Święty Józef uczy mnie, jak brać się do roboty, a jednocześnie z uważnością wpatrywać się w Jezusa

"Zaufaj i puść" / Monika Górska / DEON / mł

Zanim Józef powiedział swoje fiat, wydarzyło się coś zwyczajnego. Po prostu zasnął. Z tego, co mówią Ewangelie, Maria spotkała się z Aniołem tylko raz. Józef aż cztery. Za każdym razem we śnie. I ten racjonalny, twardo stąpający po ziemi, dojrzały mężczyzna uwierzył snom. Przestał ślepo ufać swojemu rozumowi, a zaufał Słowu. I nagle już dokładnie wiedział, co ma zrobić… - pisze Monika Górska w swojej nowej książce "Zaufaj i puść".

Książka Moniki to bardzo osobista opowieść o zaufaniu, lęku, miłości. O tym, co może się wydarzyć, gdy z pełną szczerością zwrócimy się do naszego Stwórcy, którego sama Monika nazywa Najlepszym Scenarzystą Świata. O zwyczajnych, małych rzeczach, które poprzedziły te wielkie - jak zwykły sen, w który zapadł Józef, gdy jego życie miało nagle radykalnie się zmienić. "Zaufaj i puść" to intymny przewodnik po Ziemi Świętej, po miejscach, w których żył, kochał i nauczał Jezus, oglądanych z perspektywy wiary i zaufania. W ramach adwentowej serii z Moniką Górską publikujemy fragment książki, objętej naszym patronatem.

Ufać, gdy sprawy idą zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam

Bardzo mnie wzruszają te słowa Maryi do Gabriela: „Let it be”. Niechaj się stanie. To te same słowa, którymi Bóg stworzył świat. Niechaj się stanie Światłość… A teraz Maria powtarza je, by z narodzeniem Jezusa świat mógł się narodzić na nowo. Niech tak będzie, jak mówisz! Niech tak będzie, jak chcesz. Mimo że nie wie, mimo że nie rozumie, mimo że naraża się na plotki i upokorzenia. I mówi Najlepszemu Scenarzyście Świata: TAK. Dosłownie: pozwalam, bo to właśnie znaczy po łacinie: FIAT.

DEON.PL POLECA

Wierzy, że wszystko będzie dobrze, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. Z tego jej TAK dziewięć miesięcy później narodzi się Bóg. Po to, żeby każdy z nas mógł się stać Bogiem. Całe jej życie jest jednym wielkim TAK.
– Urodzę w stajni, a mój mąż będzie odbierał mój poród? TAK.
– Będziemy z mężem i niemowlęciem uciekać do innego kraju? TAK.
– Zobaczę, jak mój syn jest bity, wyśmiewany i zabity? TAK…

Matka niewielu słów. Choć dopiero uczę się Ją kochać, dla mnie jest wzorem osoby, która w pełni ufa i puszcza. O to Ją nieustannie proszę. By kiedy sprawy idą zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam, ufać i dziękować za to, co jest. TAK. Niech tak będzie. Bądź wola Twoja. Chyba muszę zacząć modlić się o dobrą pamięć. Żebym nie zapominała tych kilku ważnych liter, kiedy piasek znowu zacznie mi sypać w oczy, jak kiedyś we Wielkim Kanionie…

I żeby mi mój syn Tymek nie musiał przypominać:
– Mamo, przecież napisałaś książkę Zaufaj. No to po prostu zaufaj!


Tak bym chciała i ja pokochać Ją jak matkę! Nie jest to dla mnie łatwe. Może dlatego, że taka młoda była? W chwili narodzin Jezusa miała około piętnastu lat, a gdy została wzięta do nieba – niecałe pięćdziesiąt. Może dlatego, że z obrazka Matki Boskiej Częstochowskiej nad moim łóżkiem w domu rodzinnym patrzy na mnie tak surowo, bez cienia uśmiechu? Jak czasem moja mama?

Ja nawet nie potrafię się do Niej, czy raczej za Jej pośrednictwem modlić. Nigdy nie potrafiłam. I nagle tam, w Bazylice Zwiastowania Jezusa, postanawiam porozmawiać z Nią po prostu. Jak kobieta z kobietą. Szczerze. Do bólu.

– Maryjo, no powiem Ci bez ogródek. Nie kocham Cię tak, jak Twojego Syna. W ogóle Cię nie kocham. Ale naucz mnie. Jak mam to zrobić? Tak bardzo Ciebie szanuję. Nie spieszyłaś się ze słowami, wszystko rozważałaś w sercu, byłaś taką mądrą matką, tak potrafiłaś usuwać się w cień… Jaką miałaś anielską cierpliwość do tego wszystkiego, co się wokół Was działo. I jak musiałaś cierpieć, kiedy stałaś pod krzyżem i patrzyłaś, jak cierpi i jak umiera Twój Syn.

Wołam jeszcze na pomoc Jezusa:
– Naucz mnie kochać Twoją Mamę! Jeśli nawet nie jak mamę, to może jak… siostrę? I wtedy czuję, że w moim sercu coś jakby delikatnie klika. Jakby coś się poruszyło. Lekko, jak muśnięcie. Nie, to chyba jeszcze nie miłość, ale to już… nadzieja.

Może właśnie dlatego nie słyszymy w Ewangeliach żadnego słowa Józefa

Nie tylko Maria, ale i Józef musiał się zmierzyć ze swoim lękiem, niezrozumieniem, wstydem. Ale to, co mnie najbardziej wzrusza, to że zanim Józef powiedział swoje FIAT, wydarzyło się coś zwyczajnego. Po prostu zasnął. Z tego, co mówią Ewangelie, Maria spotkała się z Aniołem tylko raz. Józef aż cztery. Za każdym razem we śnie. I ten racjonalny, twardo stąpający po ziemi, dojrzały mężczyzna uwierzył snom. Przestał ślepo ufać swojemu, tak czasem irracjonalnemu, rozumowi, a zaufał Słowu. Zaufał Bogu, że „Z Ducha Świętego jest to...”. I przestał się bać. I nagle już dokładnie wiedział, co ma zrobić…

Obok Bazyliki Zwiastowania, zbudowanej na ruinach nazaretańskiego domu św. Anny i Joachima, jest dom rodzinny Jezusa. Tu mieszkali zakochani w sobie Maria i Józef. Naprawdę lubię tego gościa! Niedużo gadał, dużo robił i chyba dobrze się opiekował tym małym dzieckiem, a potem nastolatkiem, skoro taki fajny wyrósł z Niego mężczyzna.

Czy jako dzieciak Jezus potrafił nabroić? Z chłopakami z sąsiedztwa płatać figle sąsiadom? Czy wołał na Józefa: Abba? Tato? A może i jemu czasem puszczały nerwy i krzyknął na Jezusa:
– Przestań już wreszcie gadać, umyj nogi i chodź na kolację!

Nie do końca wiemy, czym się Józef zajmował. Tekton to po grecku: cieśla, stolarz, który robi narzędzia, np. jarzma do pługu, meble, okna, dachy. Albo też pracuje w kamieniu. Pewno nieraz Józef, mężczyzna, który już tyle w życiu przeszedł, zadawał sobie pytanie:
– Dlaczego akurat ja? Jestem prostym człowiekiem. Mam tyle słabości. Tyle wad. Dlaczego postawił na mnie? Co On we mnie widzi?

A jednak Najlepszy Scenarzysta Świata zaufał mu pierwszy! Siła tego zaufania dosłownie ścina mnie z nóg. Przecież On się totalnie oddał w ręce tego mężczyzny. Jak bardzo musiał mu zaufać, żeby powierzyć temu człowiekowi swoją historię. Historię całej ludzkości! I dać mu swoje Słowo. Być może dlatego nie słyszymy w Ewangeliach żadnego słowa Józefa. Bo on każdym gestem mówił swojej Maryi i Jezusowi: Ty wiesz, że Cię kocham.

Zazdrość jest cieniem miłości. Im większa zazdrość, tym większy cień. A Józef nie rzuca cienia. Po ludzku patrząc, miałby wiele powodów do zazdrości. Ani w okresie narzeczeństwa, ani kiedy był mężem Maryi, nie grał pierwszych skrzypiec. Nigdy nie był w swoim domu najważniejszy. A jednak w każdej chwili oddałby za nią i Syna swoje życie. Jego miłość nigdy nie zasłaniała Światła. Kiedy o nim myślę, ogarnia mnie spokój. Ufam mu. Mistrz drugiego planu… A tyle mogę się od niego nauczyć… Jak łączyć na co dzień akcję i kontemplację. Jak zakasywać rękawy, kiedy trzeba brać się do roboty, a jednocześnie w ciszy i z uważnością wpatrywać się w Jezusa.

---

Tekst jest fragmentem książki Moniki Górskiej "Zaufaj i puść", wydanej przez Fabrykę Opowieści. Śródtytuły pochodzą od redakcji. Książka jest objęta patronatem przez DEON.pl.

Tu znajdziesz pierwszy adwentowy odcinek:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Święty Józef uczy mnie, jak brać się do roboty, a jednocześnie z uważnością wpatrywać się w Jezusa
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.