O miłości do dziadków
Dzieci potrafią kochać dziadków bezgranicznie, bezwarunkowo, nawet w kłopotach. Dziadkowie są kochani - każde dziecko, które nie ma babci i dziadka, jest dzieckiem poszkodowanym przez los, niech niektórzy z rodziców zechcą to sobie uświadomić.
Dzieci kochają dziadków, chyba że ci trzymają się tak sztywno starych reguł wychowania, iż wnukom przejdzie cała miłość. Jednak większość dziadków nie jest głupia.
Dziadkowie ubóstwiają wnuki, rozpieszczają je, tęsknią (jeśli dzielą je od nich setki kilometrów), co w dzisiejszym mobilnym i zglobalizowanym świecie niestety jest sytuacją częstą. Babcie podnoszą się z sof, zmagając się z bólem kręgosłupa czy reumatyzmem, żeby wsiąść do pociągu i z radością jechać w odwiedziny, przy czym bóle pleców nie są wymyślone, lecz prawdziwe, i reumatyzm też jest prawdziwy, ale prawdziwa jest również radość ze spotkania z wnukami. Albo czekają cały dzień na tę chwilę, kiedy maluchy przyjadą z rodzicami, i pieką ciasto, które przeważnie wtedy się nie udaje (to ze sklepu nie jest lepsze!), i rezygnują ze zwyczajowej poobiedniej drzemki, tak są przejęci. O tym wszystkim wnuki wiedzą.
Dokładniej biorąc, nie wiedzą, lecz czują, wdychają, poznają węchem, kiedy przekraczają próg domu dziadków, gdy przywierają do wcale nie tak kruchych - w momencie powitania -starych ciał i kryją się w ich uściskach, gdy słyszą dobrze znane głosy. Głosy starszych osób działają na dzieci zawsze uspokajająco, jeśli mają miłe brzmienie. Sam, będąc dzieckiem, tak to odbierałem i tak to obserwuję u moich dzieci. Starsze głosy brzmią łagodnie, nawet jeśli czasem pojawia się w nich nuta niezadowolenia. Dziadkowie jednak rzadko marudzą i narzekają; krótki wspólny czas jest zbyt cenny, by go na to marnować. Czas ich życia również. Miłość dziadków do wnuków i wnuków do dziadków to potężna energia, która spędzonemu razem popołudniu czy weekendowi odbiera codzienność i szarość. Taka jest rzeczywistość -bez wnuków nie byłoby tych wszystkich barw.
A jeśli życie uczyniło nas ludźmi na tyle twardymi i zgorzkniałymi, że nie potrafimy wykrzesać w sobie takiej miłości, wtedy powinniśmy się zdobyć na cierpliwość i samodyscyplinę, by przyglądać się małym buziom naszych wnuków - ich czystej radości życia, ich czujności, z którą reagują na najdrobniejsze zdarzenia! Dorośli tego nie mają. Nie czują magii ani baśni, poza niewieloma wyjątkami, artystami może. My, dorośli, stwierdzamy w każdym razie, że nasze przywoływanie magicznego świata (kiedy na przykład opowiadamy dzieciom czy wnukom bajki), a więc duch fantastyki i mistyki jest dla nas bardziej wspomnieniem niż współprzeżywaniem. I czujemy wtedy, widząc skupienie w twarzach i oczach zasłuchanych małych istot, że coś utraciliśmy - i nasz sposób mówienia staje się wtedy bardziej obrazowy, gęsty, ładniejszy, a nasze wspomnienia nabierają kolorów, przestają być tak wyblakłe, jak były.
Tak wiele możemy się nauczyć od naszych wnuków! Bez nich nie byłoby tego wszystkiego; bylibyśmy skazani jedynie na zapominanie właściwe starości (które pojawia się już wcześniej, w pośpiechu codzienności) i skupienie na bólach i reumatyzmach naszych starzejących się ciał.
Dlaczego tyle mówię o dziadkach?
Czy mama i tata nie kochają swoich pociech? Oczywiście, kochają, inaczej nie potrafią. Ale ich miłość tkwi w nich tak głęboko, że czasem nie czują już jej blasku, jest bowiem zbyt oczywista i jakby umyka z pola ich świadomego odczuwania. Nie ma to zresztą dla dziecka większych negatywnych konsekwencji - najważniejsze, że rodzice kochają dziecko.
Ale dziadkowie - ci są kimś zupełnie szczególnym. Dziadkowie to tradycja, wielka linia rozwoju rodziny. Są dzieciństwem ojca i mamy. Choć o tym się nie myśli, jest to jednak widoczne, kiedy najstarszy w rodzinie rozmawia z najmłodszym, bawi się z nim, je wspólnie ciasto albo gotuje kompot z rabarbaru. Widać wtedy ten wielki przedział czasu, w który wplata się dzieciństwo mamy i taty, niepojęte jak samo życie. Choć dziecko zbliża się też w rodzinie do innych dorosłych, nigdy nie będzie to taki rodzaj bliskości, jaki nawiązuje z dziadkami.
Kiedy patrzy się na dziadków, jak przytulają swoje wnuki albo budują z nimi, łapiąc przyspieszony oddech, most nad strumykiem czy wspólnie gospodarzą w kuchni, to widać, że rodzina jest czymś więcej niż każdy z jej poszczególnych członków, czymś więcej niż to, co indywidualne. W widoku dziadka z wnukiem, babci z wnuczką - konstelacja jest drugorzędna - widoczna jest łączność, która jest czymś więcej niż tylko sumą indywidualności. Ten widok daje nam poczucie wspólnoty, której jako ludzie ciągle potrzebujemy, a której wielu tak dziś brak.
Więcej w książce: SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI - Wolfgang Bergmann
***
SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI - Wolfgang Bergmann
Dziecko niczego bardziej nie pragnie niż miłości obojga rodziców, którzy okażą mu zainteresowanie, akceptację i zapewnią bezpieczeństwo. Ale czy tata może przegrać z synem w piłkę? Czy mama powinna przymykać oko na wszystko? Jak wyrażać czułość i równocześnie wymagać? Gdzie stawiać granice, by uchronić dzieci przed zagrożeniami i niepotrzebnym cierpieniem?
Autor przypomina, że rodzicielstwa nie wysysa się z mlekiem matki. Tej sztuki trzeba się stale uczyć - cierpliwie, wytrwale, znosząc błędy i porażki. To jedyna recepta na udaną rodzinę.
Skomentuj artykuł