawdziwe zmiany będą możliwe dopiero wówczas, gdy obali się władze komunistyczne, a rządy przejmą partie mające realne poparcie w społeczeństwie. Niepodległość nie była więc według nich finałem procesu ewolucyjnych zmian, lecz stanowiła wstępny warunek jakiegokolwiek realistycznego planu reform. W praktyce działalność tego środowiska sprowadzała się do manifestowania sprzeciwu wobec ówczesnych realiów poprzez podnoszenie w górę sztandarów narodowych i religijnych. Zarazem pryncypialność w krytyce nie pozwalała urzeczywistnić tych postulatów w ówczesnych realiach, zbyt odległych od maksymalistycznych oczekiwań tej części opozycji. Nietrudno dostrzec w tej postawie wiele cech wspólnych z myśleniem współczesnych eurosceptyków.

Dużo skuteczniejszą strategię wobec realnego socjalizmu zaproponowali działacze Komitetu Obrony Robotników. Zerwali oni z dotychczasową centralistyczną strategią opozycji polegającą na wyczekiwaniu, by mityczne postępowe skrzydło przejęło wreszcie kierownictwo w PZPR i zaprowadziło rządy absolutyzmu oświeconego. Jednocześnie uznawali oni postulaty niepodległościowców za nierealistyczne. Zrywając z tą dychotomią, stawiali na oddolny ruch społeczny, który miał na władzy wymuszać cząstkowe zmiany w kierunku liberalizacji systemu. KOR zaczął głośno podkreślać, że każdy obywatel ma prawo do oddolnej inicjatywy społecznej, której zadaniem jest dbanie o określony interes społeczny przez wywieranie nacisku na władzę w konkretnych kwestiach. Jednocześnie Komitet wielokrotnie podkreślał w swoich komunikatach, wskazując podstawy prawne swoich działań, że taka działalność nie łamała obowiązującego prawa. W ten sposób z wielką drobiazgowością dbano o przestrzeganie zasady legalizmu, co miało utrudnić władzy stanowcze spacyfikowanie tej inicjatywy. Dokładnie ta sama strategia działania stała za powstaniem Solidarności. W Porozumieniu Gdańskim znalazł się nawet zapis o kierowniczej roli Partii oraz strategicznym sojuszu z ZSRR. Zarówno KOR, jak i Solidarność stanowiły w ówczesnych realiach przykłady oddolnej opozycji wewnątrzsystemowej.

… i Szczerskiego

Wydaje się, że właśnie taka metoda małych kroków w ramach istniejących w UE układów instytucjonalnych jest najskuteczniejsza dla promowania wartości chrześcijańskich. Z jednej strony, odrzucamy zatem propozycję euroentuzjastów-rewizjonistów, która obarczona jest przesadnym optymizmem co do aksjologicznego i ekonomicznego charakteru projektu europejskiego. Niespecjalnie wierzymy też, że brukselsko-strasburska administracja jest zdolna do zmiany swoich działań w kierunku głębokiej odnowy projektu europejskiego. Z drugiej strony, strategia niepodległościowców-eurosceptyków, którą głoszą niektóre środowiska prawicowe i kościelne, skazuje jej zwolenników na funkcjonowanie we współczesnej Europie na zasadzie grupy wykluczonej. Postawa pozasystemowej opozycji nie tylko skazuje chrześcijan na marginalizację, ale także nie daje im szansy na zmianę w samej Europie. Taką postawę izolacjonizmu odrzucał właśnie Jan Paweł II.

Do strategii oddolnej i wewnątrzsystemowej, katolickiego marszu przez instytucje, skłania też publikowana w nowych "Pressjach" analiza Krzysztofa Szczerskiego. Ten bardzo ważny dla naszego środowiska badacz i praktyk integracji europejskiej, kształtujący myślenie wielu krakowskich politologów o Europie, stawia po raz kolejny zaskakującą tezę: istotą integracji europejskiej od samego początku była "próba znalezienia nowej formuły istnienia systemu politycznego, który punkt równowagi osiąga poprzez zestawienie przeciwstawnych elementów". Szukając równowagi między istniejącymi napięciami, takimi jak model podmiotu ponadnarodowego versus model organizacji międzypaństwowej, czy gospodarka dążąca do konkurencyjności versus gospodarka dążąca do spójności społecznej, cały projekt europejski zyskuje w ocenie Szcerskiego miano "politycznego oksymoronu". Takie twórcze napięcie, wymagające kreatywnego wyjścia poza tradycyjne schematy myślenia, cechuje integrację europejską od samego początku. Jej podstawową siłą jest zdolność readaptacji, wynikająca z elastycznego posługiwania się różnymi logikami, w zależności od kontekstu wewnętrznego i zewnętrznego. Zdaniem Szerskiego, patrząc na dotychczasowe losy Unii, wyjście również z obecnego impasu będzie możliwe dopiero przy zastosowaniu "strategii oksymoronicznej".

Jeśli Unia Europejska od początku swojego istnienia jest politycznym oksymoronem, to także w sferze tożsamości możliwa jest twórcza równowaga między różnymi systemami wartości. Wykorzystując współwystępowanie wielu języków i logik, wykazując ich równoznaczny status, jesteśmy w stanie zrobić więcej dla promocji tradycyjnych wartości aktywnie działając w ramach istniejących struktur, niż tworząc katolickie getto. Dlatego postulowaną przez nas strategią jest odchodzenie od logiki wojny kulturowej zwolenników tradycji chrześcijańskiej z wyznawcami oświecenia. W tym konflikcie postawa każdej ze stron polega na absolutyzowaniu własnego punktu widzenia i marginalizowaniu oponentów. W imię filozofii oświecenia wielu prominentnych urzędników unijnych odrzuca zupełnie perspektywę chrześcijańską, czego dowodem była wstępna wersja preambuły do Traktatu reformującego, czy pierwsze orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w kwestii symboli religijnych. Podobne podejście widać także u wielu chrześcijańskich liderów, którzy posługują się logiką "wszystko, albo nic" − albo UE będzie chrześcijańska, albo lepiej, by w ogóle jej nie było. Zwolennicy gotyckich katedr toczą w ten sposób nieustający spór ze zwolennikami geometrycznie idealnego sześcianu. To konfrontacyjne nastawienie po każdej ze stron jest jednym z głównych powodów duchowego kryzysu współczesnej Europy.

Dziś potrzebujemy raczej jakiejś formy twórczej współpracy, jakiegoś kompromisu między tymi dwiema grupami. Nie sposób sobie bowiem wyobrazić, by w ciągu najbliższych dziesięciu lat któryś z tych obozów uzyskał bezapelacyjną przewagę, która pozwoliłaby mu odnowić projekt europejski wyłącznie w duchu chrześcijańskim lub oświeceniowym. Wydaje się raczej, że te dwie rzeczywistości duchowe muszą się ze sobą umieć porozumiewać, by Europa nie została sparaliżowana wojną kulturową.

Krzysztof Mazur - doktor nauk politycznych, absolwent politologii oraz MISH UJ. Współpracownik Instytutu Tertio Millennio, prezes Klubu Jagiellońskiego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co dalej? Chrześcijańska Posteuropa?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.