Wrrr! Opanuj się!

Wrrr! Opanuj się!
(fot. shutterstock.com)
Anna Kaik

Drażliwość i agresywność - ta "wybuchowa" mieszanka często utrudnia nam tworzenie bliskich, serdecznych relacji. Jak sobie radzić z własną zapalczywością?

Czasami wystarczy drobiazg, wymuszenie na nas pierwszeństwa na drodze czy jakaś złośliwa uwaga rzucona na odchodnym, żeby poczuć, jak krew uderza nam do głowy i wszystko zaczyna się w nas "gotować". Stąd już o krok do awantury, w swojej wielkości - dla postronnego obserwatora -  najczęściej nieadekwatnej w stosunku do pierwotnego bodźca.

Skłonność do wybuchowości niektórzy psychologowie łączą z typem osobowości. Podział na melancholika, sangwinika, flegmatyka i choleryka znano już w starożytności. Do dziś uważa się, że charakter sangwiniczno - choleryczny jest dużo bardziej zapalczywy niż melancholijno - flegmatyczny.

DEON.PL POLECA

Typ osobowości może być jeszcze wzmocniony przez wychowanie. Jeśli któryś z rodziców reagował gniewnie w sytuacjach napięcia, dziecko przez obserwację nauczy się postępować w identyczny sposób.

Problem wielkich i maluczkich

Z tym problemem muszą się borykać nie tylko przeciętni zjadacze chleba. Wielu świętych zmagało się nieraz przez całe życie z nadmierną impulsywnością. Za takiego uchodził św. Piotr czy św. Hieronim. O św. Franciszku Salezym portal Brewiarz pisze: "Wśród jego cnót na pierwszy plan wybijała się niezwykła łagodność. Był z natury popędliwy i skory do wybuchów, jednakże długoletnią pracą nad sobą potrafił zdobyć się na tyle słodyczy i dobroci, że przyrównywano go do samego Chrystusa."

Oprócz tego, że gniew figuruje na liście grzechów głównych, osobie wybuchowej ta cecha przysparza głównie cierpienia. Najczęściej utrudnia tworzenie ciepłych relacji, gdyż w zapalczywości często mówi się słowa wyjątkowo raniące. Mają zranić tak, żeby oddać siłę złości, jaką czujemy w sobie. Po "dojściu do siebie" zazwyczaj żałuje się większości wypowiedzianych uwag i krzyku, zwłaszcza, gdy uświadomi się sobie fakt, że raz wypowiedziane słowa pozostają w niektórych uszach - i sercach - na zawsze.

Refleksja i krok w tył

Okiełznanie swojej porywczości to niełatwe zadanie, wymagające nakładów cierpliwości i czasu. Jak próbować poradzić sobie z tym problemem? Mówi Anna Pyla - Mazur, psycholog: - Warto jest zacząć od obserwacji samego siebie, np. kiedy i w jakich sytuacjach pojawia się napięcie, kto jest obecny w trakcie wybuchów itp. Obserwacja taka umożliwia zrozumienie źródła reakcji, czyli nazwanie niezaspokojonych potrzeb, które prowadzą do wybuchu złości.

Kiedy jednak jesteśmy już w sytuacji, gdy emocje sięgają zenitu, warto zastosować technikę tzw. kroku w tył. Można przeprosić i wyjść na moment do innego pokoju czy na krótki spacer. Dystans fizyczny ułatwia złapanie dystansu emocjonalnego. Można wówczas się wyciszyć i spokojnie zastanowić: "o co mi właściwie chodzi? ", "jakie potrzeby kryją się pod moimi emocjami?". Z uporządkowanymi myślami łatwiej będzie powrócić do konstruktywnej rozmowy. Mówiąc wprost o swoich potrzebach zwiększa się też szanse na realne ich zaspokojenie.

Żeby znaleźć motywację

Żeby zmienić swoje zachowanie, trzeba tego jeszcze chcieć wystarczająco mocno, żeby nie poddać się po kilku kolejnych wybuchach. Umiejętność konstruktywnej, spokojnej wymiany zdań to bowiem nie tylko wielka sztuka, której uczymy się całe życie, ale również spory wysiłek. I tu na pierwszy plan wysuwa się nasza, często niedoceniana motywacja. Tłumaczy A. Pyla - Mazur: - Pamiętajmy, że zmiana naszego sposobu reagowania ma służyć nie tylko poprawie jakości naszego życia, ale i naszym bliskim. Dobrym przykładem jest sytuacja, kiedy krzyczy się na własne dziecko. Podejmując próby kontroli własnych emocji uczymy tego samego naszych podopiecznych, umożliwiając im tym samym lepszy start w przyszłość. Myślę, że dla wielu może to być ogromna motywacja do pracy nad sobą.

Każdy powinien znaleźć własną motywację, najlepiej w sferach, których niszcząco dotyka nasza zapalczywość. Najczęściej są to właśnie relacje, nie tylko z bliskimi, ale i osobami ze środowiska pracy czy nawet sklepowej obsługi lub kierowców na drodze. "Nieleczona" gwałtowność ma tendencje wzrostowe i może zacząć powoli zagarniać wszystkie sfery naszego życia. Jedno z podań starożytnych opowiada historię mnicha, który nie potrafił żyć w zgodzie ze współbraćmi z klasztoru. Postanowił więc przenieść się do pustelni, żeby w ten sposób przestać grzeszyć wybuchowością. Pewnego dnia poszedł po wodę do studni. Gdy nalewał wodę do dzbana, ten się przewrócił. Mnich podniósł go, ale przy kolejnej porcji wody dzban znów się przechylił. Działo się tak kilkakrotnie - wreszcie mnicha ogarnęła wściekłość, rozbił dzban i zaczął złorzeczyć na niesprawiedliwość losu. Dzięki temu zdarzeniu zrozumiał, że ucieczka z klasztoru nie uchroni go przed wybuchowością. Walka z nią jest bowiem walką z samym sobą - jedyną pewną osobą na ziemi, przed którą nigdy nie uda nam się uciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wrrr! Opanuj się!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.