Otrzymanie etykiety „złego człowieka” niesie ryzyko, a nawet perspektywę zostania wyrzuconym poza nawias ważnej relacji czy społeczności. Pod powierzchnią lęku przed byciem postrzeganym w ten sposób znajduje się szereg twoich potrzeb społecznych, ważnych oraz uznanych przez ciebie za takie, z których nie chcesz i nie możesz zrezygnować. Obawa ma w tym przypadku nakłonić cię do przyjrzenia się, czy postępujesz jak człowiek wolny, jednocześnie uwzględniając i szanując wolność innych. Czy twoje inne potrzeby nie zagrażają tej dotyczącej tworzenia wspólnoty z innymi ludźmi? W tej refleksji ma miejsce figura „złego człowieka”.
Strażnicy moralności: wstyd i poczucie winy
Wyobrażamy sobie siebie jako kogoś złego, w oparciu o to, co za zło uznajemy. Używamy w tym celu informacji czerpanych z osobistego systemu wartości, ze swojego
wstydu i poczucia winy, ponieważ zadaniem tych emocji jest stać na straży granic naszych i granic należących do innych ludzi. Wstyd i poczucie winy są bolesne i budzące silny dyskomfort, gdyż ich zadaniem jest zmotywować nasdo zmiany zachowania, które może narazić nas przykładowo na potępienie, odtrącenie. Jednym z elementów bycia„złym człowiekiem” miałby być m.in. egoizm. Jakby wyrzeczenie się siebie na rzecz relacji czy innych ludzi miało być przejawem „dobra”. Pytanie, dla kogo miałoby być to dobre?
Czy sytuacja może uczynić nas złymi?
Amerykański psycholog Phillip Zimbardo zajmował się m.in. psychologią „zła”. Opisał tzw. efekt Lucyfera, czyli moment w funkcjonowaniu psychospołecznym człowieka, w którym osoba, zazwyczaj kierująca się określonym systemem wartości i postępująca zgodnie z zasadami społecznymi, a także tymi, które narzuciła sobie samej, przekracza rozpoznawalną dla niej granicę między tym, co definiowane jest jako dobre, i tym, co uważane jest za złe. Wskutek powyższego odstępując od tego, co moralne, oczekiwane, staje się nagle tym „złym” pod wpływem czynników sytuacyjnych, wyzwalających w nim niechciane, wcześniej przez niego wypierane i tłumione cechy, motywacje oraz instynkty. Zimbardo (2010) zaznaczał, że człowiek nie rodzi się zły. Tadeusz Tomaszewski, polski psycholog, zwracając uwagę na kontekst funkcjonowania człowieka, także wskazuje, że pod wpływem określonych czynników wyzwalających osoba znajdująca się w trudnej dla siebie sytuacji może zachować się w sposób odbiegający od wcześniej przyjętej przez nią normy. Nie na złość światu i innym ludziom, lecz po to, aby ochronić swoje potrzeby, uczucia, cele i zasoby, w tym własne Ja. Podobnie odpowiednie inicjatywy i działania o pożądanym społecznie charakterze mogą obudzić w człowieku to, co uznawane jest za dobre i przydatne ogółowi. Zatem okoliczności mogą wpływać na to, czy obudzimy w sobie bohatera czy antybohatera. Tego drugiego boimy się w nas wywoływać, mimo że złość i agresja bywają przydatne do przetrwania i zachowania własnych granic.
Zainteresowanie Zimbardo tym, czy zło leży w naturze człowieka, czy raczej jest determinowane przez czynniki sytuacyjne, znalazło swoje odbicie w słynnym eksperymencie przeprowadzonym w piwnicy Wydziału Psychologii Uniwersytetu Stanforda. Psycholog zaplanował badanie, które miało trwać 2 tygodnie, lecz zostało przerwane już po 6 dniach. W odtworzonej we wspomnianej przestrzeni rzeczywistości więzienia, w której studenci odgrywali role strażników i więźniów, w uczestnikach eksperymentu wyzwoliły się agresywne zachowania. Odgrywający role więziennych strażników zaczęli się znęcać nad grupą odgrywających role osadzonych. Eksperyment był krytykowany, a jego wyniki podważane, ale przetrwała wyprowadzona z niego hipoteza, że granica między tym, co określamy subiektywnie jako dobro i zło, jest płynna. Linia graniczna pomiędzy nimi ma przebiegać przez nasz osobisty, wewnętrzny kompas moralny, na który składają się przyjęte przez nas wartości. Człowiek w nienaturalnych dla siebie, stresujących i wyzwalających w nim niechciane przez niego części jego Ja może wykazywać zachowania, których nigdy wcześniej nie przewidywał i nie deklarował. W dużej mierze odpowiedzialne za to są ludzkie zdolności adaptacji do środowiska, w którym funkcjonujemy, a złożoność naszej natury powoduje, że wśród zasobów adaptacyjnych posiadamy również takie, które przechowujemy w naszym cieniu, w „mroczniejszej”, bo nieuświadomionej i często wypieranej części nas samych.
Ciemna strona osobowości
Jest to część twojej osobowości, w której przechowujesz wszystkie niepożądane cechy, pragnienia uznawane przez ciebie za zagrażające, potrzeby i uczucia, do których wstydzisz się czy boisz przyznać, których z powodu określonych przekonań uznajesz, że nie możesz w sobie pomieścić, a już tym bardziej ich zaakceptować. To, czego w swojej naturze nie akceptujemy, co wypieramy, nie znika. Powoduje przeżywanie lęku i frustracji, wewnętrznego dyskomfortu i gotowości do reagowania wstydem, poczuciem winy czy agresją z powodu tego, że boimy się części nas samych i siebie w niektórych sytuacjach lub relacjach. Odczuwamy także obawę wobec innych ludzi, którzy podobnie jak my mogliby „przestać być sobą”. Tymczasem te niechciane części nas: wady, ograniczenia, predyspozycje czy instynkty są równie ważną, co pozostałe, częścią składową tego, kim jesteśmy. Aby obniżyć lęk przed samym sobą, przed złem, jaki miałby w nas drzemać, przed naszym mrocznym potencjałem, warto po prostu
te części w sobie zauważyć, zrozumieć ich rolę i znaczenie dla nas oraz zaakceptować ich istnienie. Dzięki temu przestaniemy się obawiać utraty kontroli nad sobą. Są to
takie „organy” naszej psychiki jak oko, ręka czy trzustka dla naszego ciała. Wypieranie ich istnienia ogranicza nasz potencjał oraz poziom samoakceptacji, a wraz z tym poczucia jakości naszego życia.
Nie jesteśmy jacyś raz na zawsze
W radzeniu sobie z obawą przed byciem złym człowiekiem istotne jest, po pierwsze, docenienie tego, co potrafimy robić dobrze, ale też uelastycznienie swoich sądów i przekonań. Sztuką jest pamiętanie o tym, co w nas dobre, dzielenie się tym z innymi. Po drugie, radzenie sobie z lękiem przed byciem złym człowiekiem oznacza również rezygnację ze sztywnych, dualistycznie postrzeganych dwóch biegunów wartości. Każdy z nas ma potencjał i cechy, a także sposobność wielokrotnego stawania się zarówno bohaterem, jak i antybohaterem. Z koncentracji na złu nic dobrego wyjść przecież nie może. Potrzebujemy nauczyć się dostrzegać i akceptować złożoność naszej natury, jej blaski i cienie, zalety oraz wady, które pozostają ze sobą w dynamicznej relacji. Nie jesteśmy jacyś raz na zawsze. Warto jest poszerzyć perspektywę, przez którą patrzymy na siebiemoraz na innych. Tę różnorodność spojrzenia i obserwację siebie, dlaczego taka, a nie inna perspektywa w danej sytuacji jest dla nas trudna, a innym razem korzystna, może zaoferować psychoterapia. Możemy również na początek spróbować takiego podejścia samodzielnie. Mamy do tego potencjał, czas i różnorodność: nas samych oraz innych ludzi, wiedzę, jakiej dzięki tej różnorodności każdego dnia nabywamy.
Wstyd – emocja ukrywana w cieniu
Lęk przed byciem złym człowiekiem kojarzy mi się z poczuciem winy i wstydu. Ten ostatni jest na tyle przykrymm doznaniem, że mamy zwyczaj i potrzebę bronić się przed nim. Mam jednak wrażenie, że skala naszego odczuwania tego uczucia może wiązać się z postrzeganiem go w lękowy i nie do końca zrozumiały dla nas samych sposób. Skąd wiemy, że nasze postępowanie powinno rodzić wstyd? Z nim wiąże się również porównywanie się do innych, które w takim wypadku nie ma charakteru informacyjnego, czyli poszukiwania danych, jak inaczej można postępować, doświadczać, coś rozumieć. Wstyd rodzi się wówczas, gdy próbujemy oceniać różnicę między nami a innymi i postrzegać ją jako zagrażającą i mogącą nas narazić na banicję z danej społeczności.
Wówczas wraz z tym uczuciem przeżywamy ukryte przekonanie o tym, że coś musi być z nami nie tak i stąd wynika obserwowana przez nas różnica. Zapominamy wówczas o złożoności ludzkiej natury oraz o naturalnych indywidualnych odmiennościach między ludźmi i widzimy sytuację dychotomicznie: albo będę jak inni, albo nie ma dla mnie miejsca. Siła rażenia wstydu polega m.in. na tym, że nie jest on tak otwarcie, swobodnie i czytelnie wyrażany jak złość, żal, strata, lęk czy smutek (Rothschild, 2000, s. 89).
Przykładowo złość wyrażamy poprzez krzyk, stosowanie wulgaryzmów, zaciskanie pięści. Gdy przeżywamy żal, narzekamy, podkreślamy różnicę między stanem pożądanym a faktycznym, zwracamy uwagę na poniesione przez siebie koszty. Podobnie jest ze stratą, którą opłakujemy, zwracając uwagę na jej znaczenie dla nas. Gdy jesteśmy smutni, płaczemy, wycofujemy się, koncentrujemy na stracie. Stajemy się dzięki tym reakcjom czytelni dla otoczenia, które nierzadko przybywa nam z odsieczą.
A jak wyrażamy wstyd? Chowamy go przed światem w napięciu, niepokoju i nadziei, by nikt nie odkrył jego źródła. Jak wskazuje Rothschild (tamże, s. 89) i wielu innych psychoterapeutów, kluczem do złagodzenia przeżywanego wstydu jest jego zaakceptowanie i kontakt z osobą, której możemy opowiedzieć o tym, czego wstyd dotyczy, doświadczając z jej strony cierpliwości, życzliwego zainteresowania oraz powstrzymania się od osądu co do nas i do naszych spraw.
Mamy tendencję do postrzegania wstydu jako czegoś niepotrzebnego, zagrażającego, nie na miejscu, przypominającego nam o lęku przed tym, że mielibyśmy rzekomo nie pasować do tego świata. Uczucie to w toku ewolucji sprzyjało rozwojowi wspólnot, społeczeństw i całych cywilizacji, ponieważ za jego pomocą nie tylko jedni ludzie podporządkowywali innych celom ogółu, ale również pozwalali mu panować nad nimi samymi. Dostosowywali się z surowością wobec samych siebie do norm otoczenia, w którym żyli, dzięki czemu mogli przetrwać jako jednostki, jak również zapewniali spójność swojej grupie, a przez to możliwość również jej przetrwania. Przyglądając się wstydowi przez pryzmat takiej funkcji, można powiedzieć, że ma on charakter socjalizacyjny i ewolucyjny. To emocja, której uczymy się w toku uspołeczniania. Bywał on w nas wywoływany za pomocą kontroli społecznej, aby nasze postępowanie nie zagrażało nam, naszej przynależności do danej społeczności oraz także jej samej. Natomiast lęk przed wstydem wiąże się z niezrozumieniem jego roli oraz potrzeb, które się pod tym lękiem kryją: przetrwania, przynależności i wspólnoty.


Skomentuj artykuł