Zamiast wstępu – dni, które wstrząsnęły Polską
Od 10 kwietnia Polska pogrążyła się w bólu i zadumie po tragicznej śmierci prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego, jego małżonki Marii oraz członków delegacji naszego kraju udających się na uroczystości oddania hołdu pomordowanym w Katyniu polskim oficerom. W katastrofie zginęła elita naszego narodu, ludzie wszystkich stanów, reprezentujący przekrój naszego społeczeństwa: oprócz pary prezydenckiej śmierć ponieśli parlamentarzyści, ministrowie, urzędnicy państwowi, dowódcy wojskowi, biskupi i księża różnych wyznań, artyści i naukowcy, funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu, członkowie rodzin pomordowanych oficerów, przedstawiciele organizacji kultywujących pamięć o zbrodni katyńskiej oraz załoga samolotu.
Wśród ofiar znajdowały się osoby symboliczne. Zginął m.in. Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent Rzeczypospolitej na Uchodźctwie, człowiek, który łączy ze sobą Polskę, za którą zginęli bohaterowie z Katynia, z dzisiejszym niepodległym krajem, który cieszy się stabilnością i wolnością. Na liście znajdował się Janusz Zakrzeński, aktor, który od wielu lat przy okazji Święta Niepodległości wcielał się w postać marszałka Józefa Piłsudskiego. Wśród tragicznie zmarłych był Stefan Melak, który jako pierwszy postawił na warszawskich Powązkach w 1982 r. pomnik dedykowany ofiarom zbrodni katyńskiej, usunięty następnie nocą przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Na liście znajdowała się również Anna Walentynowicz, bohaterka polskiego sierpnia 1980 r. W miejscu zbrodni, która była aktem bestialstwa i zemsty, w katastrofie lotniczej po 70 latach zginęła cząstka całego narodu. Przez to Katyń stał się szczególnie współczesny również naszemu pokoleniu. Wieść o tamtej zbrodni, w której zginęli niewinni ludzie tylko dlatego, że byli Polakami, dotarła w ciągu kilku dni, a w zasadzie godzin, do całego świata.
Podczas trwania żałoby narodowej ludzie na ulicach naszych miast byli bardziej wyciszeni i uprzejmi, nie było słychać pokrzykiwań, klaksonów i głośnej muzyki. W modlitewnej zadumie Polska składała życie tych, którzy zginęli, w sercu Boga. Prosiliśmy o ukojenie w bólu dla rodzin i przyjaciół zmarłych. Próbujemy nadal zrozumieć sens tego, co się stało, w wymiarze osobistym i społecznym. W obliczu katastrofy przychodzi myśl o kruchości życia, o tym, że tak niewiele od nas zależy. Nie jesteśmy panami naszego losu. Pewnie bardziej powinniśmy skupiać się na tym, co nieprzemijające, czyli wychylić się w stronę wieczności. Jan Paweł II przypominał słynny napis na wieży zegara w Wadowicach: Czas ucieka, wieczność czeka. Nie musimy tak bardzo spinać się i udawać, że od nas zależy zbawienie świata i pomyślność Polski. Warto nabrać więcej zdrowego dystansu w stosunku do swoich przekonań oraz poczucia dziejowej i niezastąpionej misji w historii. Kiedy odchodzi wiele ważnych dla państwa osób, powstaje poczucie pustki i straty, które trudno będzie wypełnić. Zaczynamy dotkliwiej odczuwać brak ludzi, których obecność była czymś naturalnym, inaczej patrzymy na tych, którzy zginęli, również politycy lepiej mówią o swoich tragicznie zmarłych przeciwnikach. Wszyscy czujemy, że na co dzień powinniśmy bardziej doceniać ludzi, dobrze o nich myśleć i mocniej ich kochać, dopóki są z nami. Jednocześnie, gdy padają słowa żalu, skruchy i współczucia, nie należy budzić demonów podejrzliwości, że ci, którzy je wypowiadają, czynią to nieszczerze i obłudnie. Nie siedzimy w ich duszach. Warto wydobywać z siebie to, co najlepsze, a nie czekać, aż wydarzy się coś złego i nie usłyszy nas już ten, któremu nie powiedzieliśmy czegoś ważnego albo powiedzieliśmy o jedno słowo za dużo.
W kwietniowych dniach przeżywaliśmy coś w rodzaju narodowego misterium śmierci i zmartwychwstania. Paschalne przejście Chrystusa rzuca światło na szybką przemijalność naszego życia. Umieramy po to, by otrzymać coś najcenniejszego, czego nigdy nie bylibyśmy w stanie sami sobie dać. Gdyby nasza śmierć nie miała sensu, nie miałoby go również nasze życie, które nieuchronnie do niej zmierza. Do katastrofy doszło w przeddzień Święta Miłosierdzia, które niesie wielkie przesłanie amnestii, nadziei i współczucia dla człowieka. Trudno nam to wszystko łączyć z tragicznymi wydarzeniami, które wywołują ból i cierpienie. Możemy jedynie ufać, że niepojęty Bóg był w tym samolocie, podobnie jak jest obecny wszędzie tam, gdzie człowiek cierpi z powodu kataklizmów, wojen oraz zamachów. On przygarnia do siebie z miłością tych, którzy nagle giną i, jak napisał ostatnio jeden ze znanych publicystów, tłumaczy cierpliwie niewytłumaczalne. Uczestniczyliśmy również w wielkiej lekcji patriotyzmu, miłości ojczyzny oraz poświęcenia dla jej dobra. Otaczała nas niezwykła symbolika w osobach, miejscu i czasie, w których wyczuwalny był ukryty, nie do końca zrozumiały sens. To była „trudna łaska chwili”, która powinna przerodzić się w konkretne dobro. Pytamy niepewnie, czy nie zakłóci jej spór o pochówek na Wawelu, kampania wyborcza oraz rzucanie oskarżeń o złe intencje i instrumentalne traktowanie tragedii dla celów politycznych? Można pogodzić ze sobą szacunek dla człowieka i krytyczne spojrzenie na niektóre jego posunięcia. Niektórzy pytają: Czy ta „łaska chwili” przyniesie trwały owoc, skoro nie udało się pięć lat temu? Odpowiadam: to jest możliwe i potrzebne. W jakich obszarach? Na pewno w zjednoczeniu serc w rodzinach, wspólnotach i środowiskach pracy.
Dotyczy to większej wrażliwości na drugiego człowieka, słuchania go i rozumienia. Powinniśmy pozwalać sobie na codzienne proste gesty wzajemnego zainteresowania i życzliwości. Drugi człowiek jest kimś więcej niż zbiorem poglądów. Warto czasami zaniechać ostatniego słowa w imię szacunku dla niego, czyli zwyczajnie spojrzeć z miłosierdziem. Oczekujemy nowej jakości we wzajemnych relacjach polityków różnych opcji oraz ich stosunku do obywateli. Okazało się, że instytucje państwa dużo znaczą dla obywateli. Również wielu polityków w ciągu krótkiego czasu jakby odzyskało zaufanie społeczeństwa. Kiedy nagle zabrakło niektórych z nich, pozostali zaczęli o mówić o nieobecnych przeciwnikach politycznych ciepło i serdecznie. Czy do zmiany tonu potrzeba wielkiej tragedii? Mamy zatem prawo spodziewać się mądrych i niekonwencjonalnych posunięć. Na płaszczyźnie międzynarodowej oczekujemy postępu na drodze pojednania między narodami oraz nowego otwarcia w stosunkach między Rosjanami i Polakami, a może nawet między Wschodem i Zachodem. Wielu ludzi tego pragnie. Nie zbudujemy, oczywiście, raju na ziemi i nie należy naiwnie oczekiwać, że wszystko się zmieni, mimo wszystko miejmy nadzieję, że nie będzie już tak, jak było. To Pan Bóg ostatecznie rządzi światem, a dla Niego wszystko jest możliwe. On może ze wszystkiego wyprowadzić dobro, także wtedy, gdy po ludzku jest ono dla nas zakryte.
Kolejny tegoroczny numer naszego miesięcznika postanowiliśmy poświęcić kobiecie. Żyjemy w czasach, które dzięki presji i walce ruchów feministycznych stopniowo przywracają należne miejsce kobiet w życiu społecznym i w Kościele. Przed nami jednak jeszcze długa droga. Istnieje wiele dziedzin, w których dają się zauważyć rażące przejawy dyskryminacji. Myślę szczególnie o udziale w polityce, równych płacach, możliwości awansu zawodowego, dostępie do ochrony zdrowia, a szczególnie narzucanej wręcz przez niektórych pracodawców presji, by nie poświęcać się macierzyństwu i wychowywaniu dzieci. Kobiety często są jakby karane, decydując się na urodzenie dziecka. To, za co państwo i społeczeństwo powinno być im wdzięczne, za co powinno docenić i wynagrodzić, staje się przyczyną dodatkowych obciążeń dla nich samych oraz rodzin pozostających na utrzymaniu. Nie chodzi tylko o dodatkowe pieniądze, ale przede wszystkim o zmianę nastawienia.
Dotyczy to również Kościoła, który przyzwyczaił nas do wizji kobiecości wycofanej, jakby pozostającej na drugim planie. Także Kościół patrzy na kobietę od strony funkcjonalnej, od strony roli, jaką pełni w społeczeństwie: czyli matki, żony, siostry, troskliwej pielęgniarki, uprzejmej sprzedawczyni i sprawnej sekretarki. Zapomina natomiast o kobiecej duszy, o tym geniuszu, bez którego życie na świecie nie miałoby sensu. Ten wielki Boży talent kobiecości zostaje często w mediach spłaszczony do wymiaru „użytkowego”, służącego przyciągnięciu jak największej widowni. Dominuje spojrzenie na świat oczami gwiazd filmowych i telewizyjnych, których życie ma niewiele wspólnego z realiami codzienności. Reklamy często traktują kobietę w sposób przedmiotowy, wykorzystując ją instrumentalnie jako nośnik przyciągający uwagę konsumentów. Innym wyrazem ukrytej „walki z kobiecością” jest lansowanie za wszelką cenę ideału kobiecości dążącego do zaspokojenia aspiracji życiowych poza małżeństwem i rodziną.
Medialny obraz kobiecości ma również podłoże ekonomiczne. Chodzi o to, by kobiety wydawały ogromne środki na utrzymanie dobrej kondycji fizycznej, by zachowały zgrabną figurę i przez cały czas były atrakcyjne dla swoich partnerów. Diety, salony piękności, kluby fitness, zmieniające się mody, obniżki sezonowe to wszystko pokazuje, że utrzymanie atrakcyjnego wyglądu całkiem niemało kosztuje. Na takim modelu kobiecości można się łatwo i szybko wzbogacić. A przecież człowiek to nie tylko zewnętrzna powłoka, ale również duchowe piękno osoby. Media wrażliwe w tropieniu przestępstw gospodarczych i politycznych są bardzo powściągliwe w dziedzinie nadużyć o charakterze obyczajowym. Widać to choćby w przypadku prostytucji i handlu „żywym towarem”. A jest to przecież największy przejaw dyskryminacji i poniżenia kobiety. Wciąż toczy się dyskusja na temat traktowania prostytucji przez prawo. Jest ona równocześnie przez nie akceptowana, zakazana, karana lub opodatkowana. Traktowana jest zatem jako indywidualny wybór, co bardzo rzadko odpowiada rzeczywistości. Zdumiewające, że głosi się wielkie hasła o równości, a jednocześnie opinia publiczna zezwala lub przynajmniej toleruje pornografię, która jest świadectwem instrumentalnego traktowania kobiety. Wywiera ona niewątpliwie negatywny wpływ na zachowania wobec kobiet w życiu codziennym.
Potrzeba nam dzisiaj rozkwitu wspaniałego talentu kobiecości. Jak go najpełniej opisać? Wiemy, że kobiety lepiej odnajdują się w relacjach międzyludzkich. Cała ich sfera cielesna, psychiczna i duchowa jest nastawiona na kontakt z innymi osobami. Świat kobiet to świat komunikacji, relacji, związków z ludźmi. Dlatego kobieta jest z natury „bardziej medialna”. Dąży do bycia między ludźmi, pragnie odwiedzać i zapraszać znajomych, przyjaciół. Będzie chciała, by jej dom był miły, sympatyczny, a ci, którzy tam mieszkają i przychodzą, dobrze się w nim czuli. Kobieta jest zdolna wprawdzie do mniej intensywnego jednorazowego wysiłku, ale za to potrafi być „na dyżurze” dzień i noc, np. jako matka czuwająca przy dziecku lub przy chorym. Z reguły kobiety widzą dokładniej, barwniej i szerzej niż mężczyźni. Widzą przy tym bardziej „w głąb”. Ich spojrzenie jest bardziej przenikliwe. Potrafią trafniej od mężczyzn odróżnić wyraz twarzy czy spojrzenia drugiej osoby. Kobiety mają tendencję, by w każdej sytuacji jednocześnie myśleć i przeżywać stany emocjonalne. Takie funkcjonowanie psychiczne sprawia, że lepiej przeżywają relacje międzyludzkie, gdyż dojrzała postawa wobec ludzi wymaga tego, by jednocześnie rozumieć sytuację i wczuwać się w przeżycia. Kobiety są z reguły bardziej wrażliwe i otwarte na sferę duchową, gdyż bardziej intensywnie niż mężczyźni stykają się codziennie z tajemnicą człowieka, który rodzi się i umiera, błądzi i cierpi, potrzebuje rady i pomocy. Oby wszystkie kobiety odkrywały coraz bardziej swój niezwykły talent, a męska część ludzkości niech umie go chronić i docenić dla dobra wszystkich.
Skomentuj artykuł