Co by było, gdyby odkryto lek na wszelki lęk? (fot.sxc.hu)
Stanisław Morgalla SJ

Życie bez lęku to jedna z bardziej trwałych iluzji człowieka. Co by było, gdyby gdzieś wyprodukowano tabletkę na wszelki lęk? Czy możliwy jest świat bez lęku? A może taki lek już istnieje?

Lęk jest pojęciem wieloznacznym, które tak się ma do swoich różnorakich rodzajów czy przejawów, jak pojęcie “ryba" do wszystkich odmian i gatunków ryb na świecie. Kłopot w tym, że każdy z nas takie egzotyczne oceanarium nosi w sobie i nigdy nie wie, co złapie na haczyk kolejnej życiowej próby. Inaczej boimy się wizyty u dentysty, a inaczej decyzji o wyjeździe “na saksy" za granicę. Co innego budzi w nas surowa mina profesora na egzaminie, a co innego pysk buldoga sąsiadów, choć ta pierwsza dziwnym zrządzeniem losu może skojarzyć się z tym drugim, zwłaszcza gdy buldog już nas kiedyś niespodziewanie zaatakował. W każdym razie, ile w życiu przeszkód i trudności, tyle lęków i niepokojów. I tak musi być, by życie kipiało całą pełnią. Chyba, że coś się w nas popsuło i miejsce kolorowego oceanarium zajął rekin ludojad, który najpierw strawił całe nasze wnętrze, a teraz próbuje połykać wszystko naokoło. Ale to już sytuacja nienormalna, którą warto się zająć osobno. Polem naszej refleksji jest lęk przeżywany przez osobę zdrową.

Z lękiem za pan brat

Nie trzeba uciekać się do naukowych teorii, by się przekonać o oczywistości prawdy, że lęk jest nieodłącznym towarzyszem naszej życiowej podróży. Trudno nawet opisać ludzkie życie bez odniesienia do lęku, bo zdrowy rozwój - przynajmniej w psychologii - to historia pokonywania kolejnych lęków, a dojrzała osobowość to synonim zdolności znoszenia stresów i radzenia sobie z niepokojem. Mniejsza o to, czy uciekniemy się do barwnego języka psychoanalizy mówiącej o lęku przed nadmierną stymulacją, separacją bądź kastracją, czy też będziemy żonglować pojęciami psychologii rozwojowej. Ważne, by oddać sprawiedliwość lękowi, a w tym mogą pomóc nawet takie dziedziny, jak filozofia lub teologia, bo i one podejmują ten ważki dla człowieka problem. Może nawet warto dla odmiany spośród filozoficznych opracowań wyciągnąć jedną myśl, która z punktu widzenia psychologii wydaje mi się niezwykle prawdziwa - lęk jest odwrotną stroną zadziwienia, a może nawet częściej bywa odwrotnie: zadziwienie jest odwrotną stroną lęku.

DEON.PL POLECA

Każda pierwsza w życiu rzecz jest związana z niepokojem lub lękiem, który - pokonany - wieńczy dzieło zadziwieniem, czyli satysfakcją, otwarciem nowych horyzontów, większym zaufaniem do siebie i innych, itp. Pierwszy samodzielny krok dziecka, pierwszy dzień w szkole, pierwszy egzamin na studiach, pierwsza osobista inicjatywa zawodowa zwykle niepokoją i budzą obawy, ale dzięki tej dawce lęku przekształconej w ostrożność i rozwagę, pomagają w szczęśliwym rozwoju dalszego ciągu. Gdyby wyzbyć się lęku, to i zadziwienie by zanikło, nie mówiąc o cnotach odwagi, wytrwałości, roztropności i innych. Ba, przekonuje nas o tym nawet doświadczenie rzeczy ostatecznych, czyli lęk przed śmiercią. Gdy jakimś cudem tylko otarliśmy się o śmierć, np. wychodząc cało z wypadku samochodowego lub otrzymując pozytywne wyniki badań po pierwszej dramatycznej diagnozie lekarskiej, także to doświadczenie odmienia nasze spojrzenie. Po przejściu fali lęku wszystko w jednej chwili wydaje się nowe: patrzymy zadziwieni na te same przedmioty i osoby, jakbyśmy je oglądali po raz pierwszy. I cieszymy się życiem i pracą, rodziną i przyjaciółmi, choć jeszcze kilka dni wcześniej były one przedmiotem naszych narzekań. Taki jest ten nasz świat emocji i trudno go sobie wyobrazić inaczej.
Ale spróbujmy! Zobaczmy, co by było, gdyby odkryto lek na wszelki lęk. Dla odmiany zróbmy to w formie swoistego konkursu na scenariusz do filmu: ja napiszę początek, a chętni Czytelnicy zakończenie.

Tabletki

Moja wizja świata bez lęku to dreszczowiec o niewinnie brzmiącym tytule, takim jak powyżej. Bohaterem jest znerwicowany mężczyzna w średnim wieku, który kompulsywnie kontroluje własne otoczenie, zwłaszcza rodzinę, gdyż obsesyjnie boi się wszystkich i wszystkiego (niewątpliwa ofiara lęku w rodzaju “rekina ludojada"). Prozaiczne przejście przez jezdnię jest dla niego ekstremalnym wyczynem, tym bardziej, że prócz nerwowego sprawdzania koloru światła na semaforze musi patrzeć pod nogi, by stąpać tylko po białych pasach. Sam nie pamięta już, kiedy i dlaczego się tego nauczył, ale niewątpliwie dostarcza mu to kojącego poczucia samokontroli. Po zażyciu tytułowej tabletki w jednej chwili opadają z niego okowy lęku i obsesji. Odmieniony, cały w skowronkach wybiega na ulicę, by pokazać się całemu światu i… ginie pod kołami własnego samochodu. Dla ezoterycznego posmaku dodajmy jeszcze, że umiera na przejściu dla pieszych przy zielonym świetle, a jego martwe ciało leży gdzieś pomiędzy białymi pasami. Kierowcą feralnego auta mógłby być jego 15-letni syn (tym razem żonę oszczędzimy, by nie rozpraszać ewentualnych scenarzystów dyskusjami o seksistowskich stereotypach), który po zażyciu tej samej cudownej tabletki postanowił przejechać się nietykalną i trzymaną pod kluczem ojcowską Toyotą. Gwałtowna śmierć ojca nie robi na nim wielkiego wrażenia, bo tabletka usuwa wszelkie negatywne uczucia; rzecz jasna klasyczne poczucie winy do takich lękowych przeżyć należy. Tak oto osiągnęliśmy apogeum napięcia, które - przyznajmy szczerze - jest całkiem niezłe, nawet jak na tak marne produkcje. Sęk w tym, że moim zdaniem ciąg dalszy można już tylko popsuć, dlatego scenariusz nadaje się jedynie na niskobudżetową produkcję. Nic nie jest w stanie przywrócić oglądanej makabresce ludzkich cech, bo żaden widz takiego emocjonalnego salta nie wykona, a już ma nieźle namieszane w głowie (podobnie zresztą jak i czytelnik). Na domiar wszystkiego uśmierciliśmy głównego bohatera. Już za późno na prawdziwy ból, rozpacz, złość i paraliżujący lęk wobec przyszłości spod znaku nowej tabletki. Ale może komuś uda uratować się ten scenariusz…

Samo życie

Rzecz nie byłaby warta uwagi, gdyby nie fakt, że samo życie pisze gorsze scenariusze. Media coraz częściej informują, iż zwyczajni ludzie potrafią zachować się tak, jakby stracili poczucie lęku. A wtedy przekształcają się w potwory zdolne do każdej okropności. Nie bez powodu zwykle dzieje się to pod wpływem jakiegoś środka (np. alkoholu lub narkotyków), który spełnia funkcję “cudownej tabletki". Ucieczka od lęku jest jednak utopią i zawsze kończy się źle. Zdrowy człowiek musi stawiać czoło swoim lękom, bo w ten sposób staje się bardziej człowiekiem.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Strach się nie bać!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.