Co jest najważniejsze w miłości? Czy wszyscy są na nią gotowi?

W miłości jest pełna paleta barw, ale każdy miesza je na swój sposób: purpurowa namiętność i złość, zielona nadzieja, szara codzienność, czerwona kłótnia, biała bezinteresowność, pomarańczowa radość, czarna rozpacz, niebieskie marzenia, brązowy konkret, fioletowe przebaczenie... – mówi Tomasz Gaj OP w rozmowie z Magdaleną Pajkowską.
Magdalena Pajkowska: - Czy wszyscy są gotowi na miłość?
Tomasz Gaj OP: - To tak, jakby zapytać, czy wszyscy są gotowi na oddychanie. Miłości potrzebujemy do życia jak powietrza...
Czy miłość jest siłą napędową naszego życia?
- Tak, miłość jest sprężyną i wszystko, co robimy, z niej wynika. Pojawić się może nawet złość, by naprawić te miejsca, gdzie miłości brakuje. Jest wołaniem o uczucie, chęcią zwrócenia na siebie uwagi.
Gdzie rodzi się miłość?
- Miłość wypływa ze źródła. Bóg jest miłością. Jeśli zmienimy szyk tego zdania, świat staje na głowie. Bo to Bóg jest miłością, a nie miłość bogiem. Każda nasza ludzka miłość ma swoje korzenie w Bogu, bez względu na to, czy to zauważamy, czy nie. Święta Katarzyna ze Sieny porównywała duszę do drzewa stworzonego dla miłości i mogącego żyć tylko miłością.
Co to znaczy kochać?
- Jest taka definicja Świętego Tomasza, która pozostaje daleka od romantycznych uniesień. Kochać to znaczy pragnąć dobra drugiego człowieka.
Po włosku „kocham” można powiedzieć na dwa sposoby: ti amo, to znaczy po prostu kocham cię, albo: ti voglio bene, co znaczy: chcę dla ciebie dobrze.
- Miłość to coś więcej niż uczucia. Miłość przekracza to, co emocjonalne. W chrześcijaństwie miłość jest cnotą odnoszącą się do woli. Mówiąc o miłości, łatwo popaść w skrajności. Przychodzą mi do głowy dwa obrazy – z jednej strony Hollywood, a z drugiej... Syzyf. W filmowym ujęciu opieramy się tylko na uczuciach i ciągle roztrząsamy, czy czuję się kochany i czy czuję, że kogoś kocham. Oczekujemy, że temperatura naszych uczuć będzie ciągle wzrastać lub przynajmniej utrzymywać się na tym samym, najlepiej wysokim poziomie.
Z drugiej strony... syzyfowe prace. Mozół od świtu do wieczora, żmudne wykuwanie wspólnego losu, obowiązek ponad siły. W pierwszym wypadku liczy się tylko satysfakcja, a w drugim tylko praca. Ani jedno, ani drugie nie jest specjalnie zachęcającą wizją. Żeby miłość dojrzewała, potrzebuje zarówno romantycznych uniesień, jak i ciężkiej pracy.
Jakiś czas temu byłam w Krakowie i czytałam rękopis Miłości i odpowiedzialności Karola Wojtyły. Zrobił na mnie wielkie wrażenie, bo zarówno pytanie, czym jest miłość między dwojgiem ludzi, jak i odpowiedź papieża są ciągle świeże i inspirujące. Jest to opowieść o dorastaniu do pełni miłości od poziomu zmysłowego poprzez uczucia do miłości duchowej. Miłość, aby przetrwała, musi coraz głębiej zapuszczać korzenie.
Karol Wojtyła mówił, że spotkaniu mężczyzny i kobiety towarzyszy zawsze wrażenie zmysłowe oraz wzruszenie związane z odkryciem, że są dla siebie nawzajem wartością. Narodziny miłości to przeżycie piękna drugiej osoby. Pojawia się uczucie, a z nim pragnienie bliskości, a równocześnie intymności i wyłączności. Jednak to nie ciało ani zmysły są zasadniczą treścią miłości. Jej siła leży w pragnieniu szczęścia, czyli dobra drugiej osoby. To zmusza do nieustannego wysiłku i pracy nad sobą. Najpełniej oddaje to miłość oblubieńcza, która obejmuje fascynację seksualną, uczucie, a w końcu rozpoznanie drugiej osoby jako dobra.
- Miłość ma swoje etapy. Początek to zakochanie, miłość romantyczna. To ona jest głównie opiewana w literaturze, w filmach. Ten etap jest przyjemny, burzliwy, ale krótkotrwały. Namiętność może spaść na człowieka w jednej chwili, ale na miłość pracuje się całe życie. Dlatego potem następuje kolejny etap miłości. Rodzi się trwały związek oparty nie tylko na zakochaniu, ale też na zaangażowaniu i intymności. Dobre małżeństwo to zmieszanie tych wszystkich elementów miłości na coraz wyższym poziomie.
Pamiętam opowiastkę księdza Jana Twardowskiego. Porównywał on drogę wielu małżeństw do trzech wielkich zakonów. Najpierw małżonkowie przypominają zakon franciszkański: ich miłość jest świeża, czule szepczą sobie do ucha, zwracają uwagę na promyk słońca, biedronkę, gołębia i listek. Dominuje zachwyt, radość i prostota. Następnie małżeństwo zaczyna przeradzać się w dominikanów, którzy biją się na argumenty, udowadniają swoje racje i z zacięciem prowadzą dysputy, walcząc o dokładne znaczenie każdego słowa. Po jakimś czasie ta faza mija i małżonkowie zaczynają przypominać zakon kamedułów, w którym skrupulatnie przestrzega się zasady... milczenia. Jeśli te fazy następują jedna po drugiej, to jest to droga do coraz większej obojętności i życia obok siebie.
Mnie podoba się trochę inne patrzenie. W małżeństwie, na każdym etapie jego rozwoju, powinny być wszystkie trzy elementy wielkich zakonów. Dobrze, jeśli małżonkowie cieszą się chwilami, w których ich miłość jest świeża, entuzjastyczna i kolorowa. Świetnie też, jeśli umieją się spierać, kłócić i dochodzić do porozumienia. Nie może zabraknąć również momentów, gdy ze sobą milczą. Nie dlatego, że nie mają już sobie nic do powiedzenia, ale dlatego, że to, co się między nimi dzieje, jest głębsze niż słowa.
Co jest najważniejsze w miłości?
- Ważna jest namiętność, intymność i zaangażowanie. Namiętność to mieszanka silnych emocji i mocnego pragnienia, żeby być jak najbliżej z kochaną osobą. Intymność jest dbaniem o dobro drugiej osoby, dzieleniem się przeżyciami, wspólną fascynacją, czułością. Zaangażowanie zaś sprawia, że cała moja osoba – moje uczucia, myśli, decyzje i działania – jest ukierunkowana na to, aby być na zawsze z ukochanym czy ukochaną. Co ciekawe, satysfakcja najbardziej wiąże się z intymnością, a nie z namiętnością, jak zwykliśmy uważać. Z biegiem czasu namiętność się zmniejsza, a związek zaczyna być bardziej przyjacielski, oparty na intymności i zaangażowaniu. Dojrzewamy do daru miłości. Spełnienie człowieka to bezinteresowny dar z samego siebie. Dojrzała miłość polega na harmonii: umiem obdarowywać innych miłością i potrafię przyjąć miłość, jaką jestem obdarowywany. Ze staraniem się o miłość jest jak z pielęgnacją ogrodu. Potrzebna jest siła natury, deszcz, słońce, temperatura, ale również nasza świadoma praca, która sprawia, że ogród różni się od dzikiego zagajnika.
W małżeństwie wola ciągnie uczucia czy uczucia ciągną wolę?
- Na początku uczucia ciągną wolę i nawet nie muszą się bardzo starać, bo karoca z ogierami namiętności pędzi i wola może się wylegiwać. Natomiast później sytuacja jest odwrotna – żeby utrzymać trwały związek, trzeba się naprawdę bardzo postarać. Jednak prawdziwa miłość to harmonia i woli, i uczuć, i rozumu, choć na różnych etapach rozwoju miłości różnie te elementy ze sobą współpracują. Najpierw jest mnóstwo uczuć, wola nie musi się za bardzo wysilać. Rozum jest trochę obezwładniony.
Czyli trzeba się starać, ale jak?
- Świadomie. Kreatywnie. I we dwoje. Świadomie to znaczy, że muszę mieć pewnego rodzaju plan na to, jak chcę pracować dla naszego związku. Dotyczy to zarówno rzeczy domowych: sprzątania, gotowania, wychowywania dzieci, jak i chodzenia do znajomych, mądrego dzielenia czasu między pracę i dom. Dobrze jest mieć również określoną wiedzę o budowaniu relacji, żeby nie wpadać w przerażenie w momencie kryzysu czy konfliktu.
A co to znaczy kreatywnie? Zauważmy, że to, co zabija miłość, to rutyna i automatyzm. Gdy robimy ciągle to samo, wówczas zabieramy sobie radość z zaskakiwania siebie samych i współmałżonka. Na przykład od zawsze jeździmy na to samo pole namiotowe, nawet nie zastanawiając się, jak w tym roku spędzimy wakacje. Rzeczy robione z pasją i kreatywnością wybijają z nudy. (…)
Ile kolorów ma miłość?
- W miłości jest pełna paleta barw, ale każdy miesza je na swój sposób: purpurowa namiętność i złość, zielona nadzieja, szara codzienność, czerwona kłótnia, biała bezinteresowność, pomarańczowa radość, czarna rozpacz, niebieskie marzenia, brązowy konkret, fioletowe przebaczenie...
* * *
Skomentuj artykuł