Żeby się wypalić, trzeba mieć z czego [WYWIAD]

Żeby się wypalić, trzeba mieć z czego [WYWIAD]
(fot. shutterstock.com)
Katarzyna Gajdosz

Wypalenie zawodowe składa się z trzech etapów. Jeśli odpowiednio wcześniej nie zareagujemy, narażamy się na depresję, a ta może nas uziemić i odebrać sens życia.

Katarzyna Gajdosz: Napisała Pani na swojej stronie internetowej motywatorium.com, że wypalenie zawodowe dotyka tylko ludzi, którzy na początku swojej pracy mieli wzniosłe cele, silną motywację, duże oczekiwania - spodziewali się po swojej pracy głębszego znaczenia. Czy to znaczy, że nie warto mieć wzniosłych celów? Bo cena jest za wysoka?

DEON.PL POLECA

Katarzyna Kuzak: Pytając, czy nie warto, miała pani lekki uśmiech na twarzy. Co to znaczy?

Może powinnam bardziej kontrolować mimikę twarzy... A może po prostu dlatego, że w moim odczuciu mimo wszystko warto.

Właśnie. Idee bowiem same w sobie są ważne i wynikają z naszych wartości. I nie ważne, czy jest to chęć pomagania innym, czy zarabiania więcej pieniędzy. Żeby doszło do wypalenia, trzeba mieć się z czego wypalić. Wzniosłe cele, silna motywacja i duże oczekiwania - praca ma przynieść nam spełnienie. Mowa tu o nurcie egzystencjalnym w wypaleniu zawodowym. Jeżeli środowisko, w którym pracujemy, sprzyja realizacji naszych celów, a nasze oczekiwania chociaż w części są zaspokajane, wówczas motywacja się utrzymuje i wypalenie zawodowe raczej nie wystąpi. Zamiast tego będziemy mieć poczucie, że to, co robimy, ma sens. Będziemy chcieli robić tego więcej! Odpowiadając więc na pani pytanie, uważam, że  warto mieć wzniosłe cele, chociaż wpływa na nas środowisko. Czasem trzeba zmienić pracę, żeby je utrzymać i nie stracić motywacji do realizacje tego, co dla nas najważniejsze - wybranej wartości, idei. Należy zadbać nie, by mieć szansę realizować swoje cele.

Dlaczego wypalenie zawodowe dotyka przede wszystkim, a może tylko tych, którzy pracują z i na rzecz innych ludzi? Inżynier nie wypali się zawodowo?

Istnieją różne teorie na ten temat. Jedna z nich mówi, że wypalenie zawodowe składa się z trzech objawów:

1. Wyczerpanie emocjonalne - ma się poczucie, że nasze zasoby emocjonalne się skończyły;

2. Depersonalizacja - zaczynamy podchodzić do drugiego człowieka przedmiotowo, z dystansem, mniejszym szacunkiem.

3. Obniżone poczucie dokonań osobistych - wydaje nam się, że to, co robimy, nie jest wystarczająco dobre, że nie  odnosimy sukcesów zawodowych, mamy niskie kompetencje, jesteśmy niezadowoleni z wyników własnej pracy.

W tym kontekście, pracując z ludźmi, jesteśmy bardziej narażeni na wyczerpanie emocjonalne. Inni  bowiem wnoszą do relacji swój bagaż emocjonalny, na który musimy reagować.  Oznacza to, że musimy sobie radzić nie tylko ze swoimi emocjami, wątpliwościami, wyzwaniami, ale także z potrzebami czy roszczeniami innych. Stąd przeświadczenie, że zawody takie jak pielęgniarka, lekarz, psycholog, nauczyciel są szczególnie obciążone i narażone na wypalenie zawodowe.

Jakie są zatem symptomy, które powinny nam zapalić ostrzegawczą żarówkę w głowie?

Wypalenie zawodowe też przebiega etapowo, rozwija się. Jeśli odpowiednio wcześniej nie zareagujemy, będzie narastać. Pierwsza rzecz zatem, o którą powinniśmy się zapytać, to: Jak ja podchodziłem/am do tej pracy, z jakimi oczekiwaniami do niej szedłem/szłam, co chciałem/am zrobić. Czasem ktoś wybiera swoją pracę przypadkowo, z tak zwanego braku laku. Wówczas wypalenie zawodowe nie wystąpi, bo nie ma tej motywacji, tych wzniosłych celów i dużych oczekiwań. Tu może pojawić się stres, często prowadzący do kryzysu emocjonalnego, ale nie wypalenie zawodowe.

Jakie są zatem objawy?

Pierwsze stadium, tak zwane ostrzegawcze, objawia się irytacją, wyczerpaniem emocjonalnym, chęcią odseparowanie się na jakiś czas od pracy. Myślimy o wypoczynku, urlopie, bo czujemy się zmęczeni. Mogą pojawiać się przeziębienia. To jest moment, który nas informuje, że powinniśmy się zająć sobą. Dobrze znaleźć coś poza pracą, może spotkać się ze znajomymi,  wyjechać na kilka dni, zregenerować siły. Sygnał, że powinniśmy coś zmienić.

Jeżeli ten sygnał zignorujemy, to...?

Objawy będą narastać. Jeżeli stwierdzimy, że nie możemy sobie pozwolić na odpoczynek, musimy pracować, poniesiemy tego konsekwencje.  W kolejnym etapie zaczynają spadać wyniki naszej pracy. Sami to zauważamy, a i ludzie dookoła też już zaczynają to dostrzegać. Częściej wybuchamy gniewem, irytujemy się. Nawet drobne rzeczy potrafią wyprowadzić nas z równowagi. Mogą się zacząć pojawiać konflikty interpersonalne - jesteśmy cyniczni w relacjach z drugim człowiekiem. Stajemy się po prostu tykającą bombą. To już jest nie sygnał, a alarm! Nasz organizm potrzebuje dłuższego urlopu - weekend w górach nie wystarczy, a już na pewno nie pomoże odpoczynek w postaci: myję okna, sprzątam. Trzeba porządnie o siebie zadbać. Podjąć radykalne zmiany - może zmniejszenie etatu, godzin pracy.

Bagatelizujemy to. Aż strach iść dalej...

Docieramy do ostatniego etapu nazywanego chronicznością syndromu. Następuje pełen rozwój objawów, które są zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Na tym etapie mamy poczucie, że nikt nas nie rozumie, że zostaliśmy sami z problemem. Boimy się porozmawiać w obawie, że ktoś nas wyśmieje. Nasze zachowanie przekłada się na relacje z najbliższymi, pojawiają się kryzysy małżeńskie, a także z przyjaciółmi czy w pracy. Wypalenie zawodowe zaczyna rozchodzić się na inne gałęzie naszego życia. To już jest najsilniejsza forma wypalenia zawodowego i moment, kiedy potrzebna jest pomoc lekarza albo terapeuty.  Sami sobie skutecznie z tym nie poradzimy. Nie zajmując się tą sytuacją, narażamy się na depresję, a ta może nas uziemić, odebrać sens życia.

Może ktoś powinien to zrobić za nas? Bliscy przecież obserwują nasze zachowanie. Jak oni mogą nam pomóc?

To nie jest łatwa sytuacja, bo jak pomóc, kiedy mamy do czynienia z tykającą bombą. Każda drobna uwaga może irytować. Rozmowy na pewno będą ważne, ale i trudne. Można zacząć w ten sposób: "Czy naprawdę ten rozsypany cukier cię tak irytuje, czy może jest coś innego, co sprawia, że się denerwujesz?" Często drobne problemy ukrywają te faktyczne. Bliscy muszą wykazać cierpliwość w rozmowie. Nawet jeśli nie mogą pomóc, może podpowiedzą, gdzie szukać rozwiązania problemu.

A koledzy z pracy?

Dokładnie tak samo. Zapytać,  dać się wygadać.  Podpowiadać, że potrzebne są zmiany lub rozmowa ze specjalistą.

Wymieniła Pani grupy zawodowe narażone na wypalenie, dalej jednak nie wiem, dlaczego na przykład inżynier nie jest w grupie ryzyka?

Wróćmy zatem do teorii. Omówiłam tę dotyczącą trzech elementów, które składają się na wypalenie zawodowe. To, co nas bardzo obciąża emocjonalnie, to praca z drugim człowiekiem. Teoria egzystencjalna z kolei, o której wspomniałam na początku, mówi o istnieniu wzniosłych celów, silnej motywacji, dużych oczekiwaniach. W tym wypadku inżynier też może się wypalić. Załóżmy, że jego celem jest skonstruowanie maszyny ratującej ludzkie życie, a tymczasem firma, w której pracuje, mu to uniemożliwia. Zamiast współpracować z innymi fachowcami, aby wspierać się w procesie tworzenia i konstruowania maszyny, cały czas jest komuś podporządkowany i słyszy, że nic nie jest wart oraz że jest potrzebny w innym projekcie, który jest dla niego mniej ważny. Jego motywacja zaczyna spadać, więc ryzyko wypalenia również może zaistnieć. Częściej jednak w takich zawodach występuje stres, który również może być destrukcyjny.

Jaka jest różnica między stresem, a wypaleniem?

Jeszcze raz powtórzę: Żeby się wypalić, trzeba mieć z czego.  Jeśli osoba pracuje w przypadkowym miejscu, w korporacji, sklepie, gdzieś, gdzie wcześniej nie planowała i o czym dotąd nie marzyła, wówczas z dużym prawdopodobieństwem nie towarzyszy jej myśl, że w tej pracy się spełni, że nada to sensu jej życiu. Jeśli praca nie odpowiada jej innym oczekiwaniom, może się pojawić stres. Długotrwały stres może natomiast doprowadzić do kryzysu emocjonalnego. Nie pojawi się jednak wypalenie. Różnica tkwi w tym, z czym startujemy.

Niedawno prowadziła Pani warsztaty dla pielęgniarek, jak radzić sobie z wypaleniem zawodowym i jemu zapobiegać. Na co ta grupa zawodowa zwracała uwagę? Co wypala pielęgniarki...?

Prześledziłyśmy z paniami obciążenia charakterystyczne dla ich zawodu i podzieliłyśmy je na co najmniej dwie grupy. Pierwsza to obciążenia interpersonalne - praca z pacjentem, który jest chory, pełen bólu i ma wobec nas ogromne oczekiwania; praca z rodziną pacjenta, która - jak relacjonują pielęgniarki - nierzadko jest roszczeniowa. W grupie interpersonalnej są również kontakty pielęgniarek między sobą i z przełożonymi. I tu nie brakuje problemów. Druga grupa obciążeń to te związane z samą instytucją i organizacją pracy: niskie wynagrodzenia, zmianowa praca, która rozregulowuje organizm,  zbyt mała ilość personalu odpowiedzialnego za pacjentów itp. Możemy jeszcze wyróżnić trzecią grupę obciążeń - to przyczyny wewnętrzne, czyli tkwiące w nas. Jeśli osoba ma niskie poczucie własnej wartości, każde niepowodzenie odczuwa jako osobistą porażkę, wówczas zwiększa się prawdopodobieństwo tego, że kiedyś może wystąpić wypalenie zawodowe.

Podniesienie poczucia własnej wartości uchroni nas przed wypaleniem?

Podczas warsztatów z pielęgniarkami jeden moduł poświęciłyśmy właśnie na zmianę przekonań i nawyków. Jeżeli ufamy swoim kompetencjom, wierzymy w siebie, to  wierzymy w siebie, to będziemy też bardziej asertywne, umiejące zadbać o własne potrzeby. Dla pielęgniarek, z którymi pracowałam, niezwykle odkrywcza była wskazówka, aby siebie nagradzać. Od szkoły jesteśmy uczeni nagradzać siebie za efekt - dostałem piątkę, to dobrze, dostałem jedynkę - to źle. Tymczasem powinniśmy się nagradzać za proces. Kiedy miałam swoją pierwszą sesję mentorską - czyli ktoś z większymi kompetencjami oceniał moją pracę - nie poszło mi najlepiej, nie byłam zadowolona z siebie. I co zrobiłam? Zadałam to pytanie pielęgniarkom i padały takie odpowiedzi: "załamałam się", "byłam na siebie wściekła", "nie wychodziłam przez kilka dni z domu". Nie! Nic z tych rzeczy. Poszłam siebie nagrodzić. Zjadłam pyszną kolację. Dlaczego mam się karać za efekt, skoro w trakcie sesji dałam z siebie wszystko. Efekt nie był zadowalający, mogłam lepiej, ale miałam przed sobą inne sesje. Przekładając to na pracę pielęgniarek - efekt czasem jest niezadowalający: pacjent nie zdrowieje, może umiera.  Mimo to pielęgniarka może mieć poczucie, że dała z siebie wszystko: czuwała przy pacjencie, podawała leki, rozmawiała z nim. Dlaczego miałaby się za to karać?

Przygotowała Pani pewnie i inne wskazówki, które mogą nas uchronić przed wypalenie zawodowym...

Mam przed sobą całą listę prewencyjnych działań. Najważniejsze to dbać o siebie, o swój komfort psychiczny. Jeżeli w firmie, w której pracujemy, coś nam nie pasuje, warto powalczyć o swoje, komunikować potrzeby, nie pozostawać biernym. Po drugie - dbać o swój wypoczynek. Nie da się pracować non stop. Nasz organizm da nam się w końcu we znaki. Kiedy zapytałam panie, co robią w wolnym czasie, odpowiadały: prasują, piorą, sprzątają. To nie jest odpoczynek! Na pewno wypaleniu zawodowemu zapobiega też podnoszenie swoich kwalifikacji - one podnoszą bowiem poczucie naszej wartości. Powinniśmy również zaakceptować swoje ograniczenia - nie jesteśmy w stanie wszystkiego zrobić, nie na wszystko mamy wpływ. Do tego myślę dojrzewa się z czasem. Trzeba też nauczyć się oddzielać to, co w pracy od życia osobistego - jeżeli coś mi nie wyszło w pracy, to nie znaczy, że jestem złym człowiekiem. Dobrze jest mieć swoje rytuały - na przykład po powrocie do domu przebieram się, zaznaczając, że teraz zajmuję się rodziną, albo biorę prysznic, "zmywając" to, co spotkało mnie dziś w pracy.  Przede wszystkim polecam rozwijanie swoich dodatkowych zainteresowań oraz uprawianie sportu. Mówi się, że ruch to zdrowie i to prawda. Bieganie, zumba, taniec, nordic walking. Każdy znajdzie coś dla siebie. Rozwijanie swoich zainteresowań pomaga natomiast się zrelaksować, skupić uwagę na czymś innym niż praca - na czymś, co jest fascynujące i pochłaniające.

Czy wypalenie zawodowe musi oznaczać zmianę pracy, a nawet zawodu?

Jeśli doszliśmy do ostatniego stadium, to dobrze byłoby nie pracować w tym miejscu, gdzie wypalenie powstało. Musimy organizmowi dać czas na regenerację. Osobiście jednak nie uważam, że nie należy wracać do zawodu. Wyobrażam sobie, że byłby to powrót do innej pracy.

Zmienić instytucję, firmę?

Nawet nie.  Dalej osoba może być pielęgniarką pracującą w tym samym szpitalu, ale będzie mieć już inne wymagania. Na koniec terapii będzie mieć mocny kręgosłup - świadomość, jakie ma priorytety, z czego może zrezygnować i na co innym nie pozwolić.

*Katarzyna Kuzak - psycholog i coach

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Żeby się wypalić, trzeba mieć z czego [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.