"Lepiej płatnej pracy i własnego mieszkania. Miłości, bo ona jest najważniejsza". Życzenia, które ranią. Choć zwykle wypowiadane z najlepszą intencją, zapadają w pamięć głęboko i boleśnie. Jak sobie z nimi radzić? Podpowiada Ojciec Paweł Krupa, dominikanin.
Chyba najlepiej jest powiedzieć z prostotą: "rozumiem, że dobrze mi życzysz, ale twoje słowa mnie krępują, a nawet jest mi trochę przykro". I uścisnąć kogoś serdecznie. Mądrej głowie wystarczy. Gdyby zachodziło podejrzenie, że nie wystarczy, można dodać jeszcze jedno zdanie: "proszę, nie składaj mi takich życzeń na przyszłość, tylko po prostu mnie wspieraj - to wystarczy".
Zamiast "zdrowia, szczęścia, pomyślności"
Jeśli składający nam życzenia nie zrozumie, co chcemy powiedzieć, to coż. Świąteczny czas, Sylwester, Nowy Rok, więc wybaczać trzeba. Ale na przyszły rok radziłbym zwędzić ze stołu widelec, a przy składaniu życzeń wyciągnąć go i patrząc groźnie na naszego "przeciwnika" zamruczeć: "jeśli złożysz mi w tym roku życzenia znalezienia męża, schudnięcia paru kilo itp. - to nabiję cię na ten widelec i przysięgam - zrobię z ciebie jedyne mięsne danie na tym stole". To powinno pomóc.
Po co w ogóle wymyślać jakieś długie, zawiłe i szczegółowe formuły życzeń? Ich treść zmienia się chyba z wiekiem i stopniem zażyłości. Paradoksalnie, im zażyłość jest większa, tym mniej słów potrzebują życzenia - przecież się znamy nie od dziś, na co dzień bywamy blisko, więc nie trzeba tworzyć szczegółowej listy życzeń. Wiemy, że życzymy sobie najlepiej, że możemy na siebie liczyć, że zapominamy urazy. Ja nie używam zbyt wielu słów, wystarczy "dobrego roku", albo "wiele dobrego" i serdeczny uścisk.
Skomentuj artykuł