Krzyże, które giną bez kamer

Krzyże, które giną bez kamer
(fot. christschildjen/flickr.com)
Logo źródła: Dziennik Polski Zbigniew Bartuś / "Dziennik Polski"

Szukam w trawie głowy Chrystusa. Rozdzieram pajęcze sieci uplecione misternie między ramionami krzyży. Ledwie widoczne pułapki na wiernych lub niewiernych, a może tylko na muchy i słabnące promienie słońca? Krzyżaki łąkowe patrzą zdumione ze spękanych desek: oto człowiek. Ludzi nie było tu dawno.

Chrystusowa głowa znikła. Pewnie pożarła ją, wraz z trawą z przyklasztornej łąki, spalinowa kosiarka nieodróżniająca profanum od sacrum. Mógł ją też zabrać któryś z lefebrystów; naskoczyli na Bogu ducha winnych franciszkanów jedenaście lat temu - i nie zjawili się więcej. Jeden z trzystu krzyży, pierwszy po lewej, z dewizą Piusa X: "Omnia instaurare in Christo" (Wszystko odnowić w Chrystusie), należał do nich.

Teraz chyli się ku ziemi, nadaremnie szukając wsparcia w pogodnym niebie. Gubi horyzont i kąty proste, poddaje wiatrom i kretom, chłonie deszcz i gnije, butwieje i pęka. Jak inne.

Ten od "Adwokatów Stolicy" (z wygrawerowanym w mosiądzu "My Twoimi sługami"), ten od Solidarności 80 Z.M. "Skawina" (ze słynnym cytatem "Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem"), ten od "Parafii Zbyniów Diecezja Sandomierz" (z poblakłą tabliczką w kształcie Polski), ten od "B. Biedaka i P. (F.?) Binkiewicza z Pilicy" (z "Tylko pod krzyżem..." pisanym czarną farbą, na poły już złuszczoną), ten od "członków Społecznego Komitetu Obrony Oświęcimskich Krzyży z Kędzierzyna-K., Gliwic, Bielska, Oświęcimia i Katowic" ("Pamięci Polaków..."), ten z nieczytelnym już cytatem z Biblii...

DEON.PL POLECA

Ponad dwieście innych krzyży: całkiem nagich lub z tabliczkami, które czas, deszcz i wiatr pozbawiły liter, a więc i treści nadanej przez twórców - milczy z braku mikrofonów. Kiedyś w centrum uwagi, na ustach i oczach wszystkich. Ożywały w blasku fleszy.

Dzisiaj, porzucone, giną w ciszy. Bez kamer.

Trzysta trzy krzyże ze Żwirowiska, spod murów Auschwitz, trafiły na łąkę obok klasztoru Franciszkanów w Harmężach po widowiskowej akcji żołnierzy Jednostek Nadwiślańskich, w tym saperów - bo teren był, jak grozili "obrońcy krzyży", zaminowany. Działo się to ponad jedenaście lat temu, 28 maja.

Data szczególna. 28 maja 1941 roku trafił do Auschwitz o. Maksymilian Kolbe. Znany Niemcom jako "numer 16.670" wybrał śmierć głodową w zamian za Franciszka Gajowniczka, zmarł 14 sierpnia 1941 r. Jego ciało spłonęło w obozowym krematorium.

Ogłoszony w 1982 roku przez Jana Pawła II świętym, stał się Maksymilian patronem franciszkańskiego centrum pamięci i modlitwy w Harmężach. Ta jedna z najstarszych podoświęcimskich wiosek w czasie II wojny światowej nieomal znikła z mapy. W ramach rozbudowy KL Auschwitz i tworzenia "strefy interesów obozu", Niemcy wyburzyli prawie wszystkie domy i gospodarstwa. Pięć tysięcy ludzi z Harmęż i sąsiednich wsi musiało w dwie godziny spakować dobytek na furmanki i wyjechać w nieznane.

Po wojnie wrócili w okolicę pełną lasów i urokliwych stawów, postawili nowe domy, stodoły, szopy. Wieś odżyła.

Franciszkanie na początku lat 90. wybudowali w Harmężach kościół, potem klasztor, a po kilku latach oddali działkę przy klasztorze Misjonarkom Niepokalanej Ojca Kolbego - na Dom Pielgrzyma. Tak powstało Centrum św. Maksymiliana.

Kolejne rocznice uwięzienia o. Kolbego w KL Auschwitz obchodzone są tu jako dni pamięci o ofiarach obozu. Obozowe symbole i ślady są w harmęskim centrum wszechobecne. Jest poświęcona Auschwitz wystawa stała, jest kaplica pw. Matki Bożej zza Drutów, Patronki Rodzin Oświęcimskich. Sześć lat temu w przyklasztornym kościele zawisły Tablice Pamięci poświęcone zamordowanym kapłanom i zakonnikom.

Ponad rok wcześniej robotnicy zakończyli brukowanie kostką rozległych parkingów przy kościele i klasztorach oraz drogi dojazdowej do obiektów zakonnych. Pieniądze na ten cel pochodziły z Oświęcimskiego Strategicznego Programu Rządowego.

Wtajemniczeni twierdzą, że na pozór zagadkowa - zważywszy miejsce - hojność państwa miała ścisły związek z 303 krzyżami ustawionymi na klasztornej łące (zwanej też "ogrodem"). Franciszkanie pomogli rządowi rozwiązać konflikt na Żwirowisku, przyjmując od wojska kłopotliwy transport.

Ośmiometrowy krzyż na oświęcimskim Żwirowisku zwany jest papieskim, bo w 1979 roku, w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, stanowił część ołtarza w Birkenau. Cudem uratowany przez wiernych, został dziewięć lat później przeniesiony w procesji pod mur Muzeum Auschwitz. Stanął w sąsiedztwie tzw. Starego Teatru, dawnego składu cyklonu-B, w którym karmelitanki urządziły klasztor, ale po protestach środowisk żydowskich, decyzją papieża, musiały się przenieść do nowego obiektu, kilkaset metrów dalej.

Żwirowisko było podczas wojny miejscem katorżniczej pracy - i śmierci - wielu osób. Niemcy rozstrzelali tu m.in. 152 polskich więźniów politycznych. Krzyż papieski upamiętnia to cierpienie. Obecność chrześcijańskiego symbolu tuż za muzealnym murem nie podobała się jednak od początku części Żydów. Zwłaszcza że ów symbol widać z wnętrza byłego obozu.

Po wyprowadzce karmelitanek ze Starego Teatru wśród oświęcimskich wiernych zapanował niepokój o przyszłość papieskiego krzyża. Czy i on zostanie przeniesiony? Zawiązała się grupa obrońców odmawiających pod Żwirowiskiem regularne modły. Kiedy w 1998 roku część środowisk żydowskich zaczęła wzywać do usunięcia krzyża, "akcję obrony" rozpoczął Kazimierz Świtoń - w latach 70. działacz nielegalnych Wolnych Związków Zawodowych, potem m.in. poseł Ruchu dla Rzeczypospolitej (znany z publikacji listy polityków pochodzenia żydowskiego).

 

Grupa "obrońców" rozstawiła namioty - i zamieszkała na Żwirowisku. Świtoń podjął głodówkę, a potem wezwał do przywożenia nowych krzyży. Od lata 1998 do końca maja 1999 stanęło ich na Żwirowisku przeszło trzysta.

Episkopat opowiedział się za pozostawieniem krzyża papieskiego, ale od akcji "obrońców" się odciął, przestrzegając przed wykorzystywaniem symbolu chrześcijaństwa w niejasnych celach. Zwłaszcza że "akcja obrony" przemieniła się w pospolite ruszenie wszelkich typów.

Na Żwirowisku pojawił się m.in. Leszek Bubel - z krzyżami i antysemickimi pisemkami w ręku zakładał "Gwardię Narodową" (sam Świtoń też rozpowszechniał antysemickie treści, za co został potem skazany). Emerytowany ksiądz z Bydgoszczy, nocujący u zbuntowanych oświęcimian, wbrew stanowisku Episkopatu święcił kolejne krzyże, a w końcu pobłogosławił ustawioną przez Świtonia "kapliczkę". Bractwo Piusa X, czyli wyklęci przez papieża lefebryści, skorzystali z okazji, by głosić "prawdę o upadku Kościoła posoborowego".

W blasku fleszy, w zasięgu włączonych na okrągło mikrofonów, zwożone tu zewsząd krzyże - przeważnie (zgodnie z sugestiami Świtonia) z jasnego drewna i ponaddwumetrowe (bo takie lepiej widać) - miały swoje pięć minut. Niektórzy naprawdę uwierzyli, że wystarczy zbić dwie deski - i przybyć tutaj - by zaistnieć.

Kończył się maj 1999 r., a już 2 czerwca miała się rozpocząć pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Kierowanemu przez Jerzego Buzka rządowi AWS bardzo zależało na rozwiązaniu "problemu krzyży". O tym samym marzyli biskupi. Kiedy więc Świtoń ogłosił, że ma na Żwirowisku materiały wybuchowe, władza skwapliwie skorzystała z okazji do nadzwyczajnej interwencji.

Decyzja o wywiezieniu krzyży zapadła 27 maja. Podjęli ją: premier Jerzy Buzek, wicepremier Janusz Tomaszewski (który negocjował z Episkopatem), wiceszef MSWiA Piotr Stachańczyk, szef Kancelarii Premiera Jerzy Widzyk oraz zastępca komendanta głównego policji Ireneusz Wachowski - w porozumieniu z ks. Tadeuszem Rakoczym, biskupem bielsko-żywieckim.

Blisko dwustu żołnierzy z Katowic dotarło do Oświęcimia przed świtem 28 maja. Otoczyli teren, odcinając dostęp gapiom. O czwartej załadowali krzyże i "kapliczkę" na auta. "Obrońcy" ze Świtoniem na czele zostali zatrzymani przez policję.

Rzecznik rządu Krzysztof Luft i rzecznik Episkopatu ojciec Adam Schulz wydali wspólny komunikat: "Przeniesienie odbyło się w sposób godny i pokojowy, z udziałem kapłanów. Biskup Tadeusz Rakoczy odmówił modlitwę pod krzyżem na Żwirowisku i złożył tam kwiaty. Uporządkowanie terenu Żwirowiska umożliwi uszanowanie krzyża i miejsca męczeńskiej śmierci Polaków".

Dzień po akcji Żwirowisko wyglądało tak, jakby nic tam nigdy, poza krzyżem papieskim, nie stało. Poważne środowiska żydowskie od lat nie wracają do tematu.

Żołnierze obchodzili się z krzyżami po Świtoniu bardzo delikatnie, nie uszkodzili żadnego. Po dotarciu do Harmęż, ułożyli cały transport na ziemi, u stóp stojących w klasztornym ogrodzie figur Matki Boskiej i Marii Magdaleny. - Najpewniej fachowiec opracuje projekt i krzyże ustawione zostaną na pagórku. Zamiast Doliny Krzyży - Góra Krzyży. Poświęcona przez biskupa - zapowiadał ojciec Florian Szczęch.

Dodał, że wyda każdy krzyż temu, kto go ustawił. Mijały tygodnie, a - mimo odezwy rządu i Kościoła - nikt się nie zgłosił. Pytam, czy przez 11 lat kręcili się tu jacyś "obrońcy", zagadywali o krzyże, albo próbowali odszukać swoje - wśród lasu symboli na przyklasztornej łące.

- Nie przypominam sobie i nic mi o tym nie wiadomo, by ktokolwiek przyjechał, konserwował, dbał albo odprawiał msze - odpowiada zakonnik. Niechętnie. - Nie chcemy do tego wracać, to bardzo delikatna kwestia - tłumaczy. - Wie pan, w jakim celu te krzyże były używane...

Krakowianin Alfred Traub, emerytowany inżynier chemik, śledził doniesienia ze Żwirowiska jak relację z innego świata, dopóki nie ujrzał w telewizyjnej migawce tabliczki z nazwiskiem swego ojca. O ojcu wiedział, że zginął w Auschwitz. Nie miał jednak pojęcia - jak.

Tabliczkę próbowali umieścić na Żwirowisku działacze Grupy Łazienki, ale napis na niej nie przypadł go gustu najbardziej krewkim "krzyżowcom". Głosił bowiem: "Pamięci zakatowanych na Żwirowisku w dniu 27 VI 1941 r., przybyłych 26 VI 41 r. w transporcie z Krakowa". Pod spodem: po lewej (pod krzyżem) nazwiska pięciu księży salezjanów, a po prawej (pod gwiazdą Dawida) - nazwiska pięciu Żydów, w tym Juliana Trauba. U dołu cytat z Edyty Stein: "Miłość będzie naszym życiem wiecznym".

Wśród zabitych był ks. Ignacy Dobiasz, wieloletni wikariusz krakowskiej parafii św. Stanisława Kostki na Dębnikach, który kilka lat przed wojną ochrzcił Juliana Trauba, a nazajutrz udzielił mu ślubu z Polką - katoliczką. Rok później ochrzcił - jedynego, jak się potem okazało - syna Traubów, Alfreda.

Do parafii na Dębnikach chodził przez całą okupację Karol Wojtyła, tu - jak podkreślał po latach - wyrósł jako kapłan. Po wojnie wspominał wywiezionych do Auschwitz salezjanów.

Kilku z nich zginęło w strasznych mękach tuż po przewiezieniu do obozu, ramię w ramię z polskimi Żydami z tego samego transportu. "Wszystkim założono na ręce kajdanki i skutych dwójkami: jeden kapłan, jeden Żyd, wypędzono" - głosi relacja naocznego świadka, ocalałego księdza.

Zginęli na Żwirowisku. "Obrońcom krzyży" historia ta nie była jednak potrzebna. Nie pasowała do "misji".

Na początku okupacji Niemcy aresztowali czterdziestu zakonników z Niepokalanowa, w tym Maksymiliana Kolbego. Po wyjściu na wolność o. Kolbe zorganizował w klasztorze ośrodek usług dla ludności. Przed powtórnym aresztowaniem (w lutym 1941 r. trafił na Pawiak) ukrywał, przechowywał, żywił wysiedlonych, wypędzonych, uchodźców. Połowę stanowili Żydzi.

Prof. Kazimierz Braun, pisarz, reżyser, naukowiec, autor dwóch dramatów o św. Maksymilianie, w czasie odwiedzin centrum w Harmężach cytował żydowskiego więźnia Auschwitz, Zygmunta Gorsona: "Wielu z nas straciło nadzieję, wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Kiedy błąkałem się, szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami, o. Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, ocierał zawsze moje łzy. Straciłem wiarę, a o. Kolbe mi ją przywrócił! Jestem Żydem od pokoleń, ponieważ jestem synem matki Żydówki, jestem wyznania mojżeszowego i jestem dumny z tego. On wiedział, że jestem Żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są Żydami, katolikami lub jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość".


Źródło: Krzyże, które giną bez kamer, www.dziennikpolski24.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Krzyże, które giną bez kamer
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.