Święta z dziećmi, czyli co zamiast Kevina?

Święta z dziećmi, czyli co zamiast Kevina?
(fot. materiały dystrybutora)
Joanna Winiecka-Nowak

Święta Bożego Narodzenia są doskonałym momentem dla zagonionej rodziny - można wreszcie usiąść razem, odpocząć i pobawić się.

ŚPIEWAMY

DEON.PL POLECA

Kiedyś wspólne śpiewanie było tradycyjnym sposobem spędzania wolnego czasu. Na dworach królewskich śpiewakom przygrywały teorbany, w chatach królowały wiejskie przyśpiewki. Teraz nasze pokazy wokalne ograniczają się często do podśpiewywania w trakcie kąpieli oraz donośnego oglądania teleturnieju w stylu "Polaku, daj głos". Jedną z niewielu chwil, w których łatwiej nam przełamać się w tej kwestii jest właśnie Wigilia. Wykorzystajmy ten fakt i zaprośmy dzieci do rodzinnego kolędowania.

Z ewentualną odsieczą po trzeciej zwrotce przyjdą nam książeczki do nabożeństwa i śpiewniki, a w chwili szczególnej niemocy będziemy mogli sięgnąć po internetowe filmiki do chałupniczego karaoke. Maluchy zachęcą również różne zabawy, przy których śpiewać będą kolędy i pastorałki. Przykładowo - wykonajmy razem grzechotki przydatne przy stworzeniu muzycznego tła. Do plastikowych butelek po wodzie wsypmy groch, mak i ryż (Zawsze musi być coś Made in China…). Nasze instrumenty ozdóbmy przy pomocy wycinanek z recyklingowanych papierów prezentowych, złotych gwiazdek-naklejek czy brokatu. Instrumenty pozwolą nam też na przeprowadzenie konkursu "Jaka to melodia?", podczas którego jedna osoba będzie nucić i przygrywać kolędę, reszta zaś będzie miała odgadnąć jej tytuł.

Dużo radości dostarczy nam także skomponowanie wigilijnego musicalu - historii narodzenia Jezusa opowiedzianej wyłącznie przy pomocy pieśni. Z pomocą przyjdzie nam tym razem kolorowa książeczka z opowieścią biblijną. Przyglądając się kolejnym jej stronom poszukajmy w pamięci (lub śpiewniku) odpowiednich opisujących ją słów. I tak całość możemy rozpocząć od tego, że "nie było miejsca w Betlejem w żadnej gospodzie", więc "mizerna, cicha stajenka licha" stała się pełna chwały. Maryja kołysała Dzieciątko w takt "lulajże Jezuniu". Później "anioł pasterzom mówił", że Chrystus się narodził, więc oni "przybieżeli do Betlejem". I tak dalej…

GRAMY

Czy braliście kiedyś udział w Turnieju Gier Dawnych? Nie? To ogłośmy takowy w te święta, szczególnie, jeśli spędzimy je popijając w domu syrop na kaszel, zamiast kompot z suszonych owoców u Babci. Na wstępie przeszukajmy domowe kąty i zgromadźmy zestaw startowy - warcaby, pięć kostek do gry, talię kart oraz zeszyt w kratkę i kilka długopisów. Ten ekskluzywny komplet da nam sposobność do przeprowadzenia setek zabaw, które skomponujemy tak, by odpowiadały naszym gustom i możliwościom. Wystarczy tylko pogłówkować, a wspomnienia z naszego osobistego dzieciństwa podeprzeć podpowiedziami z książek lub Internetu.

Jeśli ktoś czuje opór przed hazardem - uspokajamy. Dopóki najwyższą stawką jest zmycie naczyń po obiedzie, nie można mówić o takowym. Przy okazji warto sobie uświadomić, że poza funkcją zabawową, stare dobre gry również edukują. Państwa-miasta są ukrytą powtórką geografii. Statki są wstępem do poruszania się po dwuwymiarowym układzie współrzędnych. Karty uczą kolejności cyfr i dodawania. Kółko i krzyżyk (zwłaszcza te panoramiczne, w których trzeba uzupełnić pięć pól w jednej linii) wymagają logicznego myślenia. Podobnie gra w kości, gdzie trzeba się zastanowić, co jest bardziej prawdopodobne - wyrzucenie dodatkowych trzech czwórek, czy uzupełnienie strita? Proste założenia ogólne obu gier pozwalają wciągnąć do rozgrywek nawet trzylatka, no, co najwyżej z małymi podpowiedziami (Rzuć tymi kostkami. Popatrz - tu i tu wypadło jedno oczko! Tymi pozostałymi rzuć jeszcze raz.). Nieco starsi podedukują natomiast przy klasycznych warcabach lub jednej z wielu innych gier wykorzystujących ich planszę. Przykładowo - w "Wilku i owcach" (pastuszkowie by się ucieszyli), właściciel czarnego pionka będzie próbował go przeprowadzić na drugi koniec planszy, przeciwnik zaś będzie blokował go przy pomocy czterech białych owiec. W "Halmie" pionki ustawimy uzupełniając dwa przeciwległe narożniki - naszym celem będzie jak najszybsze przedostanie ich na drugi koniec planszy. W "Mig-Mang" natomiast…

Rozgrywki można zakończyć kalamburami, w których hasła będą oczywiście obowiązkowo nawiązywały do świąt. "Barszcz z uszkami" w wykonaniu dziadka, albo "Bracia, patrzcie jeno" pokazywane przez ciotkę obudzą nawet tych, którzy postanowili pograć w całkiem poważne szachy.

CZYTAMY

Pod każdą choinką znajduje się przynajmniej jedno, bardzo wygodne miejsce do czytania. Czasem tuż obok niego leżą książki przyniesione przez Mikołaja (alias Gwiazdora względnie Aniołka). Jeżeli takowych brakuje, a czujemy, że miejsce dla czytelnika się marnuje - poszperajmy na półkach lub udajmy się do biblioteki po coś tematycznego.

U nas w domu istnieje zbiór kilkunastu książek ściąganych z pawlacza wyłącznie na okres Bożego Narodzenia. Wśród nich są okolicznościowe opowieści biblijne, ilustrowany śpiewnik kolęd, kolorowe bożonarodzeniowe bajki dla maluchów, a nawet publikacja w kształcie dużej choinki.

Do zimowych hitów całkiem zwyczajnej biblioteczki należy książka Astrid Lindgren pt. "Popatrz Madika, pada śnieg", której główna bohaterka gubi się w śnieżycy podczas kupowania bożonarodzeniowych prezentów. Co roku z radością wracamy też do wesołej sanny na ośnieżonych stokach Bullerbyn, pieczenia pierniczków w kształcie prosiaczka i Wielkiego Narciarza Lassego, który skąpał się w przerębli. A gdy mamy ochotę na lżejszą lekturę sięgamy przykładowo po przyciężką Mamę Mu - krowę marzącą o zjeżdżaniu na sankach.

Zimowych i bożonarodzeniowych książek jest z resztą znacznie więcej. Chętni mogą się zapisać na wędrówkę z Gerdą do Królowej Śniegu, wpaść na chwilę do ośnieżonej Narni, odwiedzić Dziadka Do Orzechów lub skąpca Scrooge’a. Po wielu przygodach można wreszcie zaszyć się w pogrążonej w zimowym śnie Dolinie Muminków. Poza tym podobno w bibliotece na naszej ulicy znowu pojawiły się nowości - nawet Wesoły Ryjek zimą…

WYCHODZIMY

…i to nie tylko po nową dostawę literatury. Wprawdzie wspaniale leży się pod choinką i zajada smakołyki, ale odrobina ruchu jest konieczna przez 365 dni w roku. Na sanki, łyżwy i lepienie bałwana zwykle towarzystwa nie trzeba namawiać. Jak jednak zmotywować młodszą młodzież i starszych ojców do ruchu, gdy brakuje śniegu? Spróbujmy nadać naszym wyprawom cel.

U nas jest to na przykład tradycyjne odwiedzanie żłóbków. W naszym rodzinnym Poznaniu udało się wytropić już wiele osobliwości, między innymi: największą konstrukcję w Europie, mniejszą, ale połączoną z ruchomym przedstawieniem patriotycznym, a także żłóbek z zadziwiającymi zwierzętami - żywymi królikami i ptakami, oraz ze słoniem i wielbłądem, które co prawda są plastikowe, ale zapraszają, by usiąść na nich na oklep. W ramach dorocznej większej wycieczki można również udać się z prywatną pielgrzymką do kościoła w sąsiedniej miejscowości. Po latach tego typu wypadów uzupełnimy fotografiami cały album stajenkowo-krajoznawczy.

Spacer po bezśnieżnym lesie uprzyjemni nam za to akcja "Bombki dla sikorki". Zanim do niej przystąpimy uszykujmy smakołyki dla skrzydlatych przyjaciół. W płacie niesolonej słoniny zróbmy otworek, przez który przeciągniemy sznurek-zawieszkę. Łuskane nasiona słonecznika, dyni i lnu zatopmy w smalcu, z którego uformujemy kulkę. Umieścimy ją potem w mini-karmniku przygotowanym z doniczki, ewentualnie w nylonowej siatce (ta jednak, gdy się rozedrze, dostanie się do żołądka małego biesiadnika). Nie sypmy natomiast chleba - pieczywo bogate w sól i spulchniacze nie jest odpowiednie dla zwierząt!

Kiedy dalszy wypad jest niemożliwy, udajmy się na pseudo-podchody wokół naszego domu. Nie dokonujemy przy tym klasycznego podziału na dwie grupy, nie wytyczamy wcześniej trasy ani nie ustalamy zadań - wymyślamy je na bieżąco. Na przykład: wyszukujemy trzy okna ozdobione lampkami choinkowymi, sklep z ustawioną figurką świętego Mikołaja albo podobiznę renifera. Nie jest to szczyt finezji, ale zdecydowanie przewyższa bezcelowe snucie się po ubłoconym mieście.

A kiedy już wrócimy zmarznięci do naszego domu czeka nas kubek aromatycznej herbaty i suche skarpetki. Nastaje czas cichych zajęć własnych - pora na drzemkę, układanie nowych puzzli lub opiekę nad świeżo otrzymaną lalą-bobaskiem. A i Kevin może się wtedy przytrafić.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Święta z dziećmi, czyli co zamiast Kevina?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.