Dałam radę, urodziłam

Dałam radę, urodziłam
(fot. kodachrome65/flickr.com)
Logo źródła: Magazyn Familia Izabela Górnicka-Zdziech / "Magazyn Familia" kwiecień 2010

Bez domu. Bez bliskich. Bez perspektyw. W strachu o każdy kolejny dzień. W ciąży. Postanowiłam urodzić.

Drobna, uśmiechnięta blondynka kołysze obok mnie wózek z niemowlakiem. Przy niej siedzi na ławce kilkuletnia dziewczynka i przygląda się pierwszym pąkom kwiatów tej wiosny. Mała spogląda na plac zabaw, gdzie jej tata i brat grają w piłkę nożną. Joanna chciała mi pokazać swoich bliskich. Ludzi, z którymi czuje się szczęśliwa. Chce powiedzieć całemu światu o tym, że życie oznacza zwycięstwo.       

Moje dzieciństwo było koszmarem. Nieustannym polem walki między ojcem a matką. On udzielał się towarzysko, lubił kobiety, chętnie sięgał po alkohol. Ona – zdawała się stanowić jego przeciwieństwo pod każdym względem, zajęta wyłącznie pracą i sobą. Małżeństwo moich rodziców rozpadło się po 10 latach. Nigdy nie byłam z nimi obojgiem szczęśliwa, tak jak oni nigdy nie byli szczęśliwi ze sobą. Jednak ich rozstanie okazało się dla mnie prawdziwym dramatem. Choć matka wyzywała ojca, rzucała się na niego z pięściami, próbowała trafić w niego różnymi przedmiotami, a na koniec dostawała ataku histerii, nie umiała od niego odejść. Była zbyt dumna, by przyznać się do porażki. Kiedyś on w odwecie też ją uderzył i trafiła do szpitala z rozciętym łukiem brwiowym. Ja stałam zawsze po stronie ojca. To tata zabierał mnie do zoo, na wycieczki, czytał mi, rysował, opowiadał historie, uczył jeść ryby, kąpał.

Gdy ostatecznie wyprowadził się z domu, nastąpił koniec świata. Mojego świata. Mama, prawniczka, zawsze miała sprawy ważniejsze ode mnie. Tata zniknął na 10 lat.

Dopiero w liceum z kopciuszka zmieniłam się w księżniczkę. Nauczyłam się dbać sama o siebie. Mamie podkradałam ubrania, babci – pieniądze. Wokół mnie pojawił się wianuszek znajomych. Nagle zaczęłam być zauważana, a nawet lubiana.

Na studiach zakochałam się bez pamięci i szybko przeprowadziłam do mojego chłopaka. Matka zmieniła w domu zamki, a kiedy ją odwiedzałam, sprawdzała, czy nie zabrałam czegoś z lodówki. Tymczasem ja podjęłam pracę i żyłam, jak chciałam. Do czasu. To były wakacje. Ostatni rok studiów miał się ku końcowi. Świat czekał na mnie gotowy do zdobycia. Nagle – stopklatka – dwie kreski na teście ciążowym. Najpierw szok, potem długo nic, niedopuszczanie do siebie żadnych myśli. Uciekałam w pracę. Chowałam się sama przed sobą. Chłopak nie udźwignął ciężaru. Rozstaliśmy się. Musiałam się wyprowadzić. Tylko gdzie? „Trafi pani do domu samotnej matki, chyba że…” – psycholog spojrzała na mnie znacząco.

Samotna i zagubiona liczyłam dni, pomieszkując u znajomej. Wokół mnie panowała cisza. Popadałam w odrętwienie. Telefon przestał dzwonić, ja przestałam chodzić do kościoła. Nie mogłam przestąpić jego progu. Czułam jakiś przemożny wstyd za swoje myśli, za czyny, jakie miały nastąpić. Tam najmocniej odczuwałam, że Pan Bóg mi się przygląda. Wydawało mi się, że wciąż jeszcze mam wybór. Tak bardzo bałam się tego, co mnie czeka. Nie chciałam wiedzieć. Pragnęłam zatrzymać zegar. Być w tym samym punkcie inna. Widzieć małe, śliczne dzieci tylko na zdjęciach.

Tymczasem ktoś pukał delikatnie do zamkniętych drzwi mojego serca. Nikt mu nie otwierał. Szarpałam się wewnętrznie, ale czy można łatwo zabić? Nagle zadzwoniła daleka ciotka. Kiedy dowiedziała się wszystkiego od mojej matki, postanowiła, że zamieszkamy razem. Ona jedna wyciągnęła do mnie rękę. To była moja ostatnia szansa. Pan Bóg próbował mnie ratować.

Są chwile, że nie wierzę własnym oczom. Kiedy dziś patrzę na mojego męża, jak przewija Tomka, gotuje zupę dla Klary i Szymka, słuchając, jak na zmianę czytają mu książeczki, tylko czasem dociera do mnie, że to ten sam mężczyzna, który czuł się niedorosły do posiadania dzieci i kiedyś zostawił mnie samą. Parę lat później oświadczył, że dzieci są dla niego celem istnienia. Zapragnęliśmy mieć ich co najmniej troje. Udało nam się.

Cud narodzin Szymka odmienił wszystkich. Siła modlitwy, na jaką ostatecznie się zdobyłam, objęła swoim zasięgiem nie tylko mnie, ale także moich bliskich. Przyniosła wybaczenie. Moja matka oddałaby życie za wnuków, ojciec odwiedza mnie regularnie, gdy tylko przyjeżdża z Francji. Czuwają nade mną na przemian. Teraz znów jestem w ciąży. To piękny, spokojny czas. Nigdy nie czułam się szczęśliwsza. Wciąż jak syn marnotrawny wracam do Pana Boga. Każdego dnia modlę się za zdrowie naszej rodziny. Rodziny, która mogła nigdy nie istnieć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dałam radę, urodziłam
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.