Kto nie chce żyć w ciemności, musi świecić!

I czułam to wyraźnie: ciemność znika, znika! (fot. gfpeck / flickr.com)
Eduard Martin / slo

Miałam siedemnaście lat - zaczęła opowiadać pani N.W., kiedy wydało mi się, że jestem na takim dnie, jakie trudno sobie wyobrazić. Matka się rozwiodła, a ja musiałam mieszkać z nią i z jej nowym mężem, który był człowiekiem strasznym. Musiałam z nimi mieszkać do osiemnastu lat - do swojej pełnoletniości. Zmarła też wtedy moja babcia, matka ojca, która była moją powierniczką i kimś, w kim miałam oparcie.

Usunięto mnie ze szkoły, ponieważ nie mogłam się na lekcjach skupić. Zresztą chciałam się też przez to zemścić na matce. Rozstałam się ze swoją pierwszą miłością.

Czasami człowiek wpada po prostu w taką złą passę: kiedy mu się coś popsuje, psuje mu się potem wszystko inne. Zdawało mi się, że spadają na mnie ciosy ze wszystkich stron naraz. Jak gdybym była w świetle i nagle ktoś przekręcił wyłącznik. Zgasił.
Zgasił mi całe życie.

Pamiętam, że w pewnej chwili nie mogłam już tego wytrzymać i po gwałtownej sprzeczce z matką wybiegłam z domu, zamierzając gdzieś uciec. Ale na dworze była okropna słota, wobec czego jak niepyszna wróciłam do naszego bloku, wśliznęłam się do piwnicy i siedziałam tam, skulona między pakami i słoikami z konfiturami, płacząc.

Gdyby gdzieś był przycisk, który mogłabym nacisnąć i w ten sposób zakończyć swoje życie, odjechać gdzieś indziej - gdziekolwiek - tak jakbym nacisnęła przycisk w windzie, nie wahałabym się nawet przez moment.
Czasami życie wydaje się człowiekowi najbardziej niemiłą formą istnienia...

Płakałam i płakałam. A potem usłyszałam szelest w sąsiedniej przegrodzie piwnicy. Kobieta, która tam coś układała, była naszą sąsiadką. Mówiono, że jest to zakonnica, której klasztor zlikwidowali komuniści i dlatego chodziła po cywilnemu. Pracowała w szpitalu niedaleko naszego domu jako pielęgniarka. Zobaczyła mnie.
- Czemu siedzisz tu po ciemku? - zapytała ze zdziwieniem.
Zdołałam tylko westchnąć, pustka we mnie była tak wielka, że nie mieściła się w słowach...

Podała mi rękę.

- Chodź na herbatę - powiedziała łagodnie. Szlochając, poszłam z piwnicy do jej garsoniery. Piłam słodką lipową herbatę i płakałam, płakałam głośno, pamiętam to uczucie, jak mokra od łez twarz ślizga mi się po igelitowym obrusie w kwiaty.

Pani Lojziczka, jak ją w domu nazywano, pozwoliła mi się wypłakać.
- Dlaczego siedziałaś tam po ciemku? - zapytała po chwili.
- Wszędzie jest ciemność - powiedziałam. - Ciemność, ciemność, ciemność - powtarzałam i miałam poczucie, że w ten sposób najlepiej tłumaczę swój stan.

Pani Lojziczka pogłaskała mnie po zapłakanej twarzy. A potem wypowiedziała słowa, których nigdy nie zapomnę: - Kto nie chce być w ciemności, musi świecić. A następnego dnia wzięła mnie z sobą na wieczorny dyżur do szpitala. Przedstawiła mnie swojej przyjaciółce, lekarce, i umówiłam się na kurs dla pielęgniarek. Tymczasem mogłam w szpitalu spełniać prace pomocnicze.

Pani Lojziczka zaprowadziła mnie na oddział dziecięcy Na oddział dzieci, które były w złym stanie. Bardzo złym. Krytycznym. Chodziłam na ten oddział i pomagałam tam, i mogłam rozmawiać z dziećmi, i mogłam im opowiadać bajki i odgrywać teatr, w którym występowały pluszowe zwierzątka, i... I czułam to wyraźnie: ciemność znika, znika!

Gdyby wtedy anioł nie był przyprowadził do piwnicy pani Lojziczki, nie dobiłabym do matury i nie skończyłabym medycyny - i nie byłabym teraz lekarzem pediatrą. Gdyby do piwnicy był wszedł ktoś, kogo nic by nie obeszło to, że widzi siedzącą na ziemi między słoikami i popłakującą siedemnastolatkę... Kto wie, co bym wtedy wieczorem była zrobiła. Koniec? Są takie »chwile zwarcia«, kiedy człowiek zdolny jest zrobić wszystko. Na szczęście", doktor N.W uśmiechnęła się, „każdy z nas ma swego anioła. A nasze anioły porozumiewają się ze sobą i przychodzą z pomocą, kiedy tego potrzebujemy.

Pracowałam w szpitalu z Lojziczką. Pozbywałam się - mało ważnych czasem - zmartwień przez to, że starałam się uwalniać od zmartwień ludzi wokół siebie. Myślę, że nie ma lepszego sposobu wyzbywania się smutku niż przez to, że uwalniamy od niego innych. Pani Lojziczką jest już od dawna na tamtym drugim, słonecznym brzegu. Ale ja nie przestaję jej być wdzięczna. Wdzięczna za wszystko, wdzięczna także za te słowa, które mi wtedy pomogły i które nadal mi pomagają:
"Kto nie chce żyć w ciemności, musi świecić."

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kto nie chce żyć w ciemności, musi świecić!
Komentarze (7)
H
hm
12 maja 2013, 13:12
"ktostam" - trzeba przezyc ciezkie chwile w dziecinstwie, zeby kategorycznie twierdzic, ze dzieci nie rozumieja. Dzieci doskonale rozumieja. Szkoda, ze czesciej niz dorosli. Idz do dzieci i sie ucz i ....  choc nie widze tego dobrze - zycze Ci powodzenia !
J
Jasmine
11 maja 2013, 11:39
 To czy ten artykul jest dla Ciebie wazny i "przydatny" zalezy od tego w jakim momencie zyciowym jestes, w jakim  stanie psychicznym jestes, jak bardzo poszarpane jest Twoje serce...itd Zobaczcie,ze zycie tu na ziemi jest efektem dzialania Zlego i jego wplywu na nasza wole. W obozach koncetracyjnych, jedni gineli w straszliwych niesprawiedliwych mekach, a drudzy byli wyzwalani przez Ludzi- Anioly. Dzieci sa dzis okrutnie maltretowane od chwili poczecia, ale sa tez i takie ktore mimo ogromu zla wokol nich, dostaja wielkie swiatlo, laske i dzis sa wlasnie Latarniami. Ich cierpienie jest zamienione,aby ma pociagac innych ku dobremu. To co czlowiek czlowiekowi moze zrobic jest nie opisania i ogarniecia jakakolwiek teoria i swiatlym umyslem. Nie da sie tego wszystkiego zrozumiec, przyjac chociaz w polowie bez Chrystusa. Ja jestem dzis psychologiem, pedagogiem, terapeuta, brakuje mi jeszcze czasu i zycia,zeby byc wszystkim i nikim tak naprawde. Jako dziecko doswiadczylam wielu lat " treningu lamiania" ciala, duszy i psychiki pod kazdym mozliwym wzgledem. Dzis gdyby nie Jezus, bylabym katem, oprawca i ofiara w jednym. Moje imie, moje zycie, moja nauka, praca nie byly blogoslawione przez wiekszosc ludzi ktorych spotykalam i ogrom zla pokoleniowego, konsekwencji moich grzechow i innych ludzi nie moga byc przemienione bez udzialu Chrystusa. Zaden budda, terapeuta, wyzwalacz energii,czy inny znachor nie ma takiej mocy nad przegranym(dzieki Smierci i Zmartwychwstaniu Chrystusa) juz Szatanem. Ja wiem na pewno,ze sama w sobie nic nie moge, bo nie mam zadnej wiary w siebie, zadnego zaplecza w sobie, ktore mowi mi,ze mam zyc i jak zyc. Wszystko opieram na Chrystusie i Eucharystii i dzieki Niemu moge zrobic najprostsze rzeczy i tez te wielkie. Umre z tym wielkim cierpieniem w sobie,ale Jezus to zamienia codziennie i naprawde nie ma innej Drogi. "Happy endy" zdarzaja sie i sie nie zdarzaja, myslec ze trzeba na zycie popatrzec w Prawdzie a Ona wyzwoli. I to wszystko.
KT
Ktoś tam
13 maja 2011, 09:39
Za dużo słodyczy w tym artykule jak na ,,zgaszone" życie. A dzieci, które odejdą, cóż nie będą miały gorzej niż ja miałam - mogłaby powiedzieć bardziej rzeczywista bohaterka. Umierały w cierpieniu i trwodze, tak, nie inaczej niż ja. To w czym mają gorzej to to, że są jeszcze małe i bardzo słabe, śmierć je przerasta a muszą znosić, nie rozumiejąc nawet swojego cierpienia, którego nawet nie są w stanie zrozumieć, gdyby im to wytłumaczyć w dziecinnym języku. Z drugiej strony zgaszona osoba jest w równym stopniu przytłoczona złem jak dziecko śmiercią, duchowa strona zła jest tak silna dla takiej osoby, że może ją miażdżyć nawet bardziej śmierć dziecko. Ładne, cukierkowe opowiadania z happy endem. Patrząc na statystki happy end jest bardzo rzadki.
BN
Barbara Nowak
12 maja 2011, 09:31
Często nie zwracamy na to uwagi, ale Pan Bóg stawia nam na naszej drodze człowieka - takiego anioła, który zmienia nasze zycie. Ja tez spotkałam takiego anioła, gdy dosyc wczesnie przeszłam na emeryturę i nie widziałam nic.... tylko pustkę. Ja- kobieta pracujaca , co teraz będę robiła? I wtedy ten anioł zaprowadził mnie do Parafialnego biura Radia Maryja ... i tam zaczełam sie  udzielac. A potem CARITAS parafialny i tu 10 tal....  I dużo by mozna mówic o doświadczniach . życze kazdemu by na swej drodze spotkał ANIOŁA.
A
Aura
12 maja 2011, 09:29
Trads, artykuł nie został przez Ciebie przeczytany prawda? Myślę, że Twoja optyka widzenia drugiego człowieka byłaby inna. Pozdrawiam
T
trads
12 maja 2011, 03:14
Módlmy się za wszystkie osoby, które jeszcze czekają na swoich "aniołów". + O tak, pokażmy im, o ile jesteśmy lepsi i że MY już dostąpiliśmy oświecenia.
Łukasz
12 maja 2011, 02:42
Módlmy się za wszystkie osoby, które jeszcze czekają na swoich "aniołów". +