A gdybyśmy życie spędzili na jednej ulicy?
Gdyby cały nasz świat mógł zmieścić się na jednej ulicy. Wszystkie nasze spotkania by się tu odbywały, tu żyłaby nasza rodzina i nasi przyjaciele, w szeregu stały wszystkie szkoły, do których uczęszczaliśmy, tu chodzilibyśmy do pracy.
Wszystko w odległości pozwalającej na przejście dystansu piechotą. Świat byłby wtedy dziecinnie prosty, dokładnie oznaczony. Nie musielibyśmy podróżować, by żyć nasze życie; siedzieć godzinami w pociągach i samolotach, czekając na następny przystanek, obserwując nasze myśli przelatujące bezwiednie. Czy naprawdę aż tyle genialnych pomysłów powstaje w tunelach metra?
Gdybyśmy całe swoje życie spędzili na jednej ulicy, świat przestałby być zagadką. Wszystko dałoby się przewidzieć. Ogromna część wiedzy pozostałaby szczęśliwie nieodkryta, odgrodzona granicą horyzontu. Nie musielibyśmy niczego szukać, bo to, czego nie byłoby na naszej ulicy, nie istniałoby.
Wszyscy by nas znali i my wiedzielibyśmy dokładnie kim jesteśmy. Musielibyśmy dobrze żyć ze wszystkimi, bo spotykalibyśmy ich do końca życia. Wpadając na starą miłość, która odprowadza do przedszkola nie nasze dzieci, uśmiechalibyśmy się, ignorując łomot serca. Nie mielibyśmy wrogów ani dłużników. Nigdy nie poznalibyśmy uczucia tęsknoty i nie przeoczyli żadnej chwili z życia naszej rodziny. Nigdy nie poznać innego świata to prawdziwa wolność "od".
Tymczasem przemieszczamy się. Uzupełniamy wiedzę. Wszystko na sobie sprawdzamy. Tworzymy życie z porównań. Każde nowe miejsce jest lepsze, bo ma w sobie obietnicę, że tu będzie lepiej. Mamy prawo zatoczyć krąg, by na końcu powrócić do domu. Nasze kręgi są coraz większe. Mieszkamy w jednej dzielnicy, pracujemy w trzech innych i spotykamy się z przyjaciółmi w czwartej. Zmieniamy miasta. Wyjeżdżamy na wakacje jak najdalej stąd. Mamy rodzinę na końcu świata. Na kłopoty zawsze odpowiadamy ucieczką.
Tysiące ludzi, których poznaliśmy i o których istnieniu szybko zapominamy. Niewielki dystans, zmiana adresu, jeden nieodebrany telefon. Czasem wystarcza przestać na kogoś przypadkiem wpadać, a będzie tylko okienkiem w komputerze, podłączonym kablami do twoich uczuć, a potem do twojej obojętności. Bunt przeciwko obojętności może skończyć się sądowym zakazem zbliżania się i komunikacji.
Człowieka najlepiej jest zastąpić kimś innym. Gdy wchodzimy w tłum anonimowych przechodniów, jasnym się staje, że ważni tu jesteśmy tylko my. Że tylko na tamtej jednej ulicy ważni byli oni.
Na naszej nowej ulicy od nowa identyfikujemy się przed nowymi ludźmi. Nowy identyfikator pozwala nam wejść do budynku. Anonimowość i niewiedza są teraz warunkiem naszego szczęścia. Powoli odkrywamy zaułki ulicy. Składamy znowu układankę, dopasowując wszystkie elementy życia do nowych okoliczności. Szukamy miejsc, które spełnią stare potrzeby i cieni ludzi sprzed lat. Oto kolejna ulica połączona podróżą z resztą ulic naszego świata. Zataczamy kolejny krąg.
Skomentuj artykuł