Duchowni mają wielki potencjał, aby być istotną częścią systemu zapobiegania sytuacjom kryzysowym
Księża i siostry zakonne mają potencjał, aby być istotną częścią zapobiegania sytuacjom kryzysowym. W konfesjonale prędzej czy później pojawi się osoba, która ma myśli samobójcze, jest po próbie samobójczej albo kogoś straciła – powiedziała PAP suicydolog dr Halszka Witkowska.
Dr Halszka Witkowska jest suicydologiem, kierownikiem Interdyscyplinarnego Zespołu Profilaktyki Zachowań Samobójczych, członkiem Zespołu Roboczego ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego w Ministerstwie Zdrowia oraz koordynatorem dwóch zadań realizowanych w ramach Programu Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym realizowanego w ramach Narodowego Programu Zdrowia. Jest również ekspertem Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
PAP: Podczas posiedzenia sejmowej podkomisji stałej ds. zdrowia psychicznego, która obradowała w środę, podkreślała pani konieczność szybkiego wdrożenia w życie standardów postępowania w sytuacji kryzysu samobójczego. Proszę o nich opowiedzieć.
Halszka Witkowska: W krajowym programie zapobiegania zachowaniom samobójczym na lata 2021-2025, który jest programem prowadzonym w ramach Ministerstwa Zdrowia, jest dziesięć zadań. Jedno z nich – piąte – mówi o tym, że należy stworzyć standardy dla grup zawodowych, które są na pierwszym froncie w kontakcie z osobami w kryzysie samobójczym. Chodzi o to, żeby pomóc tym ludziom reagować, kiedy ktoś ma myśli samobójcze, jest po próbie samobójczej lub pomóc odpowiednio zachowywać się wobec osoby, która straciła kogoś bliskiego w wyniku samobójstwa. Jako pierwsze wzięliśmy pod uwagę te grupy zawodowe, które najczęściej mają do czynienia z takimi sytuacjami: to nauczyciele, szkolni specjaliści (psycholodzy, pedagodzy), pracownicy socjalni, służby mundurowe i duchowni. Te standardy mają być prostą instrukcją obsługi: jak zareagować i jak pomóc. Rzecz w tym, że ludzie często po prostu się boją, bo nie wiedzą, jak mają się zachować, a nie ma nic gorszego, niż nic nie zrobić, kiedy osoba w kryzysie, zwłaszcza małoletnia, potrzebuje pomocy. Standardy te są taką „poręczą”, za którą można się złapać.
PAP: Takie punkty do odhaczenia, jak przy sprawdzaniu samolotu przed wylotem.
H.W.: Mniej więcej. W dodatku działają. W ramach projektu „Życie warte jest rozmowy” nawiązaliśmy współpracę z fundacją Adamed. Mamy taki program pod nazwą "Wspierająca szkoła": placówki oświatowe mogą bezpłatnie dostać pakiet szkoleń i konsultacji, a także uzyskać procedury postępowania w sytuacji kryzysowej. Już po przeprowadzonym pilotażu dostaliśmy informację zwrotną, że w jednej ze szkół była taka sytuacja – podejrzenie podjęcia próby samobójczej. Nauczyciel wiedział, jak zareagować, bo specjaliści stworzyli mu procedurę. Przyjechała karetka i dziecko uzyskało pomoc. Po interwencji do szkoły przyszli rodzice i podziękowali za adekwatną reakcję. Proszę zwrócić uwagę, że w takiej sytuacji, np. po próbie samobójczej dziecka – to nie tylko ono jest w kryzysie, ale także rodzice czy nauczyciele. Dlatego standardy, o których rozmawiamy, to coś więcej niż urzędniczy papier. To przydatne narzędzie.
PAP: Co powinien zrobić nauczyciel, jeśli wie, że dziecko ma myśli samobójcze?
H.W.: Należy zebrać jak najwięcej informacji i nie traktować tego tematu w rozmowie jak tabu. Warto dopytać, od kiedy myśli samobójcze się pojawiły, czy są intensywne, czy mają związek z jakimś konkretnym wydarzeniem, czy jest coś, co pomaga takie myśli odpędzić, a także zapytać, czy dziecko już komuś o tych myślach powiedziało. Czy było lub jest pod opieką psychologa, czy psychiatry. Kolejnym bardzo ważnym krokiem będzie poinformowanie rodziców i szkolnego psychologa o kryzysie dziecka. Tu kluczowa jest współpraca, a także dynamiczna reakcja. Ważne, aby koordynować drogę pomocy, aby dziecko nie zostało samo.
PAP: Z pewnością nie wolno takiej sytuacji zlekceważyć.
H.W.: Może być tak, że jesteśmy jedyną osobą, która coś zauważyła, a może jedyną, której dziecko zaufało. Ale nie musimy być jedyną osobą, która pomoże. Ważne, żeby w szkołach były powoływane zespoły kryzysowe, żeby nauczyciele ze sobą rozmawiali, by mogli otoczyć dziecko opieką ze wszystkich stron. Najważniejsze, żebyśmy przestali przerzucać problemy: szkoła na rodzinę, a rodzina na szkołę. Zdrowie psychiczne dziecka zaczyna się w domu, ale nie zawsze rodzice potrafią pomóc, nie zawsze zauważą kryzys, czasem też ciężko pracują i w domu spędzają razem tylko pół godziny przy kolacji. Dlatego współpraca na tej linii jest szalenie ważna.
PAP: Jak się zachować w przypadku powrotu dziecka po próbie samobójczej do domu?
H.W.: Przede wszystkim potrzebna jest nasza wyrozumiałość i gotowość do bycia blisko. Nie należy w takiej sytuacji zarzucać dziecka pytaniami. Istotne jest poczucie bezpieczeństwa i danie do zrozumienia, że osoba, która podjęła próbę, nie będzie przez nas w żaden sposób oceniana. Najważniejsze, że jesteśmy razem i możemy wspólnie poradzić sobie z kryzysem. Należy także dać czas i przestrzeń na wybrzmienie trudnych emocji związanych z tym wydarzeniem. Bardzo ważna będzie także nasza otwartość na podjęcie rozmowy na ten temat, ale też zapewnienie profesjonalnej opieki specjalisty z zakresu zdrowia psychicznego. Wszystkie starania, jakie wykonujemy w ramach profilaktycznych działań, zmierzają do tego, żeby nie dopuścić, aby kryzys się rozwijał i doprowadził do podjęcia próby samobójczej. Należy pamiętać, że każda próba samobójcza jest poważnym czynnikiem ryzyka, jeśli chodzi o popełnienie samobójstwa. Według najnowszych badań samobójstwo wpływa nawet na 135 osób z najbliższego otoczenia. Cierpią nie tylko rodzice, dziadkowie, wujkowie, ale też koledzy i koleżanki z klasy, dyrektor szkoły, nauczyciele. Pole rażenia jest naprawdę duże. Rozmawiam czasem z nauczycielami, którzy stracili ucznia. Doświadczenie to towarzyszy im potem przez całe życie. Próby samobójczej nie można lekceważyć czy wypierać. Zdarza się bowiem, że otoczenie jest w szoku. Stąd niekiedy pojawiają się pretensje i zarzuty.
PAP: Jak mogłeś mi to zrobić? – to klasyka.
H.W.: Osoba po próbie samobójczej ma w sobie bardzo dużo emocji. Jedną z nich jest wstyd. Poza tym taka próba to efekt dużego bólu psychicznego, a dla niektórych to też próba odzyskania kontroli nad sytuacją – jednak coś zrobiłem, coś ode mnie zależy. Ale po wyjściu ze szpitala powrót do rzeczywistości jest bardzo trudny, gdyż często właśnie to ona – rzeczywistość – skłoniła młodego człowieka do targnięcia się na swoje życie. Problemy zostały, nie znikły. Szkoła może w tym pomóc, robiąc tzw. dostosowania: żeby uczeń mógł np. klasówki pisać w innym terminie, sam w sali, ustalić sposób zaliczania przedmiotów, żeby nie wszystko naraz zwaliło mu się na głowę. To także będzie w standardach: co może zrobić szkoła, aby ułatwić uczniowi po próbie samobójczej powrót do niej.
PAP: Jeżeli rozumiem, dlaczego takie standardy wprowadzać w szkołach, to zastanawiam się, po co one w policji czy w innych służbach mundurowych?
H.W.: Policja, straż pożarna, Żandarmeria Wojskowa to także są grupy zawodowe, które spotykają ludzi w kryzysie. Są to najczęściej manifestacyjne próby samobójcze – jest zgłoszenie i zanim przyjdzie negocjator, których mamy w Polsce ograniczoną liczbę, ktoś musi prowadzić tzw. prenegocjacje, więc ta osoba musi zostać przygotowana, jak rozmawiać z kimś, kto chce odebrać sobie życie. Inna kwestia: to moment, kiedy policjant musi poinformować rodzinę o śmierci samobójczej, co też wywołuje wiele emocji, więc ważne, jak to zrobi. Nie oszukujmy się, to nie jest tak, że nagle z tych grup zawodowych będziemy robić specjalistów od zdrowia psychicznego. Nie, chodzi o bardzo podstawową pierwszą pomoc emocjonalną dopasowaną do możliwości danej grupy zawodowej. Bardzo dobrym przykładem są duchowni, choć kiedy z nimi na ten temat rozmawiam, niektórzy pytają: po co nam ta wiedza? Opowiadam wtedy: po to, że w konfesjonale prędzej czy później pojawi się osoba, która ma myśli samobójcze, jest po próbie samobójczej albo kogoś straciła. I też nie chodzi o to, żeby ksiądz zastąpił psychologa czy terapeutę, ale żeby wiedział, jak poprowadzić rozmowę i zachęcić, aby ta osoba trafiła do specjalisty lub porozmawiała z bliskimi. Kolejna rzecz to kwestia poprowadzenia mszy, pożegnanie zmarłego po samobójstwie. Ksiądz może prowadzić piękną ceremonię, gdzie zachęci wspólnotę do tego, żeby otoczyć opieką i miłością rodzinę, która kogoś straciła, zamiast perorować przez godzinę o tym, jaki to jest wielki grzech. Księża i siostry zakonne mają wielki potencjał do tego, aby być istotną częścią systemu zapobiegania sytuacjom kryzysowym. Razem z ks. Tomaszem Trzaską prowadzimy od kilku lat szkolenia dla osób duchownych i cieszą się one sporym zainteresowaniem. Dobrze, że Kościół zaczyna się otwierać na ten temat.
Skomentuj artykuł