Czy można odwołać pandemię?
Rozmowa z dr. hab. med. Aleksandrem Garlickim, kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych UJ CM
Temat grypy AH1N1v, zwanej świńską, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zniknął z ekranów telewizorów i szpalt gazet. Nie jest już przedmiotem dyskusji, nikt nas nie starszy liczbą zgonów i innymi konsekwencjami niezaszczepienia się przeciwko tej chorobie. Czy to oznacza, że grypa AH1N1v już minęła i można odwołać pandemię?
- Takie działanie byłoby przedwczesne. Wciąż jesteśmy w trakcie sezonu grypowego. I chociaż rzeczywiście liczba zachorowań w Polsce i w Europie od kilku tygodni systematycznie spadała, to jednak wirus grypy pandemicznej wciąż krąży wokół nas i wciąż jest niebezpieczny.
Na szczęście pandemia przebiegała dotychczas w sposób umiarkowany, a większość osób przeszła chorobę dość łagodnie, jednak nie możemy zapominać, że grypa AH1N1v to nie jest zwykła grypa sezonowa.
Czym się różni od sezonowej?
- Wirus AH1N1v jest przyczyną zdecydowanie większej liczby przypadków śmiertelnych niż wirus grypy sezonowej. Podtyp AH1N1v znany jest z szybkich mutacji, a im więcej wirusa krąży w populacji - a tak właśnie jest w czasie pandemii - tym większe jest prawdopodobieństwo takiej zmiany, która doprowadzi do powstania bardziej zjadliwego wirusa i zmiany charakteru pandemii na o wiele cięższy. Nie możemy zapominać, że w Polsce od momentu wykrycia pierwszego przypadku zachorowania na grypę wywołaną wirusem AH1N1v, czyli od 6 maja ub. roku, do 10 lutego roku bieżącego, zarejestrowano 175 zgonów z powodu laboratoryjnie potwierdzonej grypy AH1N1v. W poprzednich latach grypa sezonowa nie zbierała tak dużego żniwa. Na grypę AH1N1v umierały głównie dzieci i osoby młode, inaczej niż w przypadku grypy sezonowej, kiedy ofiarami były osoby starsze. Najczęstszą przyczyną zgonów - i to bez względu na współistnienie chorób przewlekłych - było ciężkie wirusowe zapalenie płuc, niezwykle trudne do opanowania, szybko prowadzące do niewydolności oddechowej. Podsumowując: u większości osób grypa AH1N1v przebiega łagodnie, jednak u innych, nawet tych młodych i zdrowych, wywołuje ciężkie, niekiedy śmiertelne powikłania.
Nie panikujmy jednak, najgorsze już za nami.
- Oby to była prawda. Z doświadczenia wiem jednak, że w polskich warunkach klimatycznych wirusy grypy najbardziej atakują na przełomie listopada i grudnia oraz pod koniec lutego, w marcu, a nawet na początku kwietnia. Listopadowy szczyt zachorowań mamy już za sobą, co jednak będzie w marcu? Już w pierwszym tygodniu lutego można było zaobserwować niewielki wzrost zachorowań w porównaniu z ostatnim tygodniem stycznia: w styczniu zarejestrowano 15298 zachorowań i potwierdzeń zachorowań na grypę, a średnia dzienna zapadalność wynosiła 4,5 na 100 000 ludności. Natomiast od 1 do 7 lutego zarejestrowano 15820 przypadków, a średnia zapadalność dzienna w tym okresie wynosiła 5,92 zachorowań na 100 000 mieszkańców, co oznacza wzrost zapadalności o 33 proc. w stosunku do poprzedniego okresu. W przypadkach zachorowań, które były diagnozowane laboratoryjnie dla celów klinicznych, w 15,38 proc. badanych próbek potwierdzono grypę wywołaną wirusem AH1N1v. W pierwszym tygodniu lutego zmarła jedna osoba, u której laboratoryjnie potwierdzono zakażenie wirusem AH1N1v.
Czyli ogłoszenie zwycięstwa w walce z pandemią byłoby nie tylko przedwczesne, ale też niebezpieczne dla pacjentów?
- Zdecydowanie tak. Uśpiłoby czujność nie tylko lekarzy, ale także samych pacjentów. Mogliby oni bagatelizować początkowe objawy grypy, doprowadzając niejednokrotnie postęp choroby do takiego stanu, w którym trudno już byłoby im pomóc.
Oczywiście, najlepszym i niezastąpionym sposobem zapobiegania zakażeniom wirusem grypy AH1N1v oraz grypy sezonowej są szczepienia. W Stanach Zjednoczonych zakończono szczepienia najbardziej zagrożonych grup ryzyka, i obecnie szczepi się wszystkich chętnych. Podobnie w krajach skandynawskich, na Węgrzech, Litwie i w Czechach akacja szczepień przebiegła bardzo dobrze. We wszystkich tych krajach prowadzona była kampania medialna mająca na celu przekazanie informacji o grypie i sposobach jej zapobiegania.
Jednak niektórzy bili brawo, że nasz rząd nie wyrzucił pieniędzy w błoto, krytykując jednocześnie rządy innych państw za nadmierne zakupy szczepionek pandemicznych, które zostały zużyte tylko w minimalnym stopniu. Pojawiły się podejrzenia o manipulację opinią publiczną, rozdmuchanie pandemii, której w rzeczywistości nie było oraz zarzuty wobec koncernów farmaceutycznych i współpracujących z nimi ekspertów WHO.
- Trudno się z tym zgodzić wobec liczby zachorowań i zgonów, jakie miały miejsce na całym świecie. A to, że pandemia przebiega dotychczas znacznie łagodniej niż przewidywano, powinno tylko cieszyć. Kto jednak byłby winien, gdyby pandemia wystąpiła w groźniejszej formie, wirus grypy AH1N1v byłby bardziej zjadliwy, liczba chorych i zgonów duża, a rządy państw nie przygotowałyby się należycie na jej odparcie? W czasie pandemii decyzje są podejmowane w obliczu niepewności co do dalszego rozwoju sytuacji, zwykle w oparciu o doświadczenie z poprzednich pandemii i niepełne dane. "Podczas pandemii oczekuj nieoczekiwanego" - w tym względzie lepsza jest zatem większa przezorność. Dlatego uważam, że kraje, które zapewniły swoim obywatelom dostęp do szczepionek przeciw grypie sezonowej i grypie AH1N1v, zwłaszcza chorym z grup ryzyka, postąpiły racjonalnie. Szacunki pewnie nie były zawsze dokładne, może szczepienia nie były odpowiednio promowane, ale obywatel miał prawo wyboru i możliwość podjęcia samodzielnej decyzji: zaszczepić się, czy nie przeciwko grypie AH1N1v. Tym bardziej, że sezon grypowy wciąż jeszcze trwa i niewykluczone, że kolejna fala zachorowań dopiero przed nami.
Rozmawiała: Dorota Dejmek
Skomentuj artykuł