John Templeton? Czy to nie ten jegomość od nagrody? Dość nietypowej nagrody, którą dotychczas tylko raz przyznano Polakowi i to w dodatku księdzu? Pamiętam. W 2008 roku otrzymał ją ks. prof. Michał Heller. Ten niesłychanie mądry człowiek z Tarnowa, zajmujący filozofią przyrody, fizyką, kosmologią relatywistyczną oraz relacjami między nauką i wiarą. Ten, który mimo to (a może właśnie dlatego), potrafi o tych sprawach mówić tak prosto i zrozumiale, że jego radiowe pogadanki cieszą się wśród internautów niesłabnącym powodzeniem.
Pamiętam też, że wtedy, gdy ks. prof. Heller otrzymał Nagrodę Templetona i w całości przeznaczył ją na wsparcie budowy Centrum Kopernika w Krakowie, potrzebna była kilkumiesięczna niemal narodowa debata poświęcona kwestii, czy powinien od niej zapłacić podatek czy nie. Okazało się, że dla urzędników to nie taka prosta i oczywista sprawa. Ale zapamiętałem również, za co przyznawana jest Nagroda Templetona. Media pisały i powtarzały raczej bezrefleksyjnie: "Za pokonywanie barier pomiędzy nauką a religią". Ciekawe, jak John Templeton skomentowałby wypowiedź nowej polskiej minister edukacji, która dopiero co oświadczyła stanowczo w telewizji, iż "Nie wolno mieszać wiary z wiedzą".
"Uniwersalne prawa życia". To może być, na przykład, tytuł serialu przyrodniczego. W sam raz do któregoś z kanałów dokumentalnych. Takiego, co to pokazuje reguły rządzące życiem na ziemi, od bakterii po słonia i ogromnego wieloryba. Albo... Właśnie. Może to też być tytuł jakiegoś pełnego banałów i oczywistości poradnika dla życiowych rozbitków, nieudaczników i ludzi, którzy (z braku innego zajęcia) mają wystarczająco dużo czasu, aby tego typu dzieła zgłębiać z całą powagą i namaszczeniem. W przeciwieństwie do tych, którzy zajęci podążaniem od życiowego sukcesu do sukcesu na tego typu lektury nie tylko nie znajdują ani chwili, ale w ogóle nie odczuwają potrzeby sięgania po nie.
Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem i to pod bardzo ciężkim tytułem. Można by pomyśleć, że oto człowiek, który doszedł w życiu do naprawdę dużych pieniędzy, postanowił zarobić jeszcze parę groszy na opowiadaniu innym, jak mu się to udało. Może to robić bez obaw, że wyrosną mu po tej lekturze konkurenci. I tak nie dadzą rady nawet w niewielkim stopniu powtórzyć jego osiągnięć.
Kto biorąc książkę do ręki tak pomyśli, a mimo to jednak do niej zajrzy i zacznie czytać, dozna z jednej strony rozczarowania, z drugiej - zaskoczenia. Bo książka Johna Templetona jest poradnikiem, mówiącym jak dojść do sukcesu. Ale w sferze niebagatelnie ważniejszej niż finanse nawet z najwyższej półki. To książka o tym, jak osiągnąć sukces życiowy. Albo inaczej. Dokładniej. O tym, jak sprawić, aby życie człowieka stało się sukcesem.
"Opisane w tej książce prawa to skuteczne oraz łatwe do zastosowania w praktyce narzędzia. Jeżeli używa się ich konsekwentnie, dają siłę potrzebną do przemiany życia w pożyteczne i przynoszące radość doświadczenie. Nawet jeżeli dobrze się wam wiedzie, wiedzcie, że może być jeszcze lepiej, jeśli wykorzystacie w praktyce mądrość zawartą w tej książce. Gdybym podczas lat studenckich natknął się na opis uniwersalnych zasad życia, zdziałałbym znacznie więcej zarówno wtedy, jak i później. Być może choć jedno z opisanych przeze mnie praw zachęci was do realizacji celu, który dotychczas pozostawał wyłącznie w sferze marzeń!" - napisał obdarzony przez Elżbietę II szlachectwem amerykański finansista i filantrop we wstępie. Jak widać, nie bawi się w tak modną u nas fałszywą skromność. Ale pod koniec swego dzieła zdradza też inne zamiary i pobudki, którymi się kierował: "Jednym z najważniejszych celów tej książki jest zachęcenie czytelników do otwarcia się na radości i cuda życia". Kto zdołał doczytać do tego miejsca wie, że autor nie kłamie.
To nie jest książka do szybkiego czytania. Trzeba przez nią iść powoli, bez nerwowości i niecierpliwości. Wejść w jej rytm, aby nie wpaść w pułapkę, że przecież samemu się to wszystko wie. Pozornie się wie. W rzeczywistości raz po raz ze zdumieniem odkrywa się w tek książce rzeczy, o których wcześniej się nie myślało albo myślało się o nich płytko, powierzchownie.
Nie przypuszczałem, że mnie cokolwiek w tej książce zaskoczy. A już na pewno nie sądziłem, że zacznę w niej szukać wskazówek dla rozwiązywania jakichś moich aktualnych problemów i spraw. Zdziwiłem się, że jedna czy druga myśl, jedna czy druga opowieść, anegdota, komentarz niemal same zaczęły mi się wiązać z jakąś wielkiej wagi kwestią, w której mojej porady ktoś poszukiwał albo z bieżącymi wydarzeniami wśród najbliższych znajomych. Nie mówiąc już o tym, że i w rozstrzyganiu własnych rozterek mimo woli zacząłem się inspirować tym, co znalazłem w "Uniwersalnych prawach życia" sir Templetona.
Przeżyłem też kilka zaskoczeń. Spojrzeń na sprawy oczywiste, które rzadko się pojawiają w codziennym myśleniu. Na przykład przywołane i skomentowane przez Templetona słowa amerykańskiej działaczki religijnej Ruth Stafford Peale: "Odpowiedź na modlitwę może być następująca: "Tak", "Nie" lub "Proponuję inne rozwiązanie". Powtarzamy z uporem, że każda modlitwa jest wysłuchana, mając niejednokrotnie w tyle głowy przekonanie, iż wysłuchanie przez Boga modlitwa zawsze polega na akceptacji i spełnieniu naszej prośby. Gdy się tak nie dzieje, ogarnia nas rozczarowanie i poczucie opuszczenia przez Boga. "Nawet jeżeli początkowo wydaje nam się, że doznaliśmy porażki, czyli nasza modlitwa spotkała się z negatywną odpowiedzią, samo życie ostatecznie ukaże nam pozytywny rezultat" - podpowiada finansista, któremu fundusz powiernicze w czasach powojennego boomu ekonomicznego przyniosły olbrzymie zyski.
Mnóstwo w tej książce nazwisk ludzi znanych i mniej znanych, cytatów ich myśli i opowiedzianych (najczęściej prawdziwych) prawdziwych historii. Mnie najbardziej utkwiła w pamięci opowieść o biegu, w którym nagrodą miał być woreczek wypełniony złotem. Na drodze, którą przemierzali zawodnicy, znalazła się poważna przeszkoda - góra kamieni. Biegacze różnie sobie z nią radzili. Jedni pokonywali ją górą, przeskakiwali, inni omijali bokiem. Na mecie okazało się, że brakuje jednego zawodnika. Wreszcie dotarł, zmęczony, ze skaleczoną ręką, ale trzymając coś w dłoniach. Grzecznie przeprosił władcę, który był organizatorem zawodów, za spóźnienie i wyjaśnił, że sporo czasu zajęło mu usunięcie tarasujących drogę kamieni. Ku swemu zdziwieniu pod stertą głazów znalazł woreczek pełen złota. Choć przybiegł ostatni, to on okazał się zwycięzcą. Przede wszystkim za to, że zadbał, aby usunąć przeszkodę z drogi. Nie sobie. Innym, którzy będą w przyszłości podróżowali tą trasą.
Książka Templetona faktycznie dodaje otuchy. Jest pełna dowodów, że myślenie pozytywne ma sens. Jak twierdzi sam autor, jest skierowana do ludzi w różnym wieku. "Ma służyć pogłębianiu wiedzy na temat uniwersalnej, życiowej prawdy, która wykracza poza współczesne czasy i konkretne kultury". Jednak czy spełni to zadanie ostatecznie decyduje czytelnik.
Ks. prof. Michał Heller o książce Sir Johna Templetona, "Uniwersalne prawa życia"
Jak amerykańską strategię sukcesu ("od gazeciarza do milionera") przenieść do sfery życia duchowego? Sir John Templeton wie, jak się to robi. Własnym wysiłkiem pokonał odległość prawie od zera do wielkiej fortuny. I przypisywał to, w dużej mierze, swojej duchowej energii. Myśli są jak rzeczy. "Powstają w umyśle, po czym przemieszczają się w czasie i przestrzeni jak fale na jeziorze, oddziałując na wszystko, z czym się zetkną". Panowanie nad myślami jest pierwszym warunkiem duchowego rozwoju. W tej książce Czytelnik znajdzie solidną motywację do tego, by podjąć autentyczna pracę nad sobą i mnóstwo praktycznych rad, jak się do tego zabrać.
Doskonała na prezent urodzinowy lub gwiazdkowy
Sir John Templeton, słynny inwestor z Wall Street i filantrop. Poświęcił życie na promowanie otwartości umysłu. Ufundował najwyższą na świecie nagrodę przyznawaną za wybitne osiągnięcia w badaniach duchowości człowieka. Chcę przeczytać tę książkę >>
Skomentuj artykuł