Poczułeś, że "obudziłeś się z ręką w nocniku"?
Różnie bywa. Planujesz i realizujesz. Realizujesz plany kwartalne i roczne, za które często nie dostajesz premii bo jakiś kolega z twojego zespołu pracował przez dwa tygodnie z ciężką grypą i nie był tak wydajny jak zwykle. Swoje własne życie planujesz całymi latami. I co? Czasami wszystko działa bez zarzutu a czasami nie. Bywa, że upada jakiś projekt albo nawet wszystko bierze w łeb i budzisz się w … czarnym lesie.
Zostałeś sam, lasu nie znasz bo to nie twój las, GPS’a zabrali wraz ze służbowym samochodem i służbową kartą kredytową, mapa nie była ci nigdy potrzebna bo miałeś przecież GPS’a a telefon stracił zasięg. Stoisz tam sam, w eleganckim garniturze i w nowych lakierkach. W jednym momencie skończyły się delegacje, karnety do kina i na siłownię oraz przedświąteczne "wigilijki", na które chodziłeś z tak "wielką przyjemnością".
Stoisz tam wyfraczony jak "stróż w Boże Ciało" i mimo, że to straszny las możesz na chwilę odetchnąć bo cichociemne drapieżniki wobec ciebie zrobiły już swoje i z właściwą sobie przebiegłością osaczają teraz już kogoś innego. Dzisiaj jesteś zły, jutro gdy wyleczysz już kaca poczujesz powiew wolności a pojutrze…? Pojutrze po przerobieniu stu pięćdziesięciu trzech ofert pracy, dowiesz się że życie trzeba znowu zaczynać od tysiąca ośmiuset i miesięcznego biletu na tramwaj. Nie chcąc odbierać już kolejnych telefonów z działu windykacji, po prostu się z tym zgodzisz. I zgodzisz się również z tym, że twoje doświadczenie i umiejętności wynikające z wieku i zaangażowania w porównaniu ze "świeżą krwią" są nic nie warte albo zwyczajnie za drogie.
Jest dobrze. Zacząłeś zarabiać swoją prawie "dwójkę". Masz stanowisko specjalisty. Wprawdzie niezgodne ani z twoim pierwszym ani drugim fakultetem i na dodatek na trzy zmiany ale z czasem i do tego się przyzwyczaisz.
Twój nowy szef jest po technikum cukierniczym oraz kursach komputerowych i samoobrony dlatego zarządzanie i marketing też mu jakoś wychodzi. Kupił nawet dwa lata temu książkę na ten temat ale najpierw musi przeczytać zaległe "Życie na gorąco". W gruncie rzeczy to dobry człowiek więc najważniejsze, że ma dobre chęci. Jakoś się dogadacie. Po drugim piwie znajdziecie już wspólny język i będziecie mogli porozmawiać o najnowszych trendach na azjatyckich giełdach a po czwartym zaczniecie nawet rozważać niuanse duszy ludzkiej i zagłębicie się w tajemnice istnienia. A teraz uważaj: biorąc pod uwagę twoją trzymiesięczną przerwę w pracy to średni zarobek w najbliższym kwartale wyniesie prawie cały tysiąc zł.
Popadłeś w życiową rutynę, zachłysnąłeś się korporacyjnymi mrzonkami oraz świetlanym życiem celebrytów z pierwszych stron gazet i z plazmowych ekranów, które posiadasz dzięki "wspaniałym" okazjom 20x0%. Chciałeś żyć tak jak oni. Po 10-12 godzin dziennie realizowałeś marzenia. Byłeś jednak jedynie "środkiem produkcji" i realizowałeś marzenia czyjeś a nie własne. Dlatego dałeś się zaskoczyć a teraz w żaden sposób nie potrafisz się odnaleźć.
Żona ma już wyłącznie własnych znajomych i komunikuje się z tobą za pośrednictwem adwokata. Swoją drogą przystojny. Nie miej do niej pretensji. Na jej miejscu zrobiłbyś dokładnie to samo. A do córki, zamiast iść z nią na spacer, wysyłasz jedynie idiotycznie brzmiące maile, zapewniające o twojej wielkiej rodzicielskiej miłości. Nowocześnie, trendy, prawda?
Bez względu na materię i przyczynę twoich aktualnych problemów powinieneś być z siebie "dumny". W końcu to twoja "zasługa". Podjąłeś kiedyś jakieś decyzje lub zaniechałeś innych i masz "co chciałeś". Przecież jesteś dorosły i odpowiedzialny. To jest twoje życie i twoje decyzje. Czyż nie?
Możesz teraz zacząć wyć w kącie albo walić głową w mur. Ok., zrób to! Może ci nawet chwilowo ulży. Jeżeli jednak zaczniesz szukać winy u innych a nie u siebie to przegrałeś i kropka. Cokolwiek byś teraz nie powiedział lub nawet jedynie pomyślał to są to tylko wymówki i tanie usprawiedliwienia. Chcesz, to możesz rozpamiętywać, możesz wracać myślami, możesz wreszcie mówić wszystkim, że to nie twoja wina. Część znajomych pewnie ci nawet uwierzy. Tyko co to zmieni? Pewne jest jedynie to, że jesteś w lesie oraz to, że sam na to zapracowałeś.
Żadne usprawiedliwienia nie mają teraz sensu. Poza tym, im dłużej będziesz znajdował kolejne, w tym głębszym i straszniejszym lesie wylądujesz. Stale robiąc to samo i w kółko to samo, możesz nawet popaść w zwyczajny obłęd i już nigdy nie wrócić. Trzeba więc zrobić coś innego.
Najpierw musisz się zgodzić z tym, że już jesteś w lesie. Nie w zagajniku tylko w lesie. Im szybciej to zrozumiesz i zaakceptujesz tym lepiej dla ciebie. Przed tobą chaszcze po pachy, błoto, pajęczyny smagające ci twarz i wszechobecne, natrętne robactwo. Możesz iść dalej i opowiadać wszystkim, że widzisz przed sobą piękną bezkresną łąkę, ukwieconą po horyzont, ze wspaniałą panoramą gór Opawskich, łagodnych choć rysowanych zdecydowaną kreską, bujnie porośniętych lasami bukowymi, ponad którymi rozciąga się jeszcze ciepłe, jesienne niebo z delikatnymi chmurkami, raz wyglądającymi jak puszysta kołderka, innym razem jak anielskie blond włosy po użyciu karbownicy. Ostro poprzecinane w różnych kierunkach śladami samolotów lecących do Pragi lub do Egiptu, układającymi się niczym chińskie znaki, z których jak z otwartej księgi, można wyczytać wiele mądrości.
Owo głęboko błękitne niebo stoi w harmonicznym kontraście z szaro złotą ziemią, która całkiem niedawno obrodziła żyznym plonem a teraz, przygotowana do zimy, odpoczywa czekając na wiosnę i kolejne płodne lato. W oddali tylko słychać bardzo delikatne dzwonki owiec, pasących się opodal w zagrodzie i bzykające muchy. Widzisz to? Czujesz ten zapach świeżego siana? Cisza, spokój, sielanka. Prawda, że jest pięknie?
Nie! Nie! Stop! Weź się chłopie obudź! Otwórz oczy, szeroko otwórz! Jesteś w lesie, wokół ciebie mokradła. Stoisz po kolana w luźnym, obślizgłym, cuchnącym bagnie, które przykleja się do wszystkiego krępując każdy kolejny twój ruch a z czasem powodując, że jakiekolwiek ruchy przestają być możliwe. Do tego złowróżbny chłód wali cię co rusz w dziób, jak drzwi od stodoły a samoloty do Egiptu latają już bez ciebie na pokładzie.
Musisz to sobie wreszcie uświadomić! Nie trzymaj się jak pijany płotu tylko puść to i zacznij w końcu żyć. Życie nie jest po to aby go przeżyć ale po to aby go przeżywać, smakować i delektować się nim. Oddaj św. Antoniemu wszystko to, co cię jeszcze trzyma, bo inaczej nigdy nie wyjdziesz z lasu. Oddaj i zapomnij!
Następnie musisz poznać to, czego sam chcesz. Sam, to znaczy to co ty czujesz i co wypływa z twojego wnętrza a nie z oczekiwań innych ludzi w stosunku do twojej osoby. Twoje cele w żaden sposób nie mogą być warunkowane opinią znajomych czy środowiska, które w kluczowych dla ciebie sytuacjach i tak ci nie pomoże. O przepraszam, masz przecież przyjaciół. A chcesz się przekonać ilu ich jest? Uważaj bo może zaboleć. Na pewno chcesz wiedzieć? Ok., to zadzwoń teraz do wszystkich znajomych i poproś o kilka tysięcy pożyczki. A, dodaj jeszcze, że nie wiesz kiedy oddasz, bo na razie jesteś bez pracy. Jak sądzisz ilu z nich pomoże? Zadzwoń drugi raz i zapytaj … "abonent chwilowo, permanentnie niedostępny". Dziwne, prawda? Ale, ale, a czy ty, pomógł byś bez wahania?
Pomyśl czy na pewno chcesz nadal brnąć w tym w czym jesteś. Pozornie wydaje się, że można zmienić sztandary i wszystko będzie ok.. Może i tak. Ale zasady wszędzie są takie same a tych nie zmienisz. A może czas na to aby ustalić własne zasady i zacząć żyć i pracować zgodnie z nimi. Czy nadal chcesz tracić energię, wypalając się do cna? Spojrzyj w lustro. Hm…! Sweter wygląda jak worek na ziemniaki. 15 kg nadwagi. No i jeszcze to "trzeźwe, tajemnicze i pełne dynamiki" spojrzenie. Odrobinę się zaniedbałeś. Jest dobrze choć nie jest jeszcze beznadziejnie. Ogól się, idź do fryzjera, odwiedź kosmetyczkę, zainwestuj w Tictacki a potem marsz na długi spacer. Może w końcu zamknąć ten etap i rozpocząć nowy a poprzedni potraktować jako źródło doświadczeń, z których powinna wypłynąć nauka i z których koniecznie m u s i s z wyciągnąć wnioski. Może warto z kimś porozmawiać. Może warto zacząć dostrzegać ludzi.
Zastanów się teraz, najlepiej z kartką w ręce i napisz czego tak naprawdę chcesz, czego pragniesz, co jest dla ciebie ważne, co sprawia ci przyjemność, co podnosi cię na duchu i co raduje twoje serce. Po drugiej stronie napisz co cię boli, co cię ogranicza, co doprowadza cię do smutku, co nie pozwala ci się rozwijać w takim tempie jak robiłeś to jeszcze niedawno, do czego nie chcesz wracać, co wreszcie powoduje, że jesteś
w … lesie. Tak jak księgowy zrób po prostu bilans, takie swoiste życiowe saldo. I nie bądź zaskoczony gdy do twojej mózgownicy dojdzie w końcu wynik tej analizy.
Rozumiesz już teraz swoją sytuację? Jesteś z niej zadowolony? Podoba ci się to co widzisz? Gdzie jesteś? Gdzie jest twoja rodzina i przyjaciele? Gdzie są twoje ideały i marzenia, które miałeś wówczas gdy wchodziłeś w dorosłe życie? Chciałeś przecież tak wiele i mogłeś przenosić góry. A co masz? Swój szacunek sprzedałeś za służbowe smycze. Cena: pięć srebrników i zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami wypłacane każdego pierwszego lub dziesiątego. Własne marzenia wsadziłeś sobie gdzieś i na później. Pomyśl, teraz właśnie jest to "później" a ty nadal masz swoje marzenia gdzieś, w … lesie.
Warto teraz podjąć decyzję. Teraz mówię! Nie odwlekaj jej i nie opowiadaj dyrdymałów o swoich pobożnych życzeniach, o swoich pragnieniach czy o postanowieniach noworocznych, z których zwykle nic nie wynika. Podejmij decyzję, za którą będziesz stał murem i za którą będziesz odpowiedzialny. Masz trzy wyjścia. Pierwsze to skok do przodu czyli do tego czego chcesz i co rozpala twoje serce. Drugie to seria nieustannych drobnych i śmiesznie wyglądających podskoków, często oddawanych chaotycznie i bez przygotowania w ucieczce przed tym co cię boli. Trzecie to nicnierobienie, dzięki czemu można skutecznie popaść w paranoję i nawet zacząć "lewitować". Skok do przodu z różnych względów jest trudny a może nawet najtrudniejszy.
W stosunku do wszystkich innych działań, skok do przodu daje jednak nieporównywalnie większe i wspanialsze możliwości oraz nowe perspektywy. Wbrew pozorom wybór jest prosty. Trudność polega jednak na tym, że nikt za ciebie nie podejmie tej decyzji. Sam fakt, że musisz ją podjąć osobiście oraz to, że odpowiedzialność za jej skutki leży po twojej stronie, przyprawia cię już o zdenerwowanie lub przynajmniej o lekki niepokój.
Przyznaj, że właśnie teraz, na samą myśl o tym, kolana zrobiły się jakieś miękkie a dłonie, chcąc nie chcąc stały się lekko wilgotne. Nie wierzysz? To sprawdź a się przekonasz.
No cóż, jeśli nie podejmiesz żadnej decyzji lub nie zrobisz tego właśnie teraz to pociąg odjedzie, a ty będziesz długo zaglądał sobie w różne miejsca, a żal za tym czego nie doświadczysz i co straciłeś będzie ci towarzyszył do końca życia i stale będzie podsycany świadomością, że świat jest parszywy, życie jest okropne, a wszyscy ci, którzy coś osiągnęli to cwaniacy i złodzieje.
A teraz najważniejsze. Nie zostawiaj sobie żadnej furtki, nawet tak na wszelki wypadek. Wyznacz kierunek i idź. Idź to znaczy idź, nie ustawaj i stale podejmuj wysiłek. Idź to znaczy idź prosto i nie zbaczaj z wyznaczonego kursu, nie szukaj co chwilę nowych "bezpiecznych", na pozór atrakcyjnie wyglądających przystani. Bądź odważny i idź to znaczy idź aż dojdziesz do celu, aż znajdziesz się dokładnie tam gdzie chciałeś. Dzięki przeciwnościom, które po drodze napotkasz i którym zwycięsko stawisz czoło, staniesz się silniejszy i nie do zatrzymania.
Gdy będziesz chciał tego p r a w d z i w i e, to dojdziesz i kropka! Będziesz mógł wówczas chwilę odpocząć co nie zwolni cię jednak z konieczności nieustannego rozwoju i stałego zabiegania o nową jakość na każdej płaszczyźnie życia. Nawet najsłuszniejsze decyzje bez twojego pełnego, czytaj uważnie p e ł n e g o zaangażowania są funta kłaków warte. I na nic się zdadzą odwiedziny ojców Jezuitów, Benedyktynów, jeśli będziesz pasywnie czekał za krzakiem, podpierając się wymówkami niczym protezą, to sam p. Bóg z jego wszechmocą, nie pomoże ci, tak jak nie pomógł Malinowskiemu wygrać w Totolotka gdy ten nie wysłał kuponu.
Gdy będziesz zwlekał z decyzjami to zapadnie zmrok a wraz z zachodzącym słońcem złowrogie niebo, płonące wszelkimi odcieniami czerwieni tak jak rozpalone węgle spod piekielnego kotła oraz dramatycznie walczące ze sobą czarne chmury wyglądające teraz niczym dym z płonącej stodoły, pochłoną cię i opanują twoje myśli, emocje a w końcu całego ciebie i nie pozwolą ci się uwolnić.
Jest fajnie tu i teraz. Wiesz, że w przyszłości może być jeszcze lepiej. Jeśli to jednak schrzanisz, to zamiast wspaniałości, o których myślisz, po ekscytującej wycieczce, pozostaną ci jedynie muchy w twoim samochodzie, które zrobią w nim wszystko to co muchy robią najlepiej. Gdy jednak skoczysz do przodu, dając sobie szansę to może uda ci się odnaleźć przyjazną duszę. Kogoś kto poda ci pomocną dłoń i zaprosi cię na swoje schodki.
Z nią może być jeszcze wspanialej niż jesteś w stanie sobie to teraz wyobrazić. Dzięki jej obecności, dzięki wsparciu, dzięki mnóstwie właściwych pytań, które ci zadaje, dzięki temu, że jej pytania zmuszają do myślenia i prowokują nie tylko do udzielania odpowiedzi ale bardziej do poszukiwania odpowiedzi, dzięki wreszcie jej inspiracjom docenisz w końcu osobistą wolność, której pragniesz ponad wszystko a jednocześnie poczujesz niewyobrażalną potęgę ciszy, geniusz prostoty, siłę bliskości i tajemnicę współistnienia. Dzięki niej na powrót odnajdziesz siebie, którego zgubiłeś skręcając kiedyś na manowce.
Najpiękniejsze jest to, że niezależnie od wieku i miejsca, w którym teraz jesteś masz do tego pełne prawo a twoje szanse rosną wraz z doświadczeniem życiowym. Możesz być wolny, możesz być sobą i samemu decydować o własnym życiu. Gdy będziesz miał jeszcze na uwadze swoje dotychczasowe doświadczenia, do których nie będziesz chciał już nigdy więcej wracać to osiągniesz wszystko co tylko przyjdzie ci na myśl i nic cię nie powstrzyma bo zamiast hamulców i nic nie wartego współczucia, w swej przyjaznej, dobrej duszy, odnajdziesz troskę, bezinteresowne wsparcie i poczucie, że to właśnie z nią odbudujesz wszystko od nowa.
Czy nie tego chcesz? Czy nie tym jest właśnie odpowiedzialna wolność? Czy nie warto uczyć się jej i stale doświadczać na nowo przez całe swoje życie? Czy potrafisz stanąć przed lustrem i się do tego przyznać, na początek może tylko przed samym sobą, patrząc sobie prosto w oczy? A może lepiej w pierwszej kolejności sprzedać swój potencjał za parę złotych, funtów czy euro i elegancko wyglądające smycze lub rozmienić go na drobne i roztrwonić dla całego świata zapominając o sobie? Czy wolisz pozostać czyimś "środkiem produkcji" czy dojrzeć do wolności i zacząć korzystać z życia?
P.S.
Oczywiście to nie jest Twoja historia. Nie bój się. To jedynie wymyślony tekst literacki. Gdybyś jednak mógł sobie wyobrazić, choć przez chwilę, siebie w takiej lub podobnej sytuacji to przyznasz, że delikatnie mówiąc, będzie mało komfortowo.
Jesteś wspaniałym człowiekiem, jesteś jedyny i niepowtarzalny, jesteś wyjątkowy. Zasługujesz na dobre i dostatnie życie. Masz prawo do radości, do uśmiechu i do miłości. Masz prawo do życia w harmonii i w równowadze z samym sobą i ze światem zewnętrznym. Rób wszystko, walcz jak lew o to aby powyższa historia na zawsze pozostała dla ciebie jedynie tekstem literackim i aby nie zajmowała twojej pamięci zbyt długo. Wspomnij kiedyś to krótkie opowiadanie, przeczytaj je swoim wnuczkom przy kominku aby uświadomić im jak pokręcony był początek XXI w., jak wówczas pracowali, jak żyli i jak byli traktowani normalni ludzie.
Ty możesz być wolny. Jak głosi dalekowschodnia mądrość "Każda, nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku". Zgadzam się z nią w pełni choć pierwszy krok zawsze poprzedzony jest decyzją. Twoją decyzją. Jakakolwiek by nie była, to i tak jej nie unikniesz. Wierzę, że dasz radę i trzymam za ciebie kciuki.
Skomentuj artykuł