(fot. aftab. / flickr.com)
Magdalena Guziak-Nowak / slo

Byłem wyautowanym społecznie menelem. Chodziłem po melinach, piłem jakieś czary. Nawet wtedy, gdy po 16 latach małżeństwa urodził mi się wyczekiwany syn. Dziś spłacam dług.

Piotr ma 63 lata. Przez 30 lat puszka piwa i kieliszek wódki były dla niego ważniejsze od rodziny, przyjaciół, prestiżowej pracy i wyznawanych wartości. Decyzję o leczeniu podjął 24 października 1996 r. Pięcioletni syn powiedział mu, że chce mieć normalną rodzinę. Szok. Odwyk. Terapia. Trzeźwienie. I świadomość, że rak picia pozostanie w nim do końca życia.

- Mój ojciec też był alkoholikiem. Jako dziecko widziałem pijany dom i przemoc, bo tata często bił moją mamę. Przyrzekałem sobie, jak wiele osób w podobnej sytuacji, że w moim życiu taka sytuacja nigdy się nie powtórzy, zresztą działałem w harcerstwie. Pilnowałem mamy, żeby nic jej się nie stało. Mimo to zacząłem pić. Pierwszy raz, gdy miałem 16 lat - opowiada Piotr, trzeźwiejący alkoholik, od (ilu?) terapeuta uzależnień i współwłaściciel ośrodka leczenia alkoholików TERRA w Grzebielinie koło Wrocławia.

DEON.PL POLECA

Zaczęło się, oczywiście, niewinnie - od piwa, o którym niektórzy mówią z uśmieszkiem, że to nie alkohol. Niedługo potem Piotr pił już na harcerskich obozach i pozwolił sobie na “pierwsze duże, oficjalne picie" po balu maturalnym. - Wtedy pierwszy raz przyszedłem do domu bardzo pijany - wspomina. - A moi rodzice nie wyciągnęli z tego żadnych konsekwencji. Nawet mama nic nie powiedziała, choć wiem, że na pewno bardzo z tego powodu cierpiała.

Po skończeniu studiów Piotr pracował jako wychowawca i nauczyciel wf-u w szkole. Był szanowany i lubiany w lokalnym środowisku, udzielał się jako społecznik. Ożenił się w wieku 25 lat. Już wtedy alkohol był (nieuświadomionym) problemem. - Piłem ciągami i klinowałem, czyli kiedy byłem na tęgim kacu i miałem wyrzuty sumienia, piłem dalej, bo to przynosiło mi ulgę. Chodziłem taki skacowany i nieświeży do pracy. Dostawałem sygnały, że coś jest ze mną nie tak, ale to lekceważyłem. Zresztą, były lata 70. i przecież wtedy pili prawie wszyscy, takie było towarzystwo. Nie byłem typem awanturnika, wręcz przeciwnie, po procentach stawałem się duszą towarzystwa, opowiadałem świetne kawały, super tańczyłem. Ale klinowałem już na okrągło, miałem dwutygodniowe ciągi, a potem z trudem dochodziłem do siebie. Było poczucie winy, wyczerpanie fizyczne, składanie obietnic, a gdy wróciłem do jako takiej równowagi przychodziła myśl, że przecież nie jest ze mną aż tak źle…

Zaczęły się małżeńskie problemy. Piotr zostawił szkołę i otworzył sklep. Wytrzymał osiem miesięcy. A potem równia pochyła. - Spałem po melinach, piłem jakieś czary i na kredyt, robiłem długi. Gdy ktoś mi mówił: “Spójrz na siebie, co ty ze sobą robisz?", obrażałem się i z dumą alkoholika odpowiadałem, że sam sobie poradzę. Byłem wyautowany społecznie. Nie stanąłem na wysokości zadania nawet wtedy, gdy po 16 latach małżeństwa moja żona zaszła w ciążę. Osiem miesięcy leżała na podtrzymaniu, bo dziecko było zagrożone, a ja włóczyłem się jak menel. Kiedy urodził się Jaś, nawet nie pojechałem po nich do szpitala, tylko wysłałem szwagra. Po wielu latach od tego wydarzenia żona wyznała mi, że miała nadzieję, że będzie wtedy zasłana różami, a była zalana łzami.

Wszystko zmieniło się, kiedy mały Jaś miał pięć lat. W domu wywiązała się karczemna awantura. Piotr postanowił zerwać z nałogiem pod wpływem swojego jedynego syna, który przedwcześnie dorosłym tonem powiedział mu, że marzy o trzeźwym, normalnym tacie.

Leczenie z choroby alkoholowej zbiegło się w czasie z informacją o nowotworze. Raka jelita udało się pokonać. Z rakiem picia walczy do dziś, bo alkoholikiem zostaje się na całe życie.

Po pięciu latach trzeźwego życia osoba uzależniona sama może zostać terapeutą. Taka była droga Piotra. Ukończył studium terapii uzależnień i socjoterapię. Założył pierwszy klub AA w powiecie. - Moja praca jest misją. Każdy uzależniony jest dla mnie wyzwaniem. Spłacam w ten sposób dług wobec ludzi, którzy mi kiedyśmy pomogli. Marzyłem, że jak wygram w totka, to otworzę ośrodek terapeutyczny. W totka nie wygrałem, ale trzy lata temu do mnie i mojej żony, która także zajmuje się pracą z osobami uzależnionymi, przyszli ludzie szukający wspólników. Wspólnie udało nam się stworzyć ośrodek, w którym inni wracają na właściwą drogę. Mamy dobre statystyki, bo połowa leczących się u nas pacjentów nie wraca do picia. Jestem teraz najszczęśliwszym facetem na świecie. Pan Bóg czuwał nade mną i Jemu to zawdzięczam. W odpowiednim momencie klepnął mnie w ramię i powiedział: “Facet, otrząśnij się".

Przerażające statystyki

Opowiadanie Piotra to takie human story, jakie lubią dziennikarze, bo można je fajnie opisać. Ze łzami i nieoczekiwanym zwrotem akcji. Mimo to jego historia nie jest nadzwyczajna. Nie jest nawet trochę niezwykła, niestety. Bo swoje “piciorysy" ma w Polsce ponad milion obywateli - szacuje się, że aż tylu jest uzależnionych od alkoholu. Półtora miliona pije ryzykownie. Dodajmy do tego cierpienie osób współuzależnionych - małżonków, dzieci, rodziców, braci, przyjaciół. Prosty rachunek i widać jak na dłoni, że nie jest przesadnym stwierdzenie, że kilka milionów Polaków cierpi z powodu choroby alkoholowej. Z problemem tym zmaga się w swoich czterech ścianach co trzecia polska rodzina.

Od “mocnej głowy" do dna

Na przykładzie historii Piotra widać jak na dłoni wszystkie fazy rozwoju uzależnienia od alkoholu i etapy zdrowienia z programem terapii (jeśli alkoholik zrozumie, że ma kłopot i zdecyduje się na leczenie).

Zaczyna się niewinnie. Picie sprawia przyjemność, wino jest czymś więcej niż po prostu napitkiem do obiadu. Procenty relaksują i odprężają jak nic innego, stają się lekarstwem na zmęczenie, stres, zmartwienia. Częste picie powoduje wzrost ochoty i tolerancji na alkohol. “Mocna głowa" to ważny sygnał ostrzegawczy, a nie powód do szpanu przed znajomymi.

Pierwszą fazą rozwoju uzależnienia, opisaną przez Pawła Kołakowskiego i Jerzego Drabika, jest tzw. “przerwa w życiorysie". Już nie okazje znajdują nas, ale to my ich szukamy. Inicjujemy kolejki, spotykamy się z tymi, którym można coś postawić, unikamy towarzystwa niepijącego. Po wypiciu mamy dobry humor, czujemy ulgę, spada napięcie, ale zdarza się, że na imprezie urywa się film. Zaczynamy pić do lusterka, w ukryciu oraz na kaca.

Kolejną fazą jest klinowanie. Klin, czyli przyjęcie - najczęściej na kacu - kolejnej dawki alkoholu, przynosi ulgę. Nie trzeźwiejemy, ale dbamy o stały poziom alkoholu we krwi. Zaczynają się wyrzuty sumienia i “kac moralny". Już teraz zaniedbujemy rodzinę i przyjaciół. Pojawiają się problemy w małżeństwie, nie przychodzimy do pracy. Odżywiamy się nieregularnie, zaniedbujemy wygląd zewnętrzny. My jednak nie widzimy problemu - napiliśmy się, bo przecież była okazja i nie można było odmówić. Nie reagujemy, kiedy otoczenie zwraca nam uwagę na nasze picie. Nie kojarzymy faktów, że zaburzenia popędu seksualnego oraz poczucie pustki i bezradności są efektem picia. By udowodnić całemu światu, że “przecież nie jestem pijakiem", składamy deklaracje abstynencji. Nie pijemy, nawet przez dłuższy okres, by zamanifestować swoją “silną" wolę. Do czasu, kiedy wpadniemy w kolejny ciąg.

Stąd już tylko krok do utraty kontroli nad własnym życiem. Upijamy się w samotności, od rana, by zaleczyć “kaca giganta". Spada tolerancja na alkohol - wcześniej butelka wódki nie robiła na nas wrażenia, teraz po dwóch piwach jesteśmy kompletnie pijani. Eksperymentujemy z “wynalazkami", alkoholami niekonsumpcyjnymi. Całe życie podporządkowujemy piciu i by zdobyć pieniądze na alkohol zrobimy wszystko, włącznie z wyciągnięciem pieniędzy ze skarbonki swojego małego dziecka. Alkohol jest jedynym celem. Następuje całkowity rozpad więzi rodzinnej, degradacja zawodowa i społeczna. Pojawiają się psychozy alkoholowe, otępienie (wtórny analfabetyzm), padaczka. Alkohol zniszczył już mechanizmy kontrolne. Jesteśmy na dnie. Jeśli teraz nie zdecydujemy się na leczenie, picie doprowadzi nas do śmierci.

Rozpoznanie uzależnienia zaczyna się od detoksykacji organizmu i leczenia farmakologicznego. Podstawą jest uświadomienie alkoholikowi, że jest… alkoholikiem, bo to nie jest dla niego oczywiste. Ważne jest jego otwarcie się na informacje o chorobie i sposoby wychodzenia z nałogu, wypracowanie motywacji do zachowania abstynencji, a dalej uznanie swojej bezsilności wobec alkoholu i tworzenie planu zmiany swoich zachowań.
W trakcie terapii trzeźwiejący alkoholik zmienia koncepcję swojego życia i dba o rozwój osobisty, aż do pełnej akceptacji trzeźwości jako stanu ciała, umysłu i ducha.

Nie patrz obojętnie

Co zrobić, kiedy nasz kolega, przyjaciel, członek rodziny znalazł się w alkoholowych tarapatach? - Generalna zasada jest taka, że to osoba uzależniona sama musi podjąć decyzję o leczeniu - tłumaczy Piotr. - Oczywiście, będzie się wypierać, bagatelizować problem. pokazywać na innych, którzy piją więcej, gorzej, tłumaczyć, że była okazja itd… To tzw. mechanizm iluzji i zaprzeczeń. Warto wtedy powiedzieć: “Słuchaj, widzę, że masz problem, bo dużo pijesz. Masz tutaj adres i telefon do poradni, spotkaj się ze specjalistą. Wejdź w Internet, poczytaj o tym." Jeśli dana osoba zdecyduje się np. na wizytę w poradni, to jest to dobry znak. Alkoholizm jest chorobą nieuleczalną, ale można z nią żyć i ją powstrzymać.

Studenci za młodzi na AA?

Czy trzy piwa dwa razy w tygodniu na imprezie studenckiej to już powód do niepokoju? - Są alkoholicy, którzy piją na wypłatę, inni weekendowo, ale można też być uzależnionym, a upijać się “tylko" raz na trzy miesiące. Z alkoholem jest jak z ogniem, nie można z nim igrać - przestrzega terapeuta.

Nikt nie jest zbyt mądry, zbyt piękny, zbyt bogaty, żeby nie wpaść w szklaną pułapkę. Na AA nigdy nie jest za wcześnie i nigdy nie jest za późno.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szklana pułapka
Komentarze (8)
LS
le sz
20 sierpnia 2013, 07:42
"Czy więc picie codziennie drinka jest już alkoholizmem? To zależy. Zależy od tego jak długo tak robi. Ale najprościej jest to sprawdzić zupłnie inaczej. Nie wypić tego drinka przez jeden czy parę dni. Jeśli jest to mozliwe bez dolegliwości psychofizycznych, to świadczy to o tym że ciągle nie jest to alkoholizm." To są źle postawione pytania. Definicją alkoholizmu nie jest "picie" - drinka lub nie drinka, codzienne lub okazjonalne. Alkoholizm jest trudny do zdefiniowania, ale fachowcy są w stanie rozpoznać go na podstawie reakcji organizmu osoby uzależnionej, reakcji na odstawienie. @theONA, nie zamierzałem podawać definicji alkoholizmu. I zauważ że napisałaś innymi słowami dokładnie to samo co ja. Stwierdziłaś, że:  "fachowcy są w stanie rozpoznać go na podstawie reakcji organizmu osoby uzależnionej, reakcji na odstawienie" a ja napisałem: "najprościej jest to sprawdzić zupłnie inaczej. Nie wypić tego drinka przez jeden czy parę dni. Jeśli jest to mozliwe bez dolegliwości psychofizycznych, to świadczy to o tym że ciągle nie jest to alkoholizm" Przecież ewentualne dolegliwości psychofizyczne po nie wypiciu przez jeden czy parę dni to jest właśnie reakcja na odstawienie. Co do picia możliwego "bez dolegliwości psychofizycznych" - to też nie dowodzi braku uzależnienia. Granica jest NIEWIDZIALNA. No to sama sobie zaprzeczasz. To w końcu wg Ciebie fachowcy są czy nie są w stanie rozpoznać go na podstawie reakcji organizmu osoby uzależnionej, reakcji na odstawienie? Chyba najlepsze kryterium i test podała @Lucy: Spróbuj  przed rozpoczęciem picia powiedzieć sobie, że wypijesz tylko jedno piwo albo jeden kieliszek czy  jeden drink. Jeśli Ci się uda to ok.Jeśli nie to odpowiedź jest oczywista. Alkoholik nie potrafi zastopować.
20 sierpnia 2013, 00:55
"Czy więc picie codziennie drinka jest już alkoholizmem? To zależy. Zależy od tego jak długo tak robi. Ale najprościej jest to sprawdzić zupłnie inaczej. Nie wypić tego drinka przez jeden czy parę dni. Jeśli jest to mozliwe bez dolegliwości psychofizycznych, to świadczy to o tym że ciągle nie jest to alkoholizm." To są źle postawione pytania. Definicją alkoholizmu nie jest "picie" - drinka lub nie drinka, codzienne lub okazjonalne. Alkoholizm jest trudny do zdefiniowania, ale fachowcy są w stanie rozpoznać go na podstawie reakcji organizmu osoby uzależnionej, reakcji na odstawienie. Czasem również być może wcześniej, gdy ktoś tak, jak Adey widzi tak wcześnie objawy u siebie (chociaż pytanie brzmi, czy nie zagaja na forum w czyimś imieniu...).  Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości co do "charatkeru" swojego sposobu picia, niech zgłosi się do specjalisty, czemu mogłoby to zaszkodzić?  Co do picia możliwego "bez dolegliwości psychofizycznych" - to też nie dowodzi braku uzależnienia. Granica jest NIEWIDZIALNA.  Tego dowodzą doświadczenia alkoholików, na temat których to doświadczeń sporo można poczytać. Wielu pisze o tym, że w początkowych fazach uzależnienia nie odczuwali dolegliwości, a gdy zaczęli je odczuwać, nie byli początkujący w swoim problemie.
20 sierpnia 2013, 00:35
XLeszek, wiesz, co jest szczególnie trudne w Twoich wypowiedziach? Że o czym byś nie pisał, czy o kwintalu pszenicy, czy o chorobie jakiejkolwiek, wszystko brzmi jakby 2+2= 4.   Głowa mnie od tego boli. Wiem, że chcesz dobrze, ale głowa od tego boli.  Krótki komentarz do omawianego tematu: nie ma innej prewencji alkoholizmu niż absolutna abstynencja. I nie ma odpowiedzi na pytanie, dlaczego jedni ludzie pijący alkohol uzależniają się, a inni nie. Oczywiście odkryto już znaczenie genetyki itd., ale nie ma wciąż odpowiedzi na pytanie, dlaczego uzależnili się ci, którzy geny przekazują, a "sąsiedzi" nie. 
lucy
19 sierpnia 2013, 23:01
@Adey Samemu trudno wyjść z nałogu.Potrzebne jest wsparcie ze strony innych czy to alkoholików z  AA, czy skorzystanie z profesjonalnej pomocy terapeutycznej.Mnie pomogła terapia a potem różne grupy wsparcia. Dlatego musisz podjąć decyzję i zrobić ten pierwszy krok do trzeźwości. A jak sprawdzić czy jesteś uzależniony? Prosto. Spróbuj  przed rozpoczęciem picia powiedzieć sobie, że wypijesz tylko jedno piwo albo jeden kieliszek czy  jeden drink. Jeśli Ci się uda to ok.Jeśli nie to odpowiedź jest oczywista. Alkoholik nie potrafi zastopować. Chociaż przyrzeka sam sobie, że nie wypije więcej,  nie jest w stanie dotrzymać obietnicy. Dlatego jedynym lekarstwem na tę chorobę jest całkowite zaprzestanie picia. Życzę wytrwałości i uwierz mi, że to możliwe.
LS
le sz
19 sierpnia 2013, 19:26
Bardzo dobry artykuł, aczkolwiek mam pytanie: czy jeżeli osoba codziennie pije (drink, dwa drinki, lampki wina, różnie) to czy jest to alkoholizm? Jeżeli tak, to jak mam dotrzeć do tej osoby, aby przestała? Nie widzę się z nią za często, więc monitorowanie nie wchodzi w grę. @MichałM... Lekarze/medycyna mówią, że ze względów zdrowotnych lepiej jest wypić co miesiąc za jednym razem 0,5 litra lub wręcz uchlać się, niż przez miesiąc wypijać sobie te 0,5 litra na raty sącząc codziennie wieczorem drinka. Problem w tym, że systematyczne dostarczanie nawet niewielkich ilości alkoholu powoduje, że organizm przyzwyczaja się do tego. Alkohol wchodzi wręcz w metabolizm i przy nagłym jego odstawieniu po dostatecznie długim okresie popijania, wystąpią wszelkie objawy "głodu", tak samo jak i u klasycznego alkoholika. Czy więc picie codziennie drinka jest już alkoholizmem? To zależy. Zależy od tego jak długo tak robi. Ale najprościej jest to sprawdzić zupłnie inaczej. Nie wypić tego drinka przez jeden czy parę dni. Jeśli jest to mozliwe bez dolegliwości psychofizycznych, to świadczy to o tym że ciągle nie jest to alkoholizm.
A
Adey
19 sierpnia 2013, 10:03
Uświadomić sobie jest ławo, przestać trudniej, chyba od około 4 lat straciłem kontrolę nad alkoholem, najlepiej pije mi się samemu, a jak próbujesz rozmawiać ze znajomymi to mówią, że to nie problem, że to normalne,nie jest to dla mnie normalne już, jestem średnio raz w tygodniu spity w trupa, totalnie nic nie pamiętam a dla mojego otoczenia to nie problem do zmartwień, świetnie się bawiłem itd. próbuję ale nie wychodzi....
MM
Michał M.
18 sierpnia 2013, 23:41
Bardzo dobry artykuł, aczkolwiek mam pytanie: czy jeżeli osoba codziennie pije (drink, dwa drinki, lampki wina, różnie) to czy jest to alkoholizm? Jeżeli tak, to jak mam dotrzeć do tej osoby, aby przestała? Nie widzę się z nią za często, więc monitorowanie nie wchodzi w grę. Czy to jest jeszcze portal katolicki?     Czy Wy, jezuici, zawsze musicie chadzać po granicach?     Artykuł jest tak protestancki, że aż żal pośladki ściska.     Mimo wszystko, piję za wasz powrót do ortodoksji!     Uczciwy katolik musi być ciut pijany. Przestań się popisywać, ogarnij łeb i więcej bzdur nie pisz.
B
bartolomeo
18 sierpnia 2013, 18:48
Czy to jest jeszcze portal katolicki? Czy Wy, jezuici, zawsze musicie chadzać po granicach? Artykuł jest tak protestancki, że aż żal pośladki ściska. Mimo wszystko, piję za wasz powrót do ortodoksji! Uczciwy katolik musi być ciut pijany.