Język rani i obraża

prof. Regina Pawłowska / Wychowawca

Język ludzki czyli nasz język, wyróżniający nas spośród wszystkich stworzeń − język inny niż wszystkie systemy sygnałowe zwierząt, język pojęciowy o piętrowej strukturze znaków i znaczeń (morfem, wyraz, zdanie, tekst), z funkcją odniesień (odwzorowań) do bardzo złożonych układów rzeczywistości pozajęzykowej (uniwersum), odniesień do najrozmaitszych "światów", o których człowiek może pomyśleć - jest nie tylko instrumentem myślenia, poznania, wartościowania, porozumiewania się, wzajemnych relacji.

Może również stać się narzędziem znęcania się, udręki, terroru, przemocy psychicznej, emocjonalnej aż do zniszczenia osobowości drugiego człowieka (zaszczucia).

Językiem możemy drugiego człowieka ranić, obrażać, niszczyć, obnażać, atakować; zaburzać jego uczucia, jego poczucie własnej wartości, odrębności osobowej "ja", intymności, godności aż do głębi jestestwa, aż do choroby czy śmierci. Język w sensie fizycznym i psychicznym najgłębiej sięga naszej cielesności, emocjonalności, duchowości.

DEON.PL POLECA

Nasze stosunki międzyludzkie najczęściej są wyrażane językowo (przypomnijmy, jak bardzo źle znosimy tzw. ciche dni w małżeństwie, w rodzinie, wśród najbliższych). Poza językiem mamy także znaki pozawerbalne, symptomy i sygnały. Od najdawniejszych czasów istniały wysokie kultury językowe obcowania, odnoszenia się do siebie, wdrażane od dziecka w rodzinach, w szkołach, w różnej rangi społecznościach.

W Biblii zasady użycia języka regulują wprost dwa przykazania dekalogu: 2. Nie bierz imienia Pana Boga (i innych imion Świętych) nadaremno i 8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu (por. opowieść o cnotliwej Zuzannie, niesłusznie oskarżonej przez starców). Ale również przykazania 4. i 5. Czcij ojca swego i matkę swoją oraz Nie zabijaj dotyczą w określonym zakresie zachowań językowych.

Znany językoznawca, prof. Zenon Klemensiewicz mówił o higienie językowego obcowania − sprawie bardzo ważnej dla zdrowia psychicznego, dla poprawy relacji międzyludzkich (w rzeczy mocno, w formie uprzejmej, łagodnej). Wszystkie podręczniki dobrego wychowania i kulturalnych zachowań w różnych okolicznościach mówią o kulturze językowej (por. Pan Tadeusz A. Mickiewicza - mowa sędziego o grzeczności).

Pierwszym problemem komunikacji językowej jest niemożność porozumienia się. Nadawca często nie dba o wierne językowe odwzorcowywanie wycinków rzeczywistości, o których mówi, bo tego nie umie, nie jest uczony ani nauczony lub o to nie dba. Nie ma też najczęściej świadomości sytuacji odbiorcy, jak go rozumie. Prof. Ewa Łętowska na kongresie kultury języka w Lublinie mówiła, że co roku tworzy się coraz więcej dokumentów prawnych różnej rangi (kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy stron), nie uwzględniając sytuacji odbiorcy tych pism. Stąd wieloznaczność, niezrozumiałość, niedokładność wszelkich norm i procedur oraz ogromne kłopoty z ich wykorzystaniem.

W naszych szkołach na wszystkich poziomach (ze szkołami wyższymi włącznie) nie uczy się analizy i rozumienia zdania i tekstu (porządków liniowych, gramatycznych i semantycznych). Zaniedbano zupełnie dydaktyczną problematykę: wiernego odwzorowywania rzeczywistości, funkcji poznawczej języka, logiki zdaniowej. W świadomości większości użytkowników języka nie istnieje więc problem prawdy w opisywaniu wycinków rzeczywistości.

Drugą przyczyną niemożności porozumienia się jest bezmyślne zauroczenie językami obcymi, z obfitymi cytatami w każdym tekście (por. wyraz fajny powtarzany w przestrzeni publicznej po kilka razy w jednym zdaniu przez spikerów radiowych, przez dziennikarzy, którzy przecież mają obowiązek posługiwania się wzorową polszczyzną i powinni umieć wykorzystywać synonimie polskich odpowiedników tego wyrazu, różniących się intensywnością, łączliwością, przystawalnością do sytuacji. Podobnie jest z użyciem bez zrozumienia wyrazów typu: makabra, masakra i wielu innych).

W rozumieniu tekstów czytanych widzi się wyłącznie problem niezrozumiałych wyrazów, nie uświadamia się częstego zjawiska nierozumienia zdania, zdania złożonego, niewyobrażania sobie sytuacji odwzorcowywanej przez zdanie. Nawet doświadczona nauczycielka (słuchaczka studiów podyplomowych) twierdzi, że w wierszu Aleksandra Fredry Paweł i Gaweł występują zwierzęta: pies, zając, koziołki, ryby (Gaweł najdziksze wymyślał swawole [...]. To pies, to zając - między stoły, stołki gonił, uciekał, wywracał koziołki [...]. A Paweł w pokoju siedzi na komodzie i mówi: Ryby sobie łowię).

Nie wdraża się również od dziecka właściwych zachowań językowych w funkcji interpersonalnej: zauważania drugiego człowieka, nawiązywania i utrzymywania z nim kontaktu, wyrażania życzliwości, zainteresowania drugą osobą, zrozumienia jej sytuacji egzystencjalnej.

Niestety, coraz częściej nawet w sytuacjach codziennych okazujemy lekceważenie, pogardę, niechęć, pretensję, a nawet nienawiść do ludzi bliskich i przygodnych znajomych (w sklepie, tramwaju czy na ulicy). Jako odbiorcy nie umiemy słuchać, nie staramy się zrozumieć ani wyobrazić sobie sytuacji życiowej naszego rozmówcy. Przykładowo, w szpitalu chora skarży się na swoją chorobę, na ciężki stan, chcąc wzbudzić współczucie. Na to leżąca obok sąsiadka: Pani to jeszcze nic, ale moja choroba...

Upowszechnia się prymitywizm językowy, traktowanie z pogardą drugiego człowieka, poniżanie, dysklasyfikacja, aby tylko dotknąć, zranić, unicestwić (kierowca do kobiety: Jak idziesz, ty stara krowo; mąż do żony: Ty dziadówko; do człowieka, który nam się naraził: Ty baranie, bydlaku, stary ramolu; pasażer do motorniczego, który za wcześnie zamknął drzwi: Ty głupi ośle. W szkołach nauczyciele potrafią powiedzieć do ucznia i o uczniu: osioł; idiota jesteś; gnój; głupi. Nauczycielka liceum pisze o uczniach: Trzasłam w ryja ucznia; Nie pytam na dopuszczaka; Nie uczą się, nie czytają i wszystkiemu są winni. Na przystanku autobusowym młody mężczyzna (ok. 30 lat) do kobiety stojącej przy wejściu do autobusu: Babciu, najpierw trzeba pozwolić wyjść. Aż się prosiło o odpowiedź: Nie jestem pańską babcią, a pan jest źle wychowany.

Zamiast postaw sympatii, delikatności, taktu wobec innych coraz częściej mamy do czynienia w kontaktach językowych z upowszechniającym się grubiaństwem, opryskliwością, uszczypliwością, kpiarstwem. Wykpiwanie wszystkich i wszystkiego w pewnych audycjach radiowych czy telewizyjnych oraz w gazetach staje się dla wielu autorów "zasługą i cnotą". Takie kpiny i wyśmiewanie szczególnie bolą, gdy dotyczą tego, co jest dla nas drogie, bliskie, ważne: uczuć rodzinnych, uczuć religijnych, patriotycznych, naszych największych wartości moralnych, duchowych.

W sferze publicznej najgorzej językowo zachowują się niektórzy politycy i publicyści. Nie odróżnia się rozmowy (wymiany zdań, poglądów, wiadomości), dyskusji (wspólnego poszukiwania prawdy z szacunkiem dla poglądów innych ludzi) od sporu (gdzie się chce narzucić swoje racje), kłótni (kiedy się chce rozmówcę upokorzyć), a najczęściej walki słownej, w której przeciwnika chce się jako wroga zniszczyć, zabić moralnie i publicznie najpodlejszymi sposobami.

Godność człowieka, jego dobro, wiarygodność w tych "bitwach" się nie liczą. Mówi się o przeciwniku - drugim człowieku tylko źle, obraża się go, pozbawia godności (Pan kłamie; Pan jest podły; Pan nie ma honoru), rani bezkarnie i boleśnie.

Nie mówi się o sprawie, o wydarzeniu, na określony temat, ale chce się dobić przeciwnika, którego ustawia się jako największego wroga niewartego żadnych ludzkich względów. Każdą plotkę, podejrzenie zamienia się w oskarżenie, przypisuje się złe zamiary, podłe intencje, jakby oskarżyciel miał dostęp do wnętrza człowieka i znał jego myśli, uczucia, pragnienia, dążenia, kalkulacje polityczne.

Niegodziwe jest tzw. dziennikarstwo wydobywcze, kiedy dziennikarz pyta pięć razy o to samo, chcąc potwierdzić swoje sądy o człowieku przepytywanym, które z góry przyjął za prawdziwe.

Bardzo bolesne jest dla wszystkich ludzi z danego kręgu językowego używanie nazw odnoszących się do dużych zbiorów, dużych liczb w opiniach oskarżycielskich, np. Polacy (wszyscy?), Rosjanie, Niemcy, Żydzi, Kościół. Ludzie są różni w każdej grupie, niezależnie od ich zakwalifikowania, mogą być bohaterami i złoczyńcami, ludźmi zwykłymi i wyjątkowo podłymi, okrutnymi.

Na zakończenie chcę powiedzieć o jeszcze jednej bardzo bolesnej sprawie, najbardziej raniącej językowo.

Polska kultura wysoka już od XV wieku (por. O zachowaniu się przy stole) wyróżniała się szacunkiem dla kobiety, matki. Każda kobieta może być (lub jest) matką, każdy mężczyzna ma matkę. Tu nie ma mowy o żadnej nierówności, o żadnym podporządkowaniu. Każdej matce należy się miłość, szacunek, pomoc i opieka ze strony mężczyzny (i męża, i syna, i brata).

W moich podróżach po Związku Radzieckim (Psków, Moskwa, Petersburg, Odessa, Twer) i po Czechosłowacji na wieść, że jestem z Polski, słyszałam zawsze słowa uznania: A w Polsce się kobiety szanuje, a równocześnie głęboki żal w wypowiedziach o własnej kulturze.

Od wielu lat obserwuję upadek tej kultury, nawet w kręgach ludzi wykształconych nazywanych kulturalnymi. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego najczęstsze wulgaryzmy dotyczą kobiety i tego, co się wiąże z poczęciem i urodzeniem dziecka.

Język wulgarny kiedyś pojawiał się tylko w kulturze najniższej, więziennej, przestępczej, w sferze publicznej był niedopuszczalny. Dzisiaj w imię wolności i równości najpierw w języku, a potem w rzeczywistości obnaża się człowieka, odbiera mu się godność, niszczy się intymność w stosunkach ludzkich, najbardziej osobistych.

Wyrazy nazywające odchody i wydalanie pojawiają się w języku publicznym wobec konkretnej osoby. Przykładowo, licealista, elegancko ubrany, stoi przy mnie w autobusie i mówi do koleżanki dwa metry dalej, głośno, wobec wszystkich: Ty jesteś g...

Seks, najsilniejszy z instynktów służący do przekazywania życia, został pozbawiony swojej funkcji, stał się przedmiotem publicznej zabawy, zabawy egoistycznej, traktującej człowieka jak przedmiot, a nie jak osobę obdarzoną godnością. Seks bez odpowiedzialności za drugiego człowieka i za to "trzecie" staje się siłą niszczącą zwłaszcza społeczność szkolną. Wszystko wolno, byleby nie było dziecka. Jak to zaburza poczucie własnej wartości młodego człowieka, przekonałam się w czasie publicznych dyskusji o aborcji. Studenci mieli niesłychanie zaniżone poczucie własnej wartości: Ja żyję z przypadku, bo mama nie zdążyła mnie wyskrobać, z przypadku też umrę. Matki potrafią w kłótniach z dzieckiem powiedzieć: Szkoda, że cię nie wyskrobałam.

Życie seksualne w szkołach staje się najczęstszym obszarem znęcania się. Według statystyk 50% uczniów wszystkich szkół jest dręczonych przez kolegów. Znamy przypadek samobójstwa dziewczynki z gimnazjum w Gdańsku. Koledzy nowej uczennicy z liceum w Gdyni w taki sposób "ujęzykowili" wulgarnie jej zachowanie (nieprawdziwe), że była o krok od samobójstwa. Chłopcy znęcają się językowo i dokuczają dziewczynkom, które mówią nie i równie wstrętnie tym, które już są po inicjacji. Wyśmiewa się je, wyzywa najgorszymi wyrazami, upublicznia (w Internecie) zachowania intymne.

Mamy więc do czynienia z takim nasileniem językowego znęcania się nad drugim człowiekiem jak nigdy dotąd. Wszystkim brak poczucia własnej (i drugiego człowieka) wartości, godności, intymności. Przede wszystkim brak wyobraźni, co ten drugi człowiek czuje, jak odbiera nasze obelgi, insynuacje, kpiny, naigrawanie się. Rzadko kto potrafi postawić się w sytuacji tej drugiej, prześladowanej osoby.

Obawiam się, że w naszych czasach zaniknie kultura życzliwości, sympatii, szacunku dla człowieka.

NOTKA:
prof. Regina Pawłowska - wykładowca w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Język rani i obraża
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.