Dorośli zapominają, że będąc dziećmi czuli się wolni i żyli własnym rytmem. Mieli czas na zabawę, urzeczywistnianie marzeń, taniec, odpoczynek i czułość. Na wszystko był odpowiedni czas. Teraz zamknięci w świecie zewnętrznych zobowiązań poszukują przestrzeni, w której powrócą do pełni życia; do jedności ciała, serca i ducha.
Jedną z możliwości staje się zaproszenie, aby wkroczyć na drogę świętości, utożsamianą ze zjednoczeniem duszy i ciała. Jest to droga zakorzenienia w świecie duchowym, który wprowadza harmonię.
W realizacji tej drogi pomoże uzdrawiająca duchowość, której rozumienie zostaje rozszerzone na każdy aspekt ludzkiego życia. Duchowość staje się życiodajną siłą przenikającą wszystko, co konstytuuje człowieka; jego ducha, psychikę, ciało, relacje i postawę względem świata. Człowiek może doznać jej zbawczego działania, odnajdując Boga, siebie, a zwłaszcza doświadczając obecności drugiego człowieka w relacjach i spotkaniach miłości. W tym procesie można skorzystać z praktycznych wskazówek i ćwiczeń, które otwierają czytelnika na nowy sposób doświadczania ciała i ducha.
Wunibald Müller (ur. 1950) - psycholog i psychoterapeuta. Jego prace z dziedziny duchowości i psychoterapii tłumaczone są na wiele języków. Jest m.in. autorem wydanego w 2002 roku przez Wydawnictwo WAM bestselleru "Jak wyjść z depresji". W roku 2010 ukazała się ich książka "Czym jest dusza?".
Wunibald Müller, "Czcij ciało i duszę swoją"
Czy chciałbyś zostać świętym?
Chciałbyś być świętym albo przynajmniej zostać świętym? Tak postawione pytanie przypuszczalnie nie spotka się z gorącym entuzjazmem. Być świętym, zostać świętym - to brzmi nieco przestarzale. Być może dlatego, że od razu przychodzą na myśl figury świętych, które budzą w nas litość, spoglądając na nas w dawnych, szacownych kościołach, i przywołują straszliwe wspomnienia z przedszkola, kiedy mówiono nam: "Masz być kiedyś kimś takim!". A właśnie takimi nie chcemy być czy stać się: odrealnionymi, w uniesieniu, odseparowanymi od życia i realiów itd.
I tak podaje się, że niektórzy święci udawali się na posiłek jak na skazanie. Przykładem jest św. Alfons, który siadając do stołu, myślał jedynie o cierpieniach dusz czyśćcowych i ze łzami w oczach błagał Najświętszą Dziewicę, by przyjęła jego umartwienie, które bierze na siebie, jedząc. O św. de Montfort mówi się, że czasami gorzko płakał podczas posiłku. Św. Augustyn pisze o sidłach namiętności, które czynią z jedzenia i picia niebezpieczną rozkosz. Nie dziwi zatem, że mało kto chce zostać świętym. Byli jednak inni święci, jak na przykład św. Teresa z Avili, która prosiła o to, żeby nie dołączyła do grona skwaszonych świętych (por. Ellsberg 2003, 6).
Inni z kolei myśląc "święty", widzą oczami wyobraźni święty, katolicki Kościół albo to, co stanowi sferę sacrum lub do niej przynależy, i mówią sobie: "Dziękuję, to nie dla mnie".
Naturalnie, wyobrażenie kogoś świętego zarówno w odniesieniu do jego życia fizycznego, jak i duchowego, zostało tak bardzo zdeformowane i wykrzywione, że o kimś, kto tak żyje, "prawie zawsze można powiedzieć tylko z uśmiechem: «On jest święty» - tym samym usprawiedliwiając jego dziwaczność" (Goldbrunner 1946, 12). Po prostu dziwaczny święty. Ale kto chciałby taki być?
Bycie świętym albo zostanie świętym nie wydaje się dzisiaj atrakcyjne, nie jest to coś, do czego można by dążyć. Tak, to raczej jak zakurzony bibelot z lamusa lub muzeum. Jeżeli jednak zapytam kogoś: "Czy chciałbyś być lub stać się zdrowy?", od razu spotkam się z pełnym zrozumieniem. "Jasne, co za pytanie. Oczywiście!" Jeśli składamy komuś życzenia, na przykład z okazji urodzin, nie może zabraknąć życzeń zdrowia - i słusznie. "Dziękuję, to jest najważniejsze" - usłyszymy często w odpowiedzi.
Jeżeli dodalibyśmy: "Życzę ci, żebyś był lub został świętym", jubilat będzie raczej osobliwie poruszony i nie będzie wiedział, jak odnieść się do takich życzeń. Zasadniczo chodzi prawie o to samo, nawet jeżeli zdrowie w kontekście świętości zachowuje swój odrębny charakter.
Bycie świętym oznacza bycie jednością
Kiedy mówię tu o świętości, myślę przede wszystkim o takim jej rozumieniu, które zakłada, że bycie świętym to bycie jednością. Wezwanie zawarte w Starym Testamencie można także przetłumaczyć: "Chodź przed obliczem moim i bądź jednością!" (por. Rdz 17, 1). Bądź jednością, człowieku - z ciałem i duszą, wiedzą i doświadczeniem, że Bóg dmie w twoje żagle, obejmuje cię Święty. Jestem święty, zachowuję się jak święty, staję się nim, gdy jestem jednością, mówię "tak" mojemu życiu, obejmuję życie w i poza relacją z Bogiem. Wówczas gdy mam chęć do życia i pragnienie życia, gdy jestem gotowy wyruszyć na przygodę życia ze wszystkimi moimi intelektualnymi, emocjonalnymi, społecznymi i duchowymi zdolnościami i talentami. Od początku do końca. Wtedy troszczę się o innych ludzi, odczuwam i cierpię wraz z nimi, śmieję się, smucę, cieszę się dobrymi i pięknymi rzeczami, które niesie życie (por. Ellsberg 2003, 6).
Bardzo trafnie opisuje to autor Księgi Koheleta (3, 1.4-8):
Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem:
jest [...] czas płaczu i czas śmiechu,
czas zawodzenia i czas pląsów,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania,
czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,
czas szukania i czas tracenia,
czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania,
czas milczenia i czas mówienia,
czas miłowania i czas nienawiści,
czas wojny i czas pokoju.
Kiedy jesteś jednością, wówczas to, co święte, wkracza do twojej codzienności, do twojego życia, do twojego świata. Do świata. To, co święte, nie jest już ci obce i przeciwstawne. Nie jest już czymś całkowicie innym, dalekim. Jest blisko, przy tobie. Takie pojmowanie świętości nie oddala od zasadniczego religijnego rozumienia tego pojęcia, lecz rozszerza je.
Świętość to zdrowie
Na wstępie jednak trzeba nade wszystko podkreślić, że bycie świętym nie stanowi konkurencji dla bycia zdrowym, a już na pewno jedno nie jest przeciwieństwem drugiego. Kto chce być lub zostać świętym, ten nie musi i nie może poświęcać swojego zdrowia. O wiele bardziej przysłuży się swojej świętości przez to, że będzie o nie dbał, czcił swoje ciało i duszę. To miał na myśli zmarły przed kilkoma laty pastoralista Josef Goldbrunner, kiedy w swojej rozprawie Heiligkeit und Gesundheit pisał: "Święty Bóg jest rozkwitającym, promieniującym życiem. On jest zdrowy, nie ma w nim skazy choroby (ani trucizny śmierci). W Bogu jest nasze uzdrowienie, w Jego bliskości zostajemy uzdrowieni na ciele i na duszy. Dążenie do życia na podobieństwo życia Pana Boga przynosi uzdrowienie. Im bardziej staramy się o osiągnięcie Bożej doskonałości, tym zdrowsi stajemy się na ciele i duszy: świętość jest zdrowiem" (1946, 9).
To szczególna właściwość, która pojawia się, gdy powiąże się bycie zdrowym z byciem świętym. Wskazuje ona na to, że zdrowie ma również wymiar duchowy: "w Bogu jest nasze uzdrowienie, w Jego bliskości zostajemy uzdrowieni na ciele i na duszy". Duchowy wymiar dodatkowo wzbogaca samo zdrowie. Ten duchowy wymiar chce sprawić, żebyśmy traktowali nasze ciało, naszą duszę i naszą psychikę jako powiązane z sobą elementy, z których każdy na swój sposób pragnie przyczyniać się do naszego dobra. Ten duchowy wymiar wzywa nas do "bycia jednością" z Bogiem. Jeżeli tak postępujemy, to znajdujemy się na drodze do świętości.
Zadanie wymiaru duchowego różni się zatem od wizji, które postrzegają go jako siłę wrogą ciału i psychice oraz sferom związanym z nimi. Wymiaru duchowego i świętości nie da się utożsamić z takim poglądem na życie, który zakłada konieczność umartwiania ciała i ignorowania jego potrzeb oraz tłamszenia pragnień psychicznych. Jak długo świętość jest rozumiana jako umartwianie cielesne i psychiczne, w istocie prowadzi ku chorobie. Trafnie ujęto to w zdaniu: "Świętość kwestionująca ciało czyni chorym!" (Goldbrunner 1946, 9).
Faktem jest, że wiele kobiet i mężczyzn, by zostać świętymi, wyrzekało się życia i znęcało się nad swoim ciałem. Świętość jednak bazuje na zdrowiu. To nie wyklucza istnienia świętości w chorobie. Owszem, zdrowe podejście do naszej choroby można uznać za wyraz świętości. Świętość także nie chroni nas przed nią. Stanowi ona rzeczywistość w naszym życiu, której nie jesteśmy w stanie się pozbyć. Świętość pomaga nam lepiej znosić chorobę, nawet zobaczyć w niej sens. Doświadczenie cierpienia i ciemności może też zbliżyć nas do Boga. Świętość tak pojmowana objawia się w zdrowym podejściu do naszej choroby, ograniczoności, umierania i śmierci. Stanowią one organiczną całość naszego jestestwa. Jeśli je pominiemy, okaleczymy samych siebie, przestaniemy być święci, cali, zdrowi.
Jesteśmy świadomi naszej ludzkiej ułomności, chorób, cierpienia i śmierci, które stanowią elementy składowe całego życia, a tym samym naszej świętości. Jednak naszym zadaniem jest wspierać, chronić i pielęgnować nie to, co nam szkodzi, ale to, co zwiększa naszą żywotność, wpływa korzystnie na nasze zdrowie, przyczynia się do życia w pełni. Św. Ireneusz z Lyonu powie: "Chwałą Boga jest żywy człowiek". Świętość ożywia pragnienie uczynienia nas jednością, przyczynienia się do naszego zdrowia. Wynika z tego, że powinniśmy podchodzić do samych siebie z miłością i troskliwością. Uświęcajmy i czcijmy nasze ciało i naszą duszę.
Część świętych też musiała się tego uczyć. Jak choćby św. Hildegarda, która wprawdzie niegdyś stwierdziła, że "Bóg nie przywykł mieszkać w zdrowym ciele", lecz jednak nakazała nam: "Czyń dobrze ciału, żeby dusza mogła w nim beztrosko bujać". A św. Franciszek wyzna, jednak zbyt późno: "Byłem zbyt surowy dla brata osła". Z brata osła narodził się tymczasem "brat ciało" (por. Goldbrunner 1946, 16).
Skomentuj artykuł