5 filmów tylko dla prawdziwych mężczyzn
O męskim kinie wielu myśli stereotypowo: szybka akcja, przemoc, seks. Ale można też podejść do tematu inaczej i znaleźć takie filmy, które są przeznaczone tylko dla prawdziwych mężczyzn – dla tych, którzy muszą uruchomić siłę i mądrość, by znaleźć odpowiedzi na trudne pytania.
1. Spacer po linie (2005), reż. James Mangold
„Love is a burnin’ thing” – głoszą słowa wielkiego hitu „Rings Of Fire” śpiewanego przez Johnny’ego Casha, czyli najpopularniejszego muzyka country w historii i posiadacza jednego z najwspanialszych męskich wokali. Czasy się zmieniły i trochę brakuje dziś takich archetypowych figur: z jednej strony mężczyzn jak Cash, wyraźnych, walecznych, o męskich rysach twarzy, a z drugiej kobiet jak June Carter, czyli żona muzyka, przedstawiona w filmie jako filigranowa, pełna dziewczęcości 100-procentowa kobieta w sukience (i nie chodzi rzecz jasna tylko o stroje czy prezencję). Doskonale odwzorowujący postać legendarnego muzyka Joaquin Phoenix i nagrodzona Oscarem dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej Reese Witherspoon pokazują w „Spacerze po linie”, że doprawdy „miłość to coś płomiennego”. Nie ma co ukrywać, obraz z 2005 r. jest filmem o pożądaniu. Ale pożądanie może posiadać destrukcyjne oblicze, i to jest drugi, moim zdaniem ważniejszy, wątek, za który warto dzieło Jamesa Mangolda zapamiętać. W pewnym momencie u Johnny’ego Casha wygrywa pożądanie do narkotyków, które zaczyna niszczyć go jako człowieka. Jeśli wśród widzów (i Czytelników) znajdują się ludzie walczący z jakimś zniewoleniem, to doskonale odnajdą się w pytaniu, które zadaje „Spacer po linie”: jak często można się podnosić z tych samych upadków? A odpowiedź, którą da Cash, będzie pokrzepiająca, gdyż brzmi ona: „za każdym razem, wciąż na nowo”.
2. Wojownik (2011), reż. Gavin O’Connor
Co byś zrobił, gdyby bliska ci osoba, która kiedyś zadała ci sporo cierpienia, stanęła w progu twojego domu i poprosiła cię o przebaczenie? Gavin O’Connor w filmie „Wojownik” splata losy trzech mężczyzn: ojca, młodszego i starszego brata, którzy w komplecie narobili sobie zamieszania we wzajemnych relacjach. Ojciec (świetna rola Nicka Nolte) przez swój alkoholizm zniszczył życie rodzinne i dzieciństwo synów. Bracia odrzucają wyciągniętą do pojednania dłoń ojca, a na dodatek sami mają pewne nierozwiązane sprawy między sobą. Są zupełnie różni: młodszy to zawzięty wściekły byk, który nie chce słyszeć o pojednaniu, ale też bohater wojenny z Iraku, z kolei starszy to stateczny ojciec rodziny, nauczyciel, lecz dość ekscentryczny, bo z przeszłością w MMA. I właśnie turniej mieszanych sztuk walki sprawi, że cała trójka się spotka. Gdzieś w tle pojawiają się kobiety: przywoływana we wspomnieniach rodzinnych matka oraz żona starszego brata Brendana, która odmawia wsparcia decyzji męża o wystartowaniu w zawodach. Film rodzi kilka ważnych pytań, m.in. jaka jest cena braku przebaczenia? Co musi się stać, by człowiek odpuścił drugiemu człowiekowi? Czy można dokonać poważnego wyboru dotyczącego rodziny i małżeństwa bez wiedzy współmałżonka? Wreszcie – kto jest tytułowym wojownikiem: walczący o swoją rodzinę starszy brat, bitny młodszy brat, chcący odkupić swoje winy ojciec, a może... każdy z nich?
3. Jack Strong (2014), reż. Władysław Pasikowski
Pułkownik Ryszard Kukliński był zastępcą szefa Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, jednym z najwyżej postawionych wojskowych komunistycznego państwa, człowiekiem znającym plany Układu Warszawskiego. W latach 1971–1981 nawiązał on współpracę z CIA i przekazał na Zachód kilkadziesiąt tysięcy strony tajnych dokumentów, w tym plan wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Film Pasikowskiego koncentruje się na losach człowieka w PRL uznanego za zdrajcę, a w wolnej Polsce za bohatera, który podejmując patriotyczną, dramatyczną decyzję o współpracy z Amerykanami, płaci cenę w postaci potężnej samotności. Jego wybór powoduje, że odtąd podąża on drogą dwutorową: oficer Wojska Polskiego, a przecież szpieg, towarzysz broni i powiernik tajemnic, a przecież zdrajca, głowa rodziny pracująca w polskiej armii, a... No właśnie, droga Kuklińskiego jest drogą samotnika – rodzina o niczym nie wie i wiedzieć nie może. Z tego względu „Jack Strong” to dla mnie opowieść o tym, że są takie momenty w życiu mężczyzny, kiedy zmaga się on jednocześnie z samotnością i ogromną presją, gdy doświadcza przerażenia najbliższych, i od niego zależy, czy wytrzyma to napięcie, o tym, jaki wpływ może mieć na małżeństwo nasza misja/powołanie, i o wysokiej cenie, jaką można zapłacić za patriotyzm. Jednocześnie Władysław Pasikowski nakręcił film, który jest doskonałą rozrywką, z wyrazistymi kreacjami aktorskimi, trzymający w napięciu od samego początku aż do końcowych napisów.
4. Boyhood (2014), reż. Richard Linklater
Richard Linklater stworzył dzieło wyjątkowe: losy bohaterów filmu „Boyhood” kręcił przez 12 lat, pozwalając aktorom (m.in. nagrodzona Oscarem Patricia Arquette, Ethan Hawke) dojrzewać i starzeć się razem z granymi przez nich postaciami. Widz zatem, wraz z rozwojem fabuły, namacalnie odczuwa upływ czasu. W tym miejscu mała prywata i zarazem ciekawostka: w przeszłości przez kilka lat pisałem o muzyce alternatywnej – w „Boyhood” dobrze mi znane piosenki ilustrują wydarzenia z kolejnych lat tak, jak miało to miejsce w rzeczywistości, tzn. można prześledzić, co aktualnie było na topie, począwszy od pierwszej sceny, w której... Ach, to już sprawdźcie sami ;) Chyba nie muszę dodawać, że w moim przypadku to tylko wzmocniło poczucie upływającego czasu? Ale „Boyhood” nie jest dołującym filmem o przemijaniu. Fenomen dzieła Richarda Linklatera polega właśnie na tym, że opowiedział on o maksi sprawach za pomocą subtelnych środków. Bo „Boyhood” mógłby równie dobrze być zatytułowany „Życie”. Przede wszystkim głównego bohatera Masona, którego poznajemy w momencie, gdy ma on 5 lat. To „Życie” oddziałuje na nas w przedziwny sposób: niby nie ma w nim wielkich dramatów, a przynajmniej takich, których nie znalibyśmy z własnego domu. A jednak pod koniec seansu jesteśmy poruszeni, czujemy, że tu wydarzyło się coś wyjątkowego. „Boyhood” sprawdza się świetnie w roli zwierciadła, w którym możemy przyjrzeć się naszemu własnemu dorastaniu i wyborom. Pogodzić się z samym sobą z tego okresu. Możemy podać dłoń naszym rodzicom, ponieważ – jak tłumaczy Masonowi w jednej ze scen jego ojciec – nikt mu nie powie, jak żyć, bo każdy improwizował. Wreszcie dla części z nas „Boyhood” z tym całym rozbijaniem się z kolegami na rowerach, bujaniem się na huśtawce aż do samego nieba, chodzeniem z tatą na mecze, może stać się małym, ale jednak substytutem chłopięcego, beztroskiego dzieciństwa, które nas ominęło. Dla mnie to najlepszy film, jaki widziałem w obecnej dekadzie.
5. Milczenie (2016), reż. Martin Scorsese
Mistycy chrześcijańscy traktują milczenie jak błogosławieństwo, bo dopiero zachowując ciszę, możemy usłyszeć Boga. W Biblii Bóg parokrotnie przychodzi w nocy, czyli wtedy, kiedy milkną wszelkie dźwięki. Co byś jednak zrobił, gdyby milczenie było odpowiedzią na twoją modlitwę, gdy znajdujesz się w beznadziejnym położeniu? Film Martina Scorsese z 2016 r. opowiada historię dwóch jezuitów, którzy ruszają do XVII-wiecznej Japonii na poszukiwanie ojca Ferreiry – wg doniesień zakonnik miał publicznie wyprzeć się wiary w Chrystusa. Sytuacja na miejscu jest arcytrudna – chrześcijanie muszą się ukrywać, są prześladowani, a jeśli zostaną schwytani, to staną przed wyborem: życie za cenę zdeptania tabliczki z wizerunkiem Jezusa albo śmierć w torturach. W takich warunkach misję nawrócenia prowadzą wspomniani ojcowie – Rodrigues i Garrupe – którzy uosabiają dwie postawy wobec wiary: niezłomności i podejścia, powiedzmy, bardziej sprawiedliwego (Garrupe) oraz bardziej ludzkiego i miłosiernego (Rodrigues). Jak się zachowają, gdy uświadomią sobie, że ich aktywność pociąga za sobą ofiary w ludziach, a modlitwa przynosi milczenie ze strony Boga? Martin Scorsese nakręcił trudny film, tym trudniejszy w odbiorze, że bazuje on na powieści opartej na faktach, czyli te lub podobne wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości. „Milczenie” prowokuje do niewygodnych pytań, np. jak ja bym się zachował na miejscu tych ojców? Czy wytrzymałbym próbę wiary? A może wszystkie późniejsze dramaty wzięły się tak naprawdę z pychy jezuitów, którzy postanowili swoimi siłami nawracać Japończyków w ekstremalnych warunkach? Na niektóre pytania do dziś, parę lat po obejrzeniu tego filmu, nie znalazłem odpowiedzi: czy np. można zrobić to, co o. Rodrigues, który przestraszonym, szukającym u niego rady japońskim chrześcijanom polecił podeptanie wizerunku Jezusa po to, by ocalić ich życie? Pierwsze przykazanie jest jasne, ale z drugiej strony, czy potrafiłbym na miejscu tego jezuity i czy byłoby to ludzkie odpowiedzieć im: „choć widzę, że jesteście zatrwożeni, musicie wytrwać, nawet za cenę cierpienia”? To film o lęku, podejmowaniu decyzji w beznadziejnych sytuacjach, o ciągłym upadaniu i powracaniu do Boga, wreszcie o... optymizmie płynącym z tego, że „człowieka można zniszczyć, ale nie przekonać” (do porzucenia wiary w Boga).
Skomentuj artykuł